Wybór Karola Wojtyły na papieża 16 października 1978 r. odebrano w świecie zachodnim pozytywnie, choć w różnych kontekstach. Wspólną nutą medialnych relacji było zaskoczenie. Trafną prawdę natomiast wyrazili np. dziennikarze włoskiego dziennika „La Stampa”: „Sowieci woleliby widzieć Sołżenicyna sekretarzem generalnym ONZ niż Polaka papieżem”.

Tym, co zaskoczyło wszystkich na początku, był oczywiście sam fakt, że nowy papież nie jest Włochem. Nic w tym dziwnego – podobna sytuacja nie zdarzyła się od 455 lat. Najbardziej zaskoczeni byli, rzecz jasna, sami Włosi. Dziennikarze „Corriere della Sera” pisali o tym wprost:

„Wybór polskiego kardynała był tak niespodziewany, że w dziennikach wydanych nazajutrz po ogłoszeniu wyników konklawe brak jeszcze podstawowych informacji o osobie nowego Ojca Świętego: dane biograficzne są skąpe, a czasem błędne”.

Nie tylko dziennikarze dali się zaskoczyć, lecz również zebrani przed Bazyliką św. Piotra. W relacjach dziennikarzy obecnych w tłumie mówi się wyraźnie o pomrukach, szeptach, wyrazach zdziwienia czy formułowanych wprost pytaniach. „Skąd właściwie on jest”?, „jeśli nie Włoch, to po jakiemu do nas przemówi?”. Wątpliwości tłumu kard. Wojtyła złagodził błyskawicznie, nie tylko przemawiając płynnie z rzymskim akcentem, lecz i pozwalając sobie na żart, do czego prawdopodobnie w podobnych okolicznościach nie doszło od dwóch tysięcy lat. Ujął tym zresztą również dziennikarzy, już w pierwszych minutach pontyfikatu udowadniając, że będzie najbardziej medialnym ze wszystkich dotychczasowych papieży. I media natychmiast to doceniły, poświęcając wyborowi Jana Pawła II wyjątkowo dużo miejsca np. na łamach.

„Słuchając i patrząc na kard. Feliciego ogłaszającego wybór kard.Wojtyły, musiało się ulec wzruszeniu. Wzruszenie pogłębiło się jeszcze, gdy rozległ się głos nowego papieża, wzywający Chrystusa i Madonnę już w pierwszych słowach. Każdy mógł widzieć niezmierzony tłum ludzi zgromadzonych przed Świętym Piotrem. Byli tam Żółci i Czarni, w tym niesamowitym tłumie. Patrzyłem, jak jakiś Czarny bił brawo Polakowi, który po włosku przemawiał do zgromadzonego ludu rzymskiego: był to wstrząsający obraz uniwersalności katolicyzmu” – donosił na bieżąco francuski dziennik „Le Figaro”.

Potęga intelektu, siła osobowości

Wszystkie bez wyjątku media bardzo podkreślały unikalne cechy osobowe nowego papieża. Dziennikarz „Le Figaro” oceniał: „Pasterz, bez wątpienia na podobieństwo Jana Pawła I, ale zdecydowany, silny, chciałoby się powiedzieć wysportowany. Kardynał krakowski stanowi wielką nadzieję”, a komentator dziennika „Washington Post” uzupełniał ten obraz:

„Dyplomaci amerykańscy, którzy znali nowego papieża i środowisko, z którego się wywodzi, byli zafascynowani, a nawet uniesieni możliwościami, jakie wybór ten w sobie kryje. +Jest to wielki duszpasterz o niebywałej popularności wśród ludzi, głęboko wykształcony, intelektualista, człowiek o wielkiej sile i wyczuciu politycznym+ – powiedział Richard T. Davies, który od 1972 r. do lutego br. był ambasadorem w Polsce i miał wiele kontaktów z Wojtyłą, odbył z nim także kilka dłuższych rozmów”.

Dalej reporter przybliżał amerykańskiemu czytelnikowi sylwetkę papieża:

„W ciągu ponad dziesięciu lat, kiedy był arcybiskupem Krakowa, zyskał sobie znacznie więcej niż posłuszne poważanie wierzących Polaków, zdobył ich głęboki szacunek i przyjaźń. Wyniesienie kard. Wojtyły wprowadza jako papieża człowieka o spojrzeniu młodzieńczym na obszary tradycyjnego konserwatyzmu kościelnego, człowieka mającego doświadczenie zarówno w filozofii, jak i pracy fizycznej, człowieka o sprawdzonych umiejętnościach politycznych i dynamicznej osobowości. W życiu Jana Pawła II odbija się jak w lustrze los Polski ostatnich lat, czyli od chwili, kiedy 18 maja 1920 r. urodził się on w Wadowicach koło Krakowa. Troski kard. Wojtyły były w sposób oczywisty troskami globalnymi, ale ukształtowane były w oparciu o jego spuściznę polską. Papież Jan Paweł Ii z komunistycznej Polski wydaje się przeznaczony, by być Papieżem Ludu”.

