PiS uciekał spod sztandarów faszystów trzeciego millennium – Włochów, którzy na skrajnie prawicowej ideologii i układach z Kremlem nauczyli się zarabiać duże pieniądze. Do Polski nie wpuszczono neonazistów z Ukrainy, którzy, wywieszając sztandary nawiązujące do SS, mogli ostatecznie pogrążyć niedzielny marsz
ABW wspólnie z policją zatrzymały ok. 100 osób, które podejrzewano o próbę zakłócenia Marszu Niepodległości. Straż Graniczna otrzymała od agencji listę 400 aktywistów skrajnych organizacji, którzy mogli wybierać się do Polski. Wielu z nich zatrzymano na granicy. Równolegle służby specjalne prowadziły działania, które miały zapobiec kompromitacji polskich władz. W wariancie maksimum spodziewano się zamieszek. W grę wchodził również scenariusz klapy wizerunkowej, czyli taki, w którym na imprezie pojawiają się sztandary nawiązujące do III Rzeszy. Te miały przyjechać do Polski ze Wschodu. I – nawet przy optymistycznym założeniu, że rasistowskich i antysemickich transparentów nie wystawią ONR-owcy czy falangiści – pogrążyć biorących udział w Marszu polityków.
„Działania prowadziła również Straż Graniczna. W ich wyniku uniemożliwiono wjazd na terytorium RP osobom ze środowisk stanowiących zagrożenie dla bezpieczeństwa i porządku publicznego, m.in. obywatelom Rosji, Szwecji i Ukrainy” – napisano urzędniczym metajęzykiem w komunikacie MSWiA i ministra koordynatora służb specjalnych. Jak wynika z informacji DGP, swój przyjazd do Warszawy planowali m.in. członkowie organizacji Karpacka Sicz i skinheadzi związani z lwowskim Prawym Sektorem. Pierwsza organizacja ma oblicze antywęgierskie. Druga nie pała miłością do Polski. Obie mają podejrzane związki zarówno z ukraińskim MSW, jak i – mimo deklarowanej antyrosyjskości – obywatelami Federacji Rosyjskiej oraz światem przestępczym.

Sektor rodzinny

Gra o dominację nad Marszem Niepodległości między narodowcami a PiS toczyła się jednak przede wszystkim na gruncie krajowym, a nie zagranicznym. Kilkanaście dni przed 100. rocznicą odzyskania niepodległości obie strony negocjowały kwestię transparentów i flag, które mają się pojawić. Ośrodek prezydencki chciał, by impreza odbywała się tylko pod biało-czerwoną. Narodowcy nie chcieli zrezygnować m.in. z zielonego. W końcu prezydent Andrzej Duda zrezygnował z udziału w imprezie. Szansę na dogrywkę w negocjacjach stworzyła prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, która zakazała organizacji marszu. Po kolejnej turze negocjacji na linii PiS – narodowcy wypracowano rachityczny kompromis.
– Niech to będzie marsz, na którym każdy chce być i na którym każdy dobrze się czuje, idąc dla Polski – te słowa prezydenta Andrzeja Dudy, otwierające marsz biało-czerwony (według przedstawicieli PiS) albo Marsz Niepodległości (według narodowców), dobrze oddają to, co działo się po południu w niedzielę w Warszawie. Jeszcze przed rozpoczęciem wydarzenia głośno skandowano hasło „Bóg, Honor, Ojczyzna” i – z mniejszym zaangażowaniem – „Precz z Unią Europejską” czy typowo stadionowe „Kto nie skacze, ten z policji, ho, ho, ho”.
Niejako nawiązując do słów prezydenta, każdy szedł w swoim marszu i robił to, co chciał. Prezydent, premier Mateusz Morawiecki, ministrowie i szeregowi posłowie Prawa i Sprawiedliwości szli we własnym pochodzie. Towarzyszyły im orkiestra, pojazdy wojskowe, rekonstruktorzy, żołnierze, motocykliści regularnie jeżdżący w Rajdzie Katyńskim, wyłącznie polskie flagi. Stosując terminologię stadionową, można powiedzieć, że był to „sektor rodzinny”.

Żyleta

Kilkaset metrów za grupą oficjeli szedł Marsz Niepodległości zorganizowany przez narodowców. Czyli stadionowa żyleta, na którą przyszło znacznie więcej niż w ubiegłym roku „zwyczajnych” Polaków. Równocześnie – jak to na żylecie – trudno było nie zauważyć młodych mężczyzn w kominiarkach. Skandowano „Cześć i chwała bohaterom” oraz „Biało-czerwone to barwy niezwyciężone”. Słychać też było: „To my, to my, nacjonaliści”, „Hanka, szmato, co ty na to”, „Zakaz pedałowania”, „Młodość, wiara, nacjonalizm” czy „PiS-PO – jedno zło”. Poza morzem biało-czerwonych flag pojawiła się też niewielka liczba transparentów. Były to głównie informacje o pochodzeniu brygady ONR, nazwiska nacjonalistów czy hasła typu „Defend Europe”. Niektórzy flary rozdawali. Inni sprzedawali niczym znicze. Jedna za 20 zł. Dwie w promocji za 30 zł.
Gdy wykrzykiwano stadionową przyśpiewkę „W górę serca, j…ać TVN”, młoda dziewczyna komentowała w rozmowie ze swoim chłopakiem: „Teraz j…ać TVN, a jak będzie leciał «Władca Pierścieni», to pójdą oglądać”.
Mniej więcej na wysokości Muzeum Narodowego spotkaliśmy małżeństwo z dwójką dzieci. Wokół flary i wybuchające petardy. Obok kontrmanifestacja Obywateli RP z olbrzymią flagą „Konstytucja”. Policja próbowała chronić ich przed lecącymi racami i petardami.
Mijamy młodego tatę, który na barana trzymał pięcioletniego syna. Tuż za nimi dwóch 30-letnich domorosłych zapiewajłów krzyczało: „Kiszczak! Co? Ty ku…o!”. Choć robili to ostentacyjnie i głośno, tłum milczał.

