Kanclerz skarbu Philip Hammond przedstawi dzisiaj projekt ostatniego budżetu przed wyjściem Wielkiej Brytanii z UE.
Dyskusji nad dokumentem raczej nie uda się oderwać od toczącego się nad Tamizą sporu o rozwód z Unią Europejską. Demokratyczna Partia Unionistyczna (DUP) z Irlandii Północnej, koalicjant rządzących Wielką Brytanią konserwatystów, już zapowiedziała, że jeśli brexit wprowadzi jakiekolwiek bariery między ich małą ojczyzną a resztą Unii, są gotowi zatopić budżet, a wraz z nim być może rząd Theresy May. Owe bariery mogą się pojawić jako efekt uboczny rozwiązania problemu pobrexitowej granicy między Irlandią a Irlandią Północną. Jedno z proponowanych rozwiązań zakłada, że Irlandia Północna pozostałaby w unii celnej ze Współnotą. To by jednak oznaczało pojawienie się granicy w obrębie Zjednoczonego Królestwa – scenariusz, którego politycy DUP chcą uniknąć za wszelką cenę i który określają jako czerwoną linię.
– Przyszłość Irlandii Północnej to dla nich kluczowa sprawa – mówi dr Przemysław Biskup z Polskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych. Dodaje, że posłowie tej partii to doświadczeni negocjatorzy. Nie uda się kupić ich poparcia w tej kwestii w zamian za ustępstwa gdzie indziej. Jakby tego było mało, sam budżet nie jest prosty. W usługach publicznych, w tym służbie zdrowia i policji, odczuwalne są lata polityki oszczędności prowadzonej na fali globalnego kryzysu finansowego. Aby pokazać, że sprawy w kraju idą w dobrym kierunku, premier May na niedawnym dorocznym kongresie Partii Konserwatywnej obiecała koniec zaciskania pasa.
Jeśli budżet tego nie odzwierciedli, rząd narazi się na miażdżącą krytykę ze strony opozycyjnej Partii Pracy. Co więcej, może też paść ofiarą wewnątrzpartyjnych rozgrywek wśród konserwatystów. Tak było chociażby w ubiegłym roku podczas tzw. wiosennego przeglądu budżetowego, kiedy grupa radykalnych brexitowców nie dopuściła do uchwalenia kilku ważnych dla rządu poprawek do budżetu, aby pokazać premier swoją siłę. – To był zresztą powód, dla którego premier ostatecznie zdecydowała się na rozpisanie przyspieszonych wyborów w 2017 r. – tłumaczy Biskup.
Potencjalnie więc ofiarą rebeliantów może paść dowolny pomysł na zwiększenie dochodów bądź zmniejszenie wydatków. Szczęśliwie ostatnie informacje dotyczące znacznie mniejszego niż zakładano pierwotnie deficytu dają kanclerzowi skarbu trochę swobody, zwłaszcza w obliczu przyrzeczenia przez panią premier dodatkowych 20 mld funtów (97 mld zł) na służbę zdrowia w perspektywie kilku lat. Hammond i May nie będą więc musieli dodatkowo prowadzić z Izbą Gmin batalii o zwiększenie podatków.
Jeśli budżet uda się uchwalić bez większych zawirowań, będzie to poważne wsparcie dla brytyjskiej premier, dla której ostatnie kilka miesięcy były wyjątkowo ciężkie. Jeszcze przed wakacjami na jej gabinet spadł grad krytyki ze strony eurosceptycznego skrzydła partii za jej plan wyjścia z Unii Europejskiej. Potem posypały się dymisje członków rządu i kolejne nieudane szczyty Rady Europejskiej, a wszystko zostało podlane sosem plotek o chęci pozbawienia jej przywództwa w Partii Konserwatywnej, co byłoby równoznaczne z koniecznością złożenia teki premiera.
Budżet nie jest jednak ostatnim wyzwaniem legislacyjnym, które czeka Teresę May w nadchodzącym czasie. Najważniejszy będzie pakiet ustaw tłumaczących na język prawny Zjednoczonego Królestwa treść porozumienia rozwodowego zawartego przez Londyn z Brukselą (o ile strony w ogóle się dogadają). Opozycja wewnątrz partii rządzącej wobec wszelkich rozwiązań, które nie wyprowadzają Wielkiej Brytanii definitywnie z UE (takich jak pozostanie w unii celnej) jest jednak na tyle silna, że ich przeforsowanie będzie niezwykle trudne.
Ofiarą rebeliantów może paść dowolny pomysł na cięcia lub wzrost wydatków