Amerykanie generalnie przyjęli wybór Jana Pawła II z uznaniem i szacunkiem. Nawet, z natury rzeczy, skupiony na ekonomicznej stronie świata dziennik „Wall Street Journal” nie obronił się przed powszechnym entuzjazmem. Choć wyraził go językiem właściwym dla profilu pisma:

„W tym tygodniu kardynałowie Kościoła katolickiego dali światu znamienną lekcję umiejętności rządzenia. Szybko wybrali swojego drugiego papieża w ciągu zaledwie dwóch miesięcy, po krótkim pontyfikacie i nagłej śmierci Jana Pawła I. Udało im się wybrać jeszcze jednego człowieka, którego życiorys i zdolności pozwalają oczekiwać rzeczy dobrych w czasie jego zarządzania. Kard. Karol Wojtyła, arcybiskup Krakowa w Polsce, przyjął imię Jana Pawła II. Nowy papież przynosi na swój urząd potężny intelekt i silną osobowość”.

Warto zauważyć, że najciekawsze reakcje wybór wzbudził chyba jednak wśród polskich władz. Euforia wszystkich bez wyjątku Polaków była oczywista, ale tliła się ona również w KC PZPR. A wynikała z prostej kalkulacji – lepiej, żeby Wojtyła był papieżem w Rzymie niż prymasem w Warszawie, bo co do tego, że ostatecznie zastąpiłby w tej funkcji starzejącego się Stefana Wyszyńskiego, nikt nie miał wątpliwości. A te same cechy osobowości nowego papieża, które tak zachwyciły świat, sprawiły, że nad Wisłą po prostu się go obawiano.

Duszpasterz nowych czasów

Ale same cechy osobowości Jana Pawła II nie byłyby tak istotne, gdyby nie miały bezpośredniego przełożenia na losy świata i Kościoła. W tej ostatniej kwestii widziano w Karolu Wojtyle pierwszą osobę, która będzie w stanie poprowadzić Kościół drogą reform II Soboru Watykańskiego. Sprawić, że nie zmieniając jego istoty, zacznie mówić językiem XX wieku. Wystarczająco konserwatywnym, by nie przeprowadzić rewolucji, i wystarczająco rewolucyjnym, by zmienić wizerunek katolicyzmu. Doskonale oddali to zwłaszcza komentatorzy francuscy – nawiasem mówiąc od samego początku Jana Pawła II uwielbiający. „Le Figaro” donosił:

„Raz jeszcze wszystkie przepowiednie wzięły w łeb. Po dwóch dniach głosowania wybrano kard. Karola Wojtyłę, który jest bez wątpienia papieżem kompromisu między dwiema tendencjami. Tyle że musimy powiedzieć, iż nie jest to kompromis blady i przeciętny. Wprost przeciwnie, błyszczy on poprzez odwagę i nowość. Zasadniczym elementem niespodzianki jest jednak co innego. Po raz pierwszy od czterech i pół wieku papież nie jest Włochem. Po śmierci Pawła VI rozpatrywaliśmy na naszych łamach taką ewentualność. Decyzja konklawe, która jeszcze kilka dni temu wydawała się zupełnie nieprawdopodobna, nadaje nagle inny wymiar całemu Kościołowi rzymskiemu. Papież nie jest Włochem – nieważne. Kościół nie ma ojczyzny… Zaskakujące jest to, że Kościół katolicki w tej samej chwili, gdy wierni, eksperci, socjologowie i politycy zastanawiają się z niepokojem nad jego rozdarciem i schyłkiem, znajduje w sobie samym ukryte zasoby, pozwalające stawić czoło burzy”.

Szwajcarski dziennik „Neue Zürcher Zeitung” nazywa decyzję konklawe „punktem zwrotnym w dziejach Kościoła” i chyba jeszcze trafniej niż francuscy dziennikarze precyzuje, na czym ten przełom miałby właściwie polegać. Przede wszystkim Kościół miałby odejść od swojego dotychczasowego europocentryzmu – koniec lat siedemdziesiątych XX wieku to okres galopującej globalizacji, co dla Kościoła jest niepowtarzalną okazją do podjęcia również tą drogą misji ewangelizacyjnej. Rozumiano to już wcześniej, od pewnego czasu kolegium kardynalskie stawało się coraz bardziej międzynarodowe, a więc w naturalny sposób otwarte na problemy zaniedbywanych dotąd państw i kontynentów. Szwajcarzy piszą wyraźnie, że „II Sobór Watykański, rozwój Kościoła katolickiego na innych kontynentach i umiędzynarodowienie kolegium kardynalskiego przyniosły owoce” w postaci Jana Pawła II. On zaś konsekwentnie podąży dalej tą drogą. Dość powszechnie widziano w nowym papieżu kontynuatora dzieła poprzedników – agencja AFP zauważała:

