Brytyjska premier przetrwała kolejny kryzys. Ale tuż po wakacjach zmierzy się z następnym.
Rozpoczynająca się jutro przerwa wakacyjna w Izbie Gmin oznacza, że premier Theresie May udało się przetrwać kryzys związany z przedstawioną przed dwoma tygodniami nową strategią wyjścia z Unii Europejskiej. Przynajmniej tymczasowo, bo jesienią temat jej przywództwa w Partii Konserwatywnej może jeszcze powrócić.
Kilka tygodni wytchnienia dał brytyjskiej premier Simon Clarke, członek frakcji zwolenników twardego brexitu, który wycofał własny wniosek o wotum nieufności dla niej. – Doszedłem do wniosku, że premier zasługuje na szansę, by doprowadzić do porozumienia, które wszyscy chcielibyśmy ostatecznie zobaczyć – oświadczył Clarke. Zgodnie z obowiązującymi w Partii Konserwatywnej zasadami, aby poddać pod głosowanie wniosek o wotum nieufności dla lidera, musi się pod nim podpisać co najmniej 48 deputowanych. Według kuluarowych doniesień poparło go około 40 posłów, ale liczba niezadowolonych z przyjętej strategii w kwestii brexitu jest znacznie większa.
– Próba odwołania premier May może jeszcze mieć miejsce, aczkolwiek wydaje się, że strategia zwolenników twardego brexitu teraz bardziej polega na tym, by doprowadzić do braku porozumienia i wbrew pozorom nie trzeba w tym celu usuwać pani May. Mamy obecnie do czynienia z taką sytuacją, że to przeciwnicy porozumienia muszą dążyć do porozumienia, a brexiterzy mogą po prostu blokować niepożądane propozycje – mówi DGP dr Przemysław Biskup, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Na początku lipca brytyjski rząd po wielu tygodniach wewnętrznych przepychanek uzgodnił wspólne stanowisko w kwestii tego, jak miałyby wyglądać przyszłe relacje Zjednoczonego Królestwa z Unia Europejską. Kilka dni później przedstawiono to bardziej szczegółowo w dokumencie nazwanym białą księgą. Jedność rządu nie przetrwała nawet trzech dni, bo w proteście przeciwko zbyt dużemu rozmiękczaniu brexitu do dymisji podał się najpierw David Davis, minister ds. wyjścia z UE i główny negocjator, a kilkanaście godzin później także szef dyplomacji Boris Johnson. Zwłaszcza ta druga rezygnacja wywołała lawinę spekulacji, że dni May są już policzone, a Johnson – mający duże polityczne ambicje – rzuci jej wyzwanie, ubiegając się o przywództwo w partii.
May ostatecznie zdołała zażegnać kryzys dzięki ustępstwom na rzecz frakcji eurosceptycznej, przez co rząd wygrał kilka ważnych głosowań w Izbie Gmin. A Dominic Raab, który zastąpił Davisa i też od początku opowiadał się za wyjściem kraju z UE, energicznie wziął się do pracy. Wczoraj nawet wyraził przekonanie, że porozumienie z Brukselą może zostać zawarte jeszcze w październiku. Niemniej jednak polityczna przyszłość premier po wakacyjnej przerwie wciąż stoi pod znakiem zapytania.
Zwłaszcza że nastroje społeczne raczej nie są po jej stronie. Sondaż ośrodka YouGov opublikowany przez „The Sunday Times” przynosi mało optymistyczne dla niej wyniki. Tylko 11 proc. ankietowanych poparłoby plan May w referendum, prawie połowa uważa, że jest on zły dla kraju, a ponad dwie trzecie – że nie jest on zgodny z obietnicami złożonymi przed i po referendum. Jedynie 16 proc. dobrze ocenia działania May w sprawie brexitu, podczas gdy 34 proc. sądzi, że Johnson byłby na jej miejscu lepszy, a 27 proc., że lepiej sprawdziłby się Nigel Farage, były lider eurosceptycznej, choć obecnie zmarginalizowanej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa.
Te wyniki mogą zachęcić Johnsona do tego, by podczas jesiennej konwencji konserwatystów spróbował dokonać przewrotu pałacowego, ale w dłuższej perspektywie nie są one optymistyczne dla partii, a nawet dla całego brytyjskiego systemu politycznego. Sondaż wskazuje, że 38 proc. badanych byłoby gotowych zagłosować na nową prawicową partię, która jasno opowiadałaby się za brexitem, przy czym 24 proc. jest gotowe poprzeć ugrupowanie o wyraźnym anty imigranckim i antyislamskim charakterze. Z drugiej strony co trzeci wyborca zagłosowałby na nową partię centrową, przeciwną wychodzeniu z UE. To pokazuje, że stabilny od dziesięcioleci brytyjski układ polityczny może nie przetrwać starcia z wywołującą tak wielkie podziały sprawą, jaką jest brexit, i że jest potencjał do jego całkowitej przebudowy.
Według Przemysława Biskupa przyszłość Theresy May i Partii Konserwatywnej w dużej mierze zależy od tego, czy Unia przyjmie brytyjski plan przedstawiony w białej księdze. – Jeśli pani May przeprowadzi taki miękki brexit, osłabi to Partię Konserwatywną, bo ok. 70 proc. jej wyborców popiera brexit. Jeśli na dodatek spotka się z oporem twardych brexiterów, może się to nawet skończyć rozłamem w partii – uważa ekspert. Drugi scenariusz, jego zdaniem, jest taki, że Unia zablokuje ten plan, wtedy May będzie mogła wystąpić wobec wyborców i własnej partii jako osoba, która wykazała dużo dobrej woli wobec UE i włożyła duży wysiłek w negocjacje, co jednak nie zostało docenione. W tej sytuacji utrzymana zostanie zarówno pozycja partii, jak i jej własna, za cenę braku porozumienia z UE.
– Wreszcie może się okazać, że napięcia związane z brexitem w obu partiach – bo to samo jest u laburzystów – będą impulsem do całkowitej przebudowy brytyjskiej sceny politycznej. Poszczególne skrzydła obu ugrupowań, proeuropejskie i probrexitowe, czasem mają więcej wspólnego ze sobą niż z kolegami z własnej partii. – podsumowuje Biskup.