Krym, Putin i włoscy przyjaciele ONR. Czyli Grazie, Roma

Byli i tacy, którzy rozdawali ulotki z tekstem aktu przyjęcia Jezusa Chrystusa na Króla Polski. I wspierający polskich narodowców obcokrajowcy, którzy szli w kolumnie uformowanej przez brygadę ONR. W jednej z nich z dumą niesione były czarne słońca – symbole falangi. Na czele marszu narodowców, niosąc własne flagi, szli również Włosi z partii Forza Nuova.
W ich wypadku za barwną warstwą neofaszystowskiego folkloru kryje się racjonalne przedsiębiorstwo i zakorzeniona we współpracy z Kremlem koncepcja polityczna. Według śledztwa tygodnika „L’Esspresso”, którego finałem była głośna publikacja o finansach partii, FN zarabia na specyficznym miksie lokalnych przedsięwzięć i funduszy płynących z Rosji. Forza we Włoszech dysponuje siecią restauracji, start-upów telekomunikacyjnych, barbershopów czy szkół językowych. Pieniądze z zewnątrz płyną za pośrednictwem firm zarejestrowanych na Cyprze.
Liderem tej neofaszystowskiej korporacji, z którą sympatyzują nasi skrajni prawacy, jest Roberto Fiore, jeden z architektów tzw. anni di piombo (lata ołowiu) – epoki we włoskiej polityce, w której powszechnym narzędziem walki były terror i przemoc. W latach 80. Fiore był oskarżony o zamach na dworzec w Bolonii, w którym zginęło 85 osób. Z tego powodu dzisiejszy lider emigrował do Wielkiej Brytanii, a jego proces we Włoszech toczył się zaocznie (oczyszczono go z zarzutów zorganizowania zamachu, jednak dostał dziewięć lat za przynależność do organizacji terrorystycznej. Wykonanie wyroku ostatecznie się przedawniło).
Według ujawnionych niedawno przez włoską prasę dokumentów Fiore podczas pobytu w Zjednoczonym Królestwie podjął współpracę z brytyjskimi służbami specjalnymi. Najpewniej z tego powodu nie niepokojony prowadził również na Wyspach biuro turystyczne do spółki z liderem brytyjskich narodowców Nickiem Griffinem.
W połowie lat 90. Fiore wrócił do włoskiej polityki, zakładając Forza Nouva. Od 2008 do 2009 r. zasiadał w Parlamencie Europejskim, w którym zastąpił Alessandrę Mussolini, wnuczkę Benita.
Obecnie Fiore uchodzi za wielkiego entuzjastę polityki Władimira Putina. W ostatnich trzech latach był w Rosji co najmniej kilkanaście razy. Odwiedzał okupowany Krym, na który sprowadzał włoskich biznesmenów, namawiając ich równocześnie do przenoszenia filii swoich firm na półwysep (zainwestowanie 50 tys. euro pod patronatem Fiorego miało owocować trwającymi pięć lat wakacjami podatkowymi). Jak pisze włoska prasa, w koncepcji Fiorego anektowany Krym miał być dla włoskich firm rajem podatkowym i specjalną strefą ekonomiczną połączoną z kontynentalną Rosją (czyli ogromnym rynkiem zbytu) otwartym niedawno mostem przez Cieśninę Kerczeńską.
W Warszawie neofaszyści nie byli jednak na pierwszym planie. Głośnym echem za to odbiło się spalenie unijnej flagi przez przedstawicieli Młodzieży Wszechpolskiej. Ku uciesze Brytyjczyków, popierających brexit, którzy przyjechali wziąć udział w marszu.
– Mamy jedną Europę i powinniśmy w niej żyć, ale jako narody. Każdy powinien być dumny ze swojego narodu, swojej niepodległości. Powinniśmy być dumni z narodowości. Powinniśmy być dumni z tego, skąd pochodzimy – deklarował patetycznie w rozmowie z DGP James z Leicester.
Dla narodowców marsz w 100-lecie odzyskania niepodległości był wielkim sukcesem. Rząd również przekonuje, że ma na koncie zwycięstwo, bo policji i służbom udało się zapobiec prowokacjom i wybuchowi przemocy. Opozycja wydarzenie zbojkotowała. Zagraniczna prasa miała swoje zdjęcia z PiS pod sztandarami radykałów. A PiS swój marsz wbrew Hannie Gronkiewicz-Waltz. Było tak, jak chciał prezydent Duda. Każdy na tym marszu, na swój sposób, czuł się dobrze.
Każdy na tym marszu, na swój sposób, czuł się dobrze