„Podobnie jak Paweł IV i Jan Paweł I, nowy papież jest świadomy, że reforma soborowa dopiero się rozpoczęła i że nie dokonała się jeszcze zmiana sposobu myślenia i struktur w Kościele. Nie ma mowy o powrocie wstecz, należy jednak trzymać się zasadniczych wytycznych. +Wielką kartą Soboru+ – jak przypomniał Jan Paweł II – była konstytucja dogmatyczna +Lumen gentium+, która powinna służyć jako linia działania. Konstytucja ta dotyczy w istocie całości stosunku Kościoła do ludzi. Zgodnie z intencją +konserwatystów+, którzy głosowali niego, Jan Paweł II nie czyniąc kroku wstecz w kwestii zasadniczej, jaką jest jego zdaniem realizacja uchwał soboru, wyraźnie nakreślił kierunek swoich orientacji. Dotyczą one zakresu władzy papieża, posłuszeństwa, dyscypliny oraz liturgii”.

Włosi z „Corriere della Sera” ujęli to jeszcze konkretniej: „Razem z Janem Pawłem II wczoraj wieczorem dokonała się ostateczna ewolucja procesu soborowego. Uwalniając się od naleciałości historycznych, Kościół rzymski rezygnuje także z papieża Włocha. Szukając swej nowej tożsamości, Kościół dokonał zerwania z przeszłością, odrzucając koncepcję pontyfikatu przejściowego, odrzucając koncepcję kompromisu kurialnego – która wydawała się teraz brać górę. Historia, która się teraz zaczyna, jest rzeczywiście nowa”. Nowa i globalna – warto podkreślić, co proroczo zauważyli dziennikarze AFP:

„Jan Paweł II ma wszelkie szanse dożyć roku 2000, gdy w Afryce będzie 120 mln katolików, a w Ameryce Łacińskiej co najmniej 300 mln. Jako człowiek o szczególnej umysłowości i wielki podróżnik wie on z pewnością, czym jest ewolucja chrześcijaństwa w różnych rejonach świata, i doskonale zdaje sobie sprawę, w których może ona się stać decydująca”.

Nie chodziło jednak wyłącznie o statystyki. Komentatorzy amerykańskiego dziennika „Christian Science Monitor” bardzo przenikliwie zauważyli, że Jan Paweł II będzie w stanie dotrzeć nie tylko do znacznie większej liczby wiernych, zdobyć rzesze nowych, lecz dotrzeć do nich głębiej. Jest po prostu kapłanem, który mimo młodego – jak na sprawowaną funkcję – wieku przeżył zaskakująco wiele. Rozumie nowoczesny świat i zna wrażliwość współczesnych mu ludzi.

„Wyniesienie Karola Wojtyły ma szczególne znaczenie. Jest on człowiekiem współczesnym i światowym z praktycznym doświadczeniem życia klasy robotniczej, chłopcem wiejskim, który był robotnikiem, zanim został księdzem. Jest też pisarzem, aktorem w podziemnym teatrze z czasów wojny, estetą, filozofem i na swój sposób mistykiem. Dla wielu ta ostatnia cecha jest jego największą zaletą w czasach, kiedy tylu młodych ludzi na całym świecie stara się zgłębić tajemnice istnienia i wiary” – zauważali redaktorzy.

Otwartość na świat i rozumienie świata Jana Pawła II musiały rzucać się w oczy od samego początku. Podkreślali je także dziennikarze włoskiego „Il Messaggero”: „Nowy papież wydaje się zajmować otwartą postawę, gdy idzie o stosunek Kościoła do innych rzeczywistości świata, o stosunki z wiernymi chrześcijanami i niechrześcijanami, ze społeczeństwem, w jego najprzeróżniejszych przejawach, także najbardziej bolesnych i sprzecznych” – pisali, a wtórowali im koledzy ze szwajcarskiego dziennika „Tages-Anzeiger”: „Wybór kard. Wojtyły udowodnił, że mimo swych dwóch tysięcy lat Kościół jest instytucją najmłodszą i najbardziej ruchliwą”.

Koniec kościoła milczącego

Wszyscy byli zgodni, że Jan Paweł II przyniesie radykalne zmiany w kwestii kierowania Kościołem i języka, jakim Kościół będzie komunikował się ze światem. Nie trzeba było długo czekać, by przewidywania te się sprawdziły. Nieustające pielgrzymki, mistrzowskie wykorzystywanie najnowszych mediów, lecz również takie rzeczy, jak np. ciągłe podsycanie kultu maryjnego – niezbyt dotąd popularnego w krajach Zachodu, a zawsze bardzo przybliżającego religię przeciętnemu człowiekowi, niezależnie od koloru skóry i miejsca zamieszkania – sprawiły, że pontyfikat papieża Polaka rozciągnął zasięg oddziaływania Kościoła daleko poza najściślejsze grono dotychczasowych wiernych. Zauważyli to redaktorzy dziennika „Washington Post”, pisząc:

„Naprawdę trudno byłoby o wybór bardziej interesujący, wręcz prowokujący – taki, który fascynuje nawet tych, dla których papiestwo jest zazwyczaj czymś, co trąci parafiańszczyzną – niż wybór Karola kardynała Wojtyły z Krakowa. Od dawna wybór nowego papieża był wydarzeniem w sprawach wewnętrznych Kościoła, obserwowanym na arenie międzynarodowej. Jest rzeczą nieuniknioną, że wybór tego papieża stanie się również bardzo ważnym wydarzeniem świeckim”.

Ale od papieża pochodzącego zza żelaznej kurtyny, z kraju komunistycznego, satelickiego względem ZSRS, można było oczekiwać nie tylko zmian w kwestiach ewangelizacyjnych. Rok 1978 to wciąż okres zimnej wojny i wzajemnego straszenia wojną atomową. Czego w tej kwestii obiecywano sobie po pontyfikacie Polaka? Okazuje się, że jego wybór był tak zaskakujący, iż początkowo nie obiecywano sobie niczego – po prostu nie do końca można było wyobrazić sobie konsekwencje. Dziennik „Wall Street Journal” napisał wprost, że „implikacje wyboru papieża z komunistycznego kraju Europy Wschodniej są w pierwszej chwili trudne do pojęcia”. Brytyjski dziennik „Guardian” zaakcentował stwierdzenie Ojca Świętego, że nie zamierza mieszać się do spraw politycznych żadnego kraju, dziennik „Financial Times” zaś dodawał, iż nowy papież wydaje się zwolennikiem dalszego zbliżenia Wschodu z Zachodem. W tym samym tonie wypowiadał się „Washington Post”:

„Niespodziewany wybór polskiego kardynała Karola Wojtyły na papieża Kościoła katolickiego to polityczne wydarzenie o wielkim znaczeniu, wydarzenie wnoszące trudne do przewidzenia, nowe wymiary stosunków między Wschodem a Zachodem”.

Nawet „Christian Science Monitor” zauważał, że „wyniesienie kard. Karola Wojtyły z Polski do papiestwa jest krokiem politycznie odważnym, który będzie oddziaływać nie tylko na religijny wpływ Kościoła w świecie”. Po czym ostrożnie dodawał, że „przypuszczalnie też na przyszłość stosunków Wschód–Zachód”. Pod tym względem oceny były więc początkowo powściągliwe. Bodaj na najbardziej wyrazistą zdobył się włoski dziennik „La Stampa”, który nazajutrz po wyborze napisał, że „Sowieci woleliby widzieć Sołżenicyna sekretarzem generalnym ONZ niż Polaka papieżem”. Włosi wykazali się intuicją. Już trzy tygodnie później Jan Paweł II powiedział: „Nie ma już kościoła milczącego. Obecnie przemawia on głosem papieża”.

W skali globalnego znaczenia wyboru kard. Wojtyły na papieża gdzieś zniknęła kwestia samej Polski i tego, jakie znaczenie będzie miał ten wybór dla niej. Wspominali o tym pragmatyczni i chłodni w ocenach dziennikarze „Wall Street Journal”:

„Jego przywództwo w Kościele będzie przypominać światu o Polsce. Dla katolików amerykańskich pochodzenia wschodnioeuropejskiego takie zwrócenie uwagi jest pożądane”. Niejako w odpowiedzi wspomnieli o tym również dla odmiany pełni humoru Francuzi z dziennika „Le Monde”:

„Cudownie! Najwierniejszy i najbardziej szczodry kraj Europy daje nam papieża. Drugi cud: Polska liczy nagle siedemset milionów mieszkańców. Trzeci cud: w swoich pierwszych słowach nowy papież dwa razy wymienił Marię Pannę, trochę jakby zapomnianą w zachodnich demokracjach chrześcijańskich. Wreszcie czwarty cud, mniej ważny od innych, ale zawsze nie do pominięcia: będziemy musieli nauczyć się wymawiać polskie nazwiska”. (PAP)