Otwarcie ambasady USA w Jerozolimie powoduje niestabilność na Bliskim Wschodzie - oświadczył w poniedziałek rzecznik prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa. Wykluczył rolę Waszyngtonu jako pośrednika w rozmowach pokojowych dotyczących tego regionu.

"Tym krokiem (przeniesieniem ambasady - PAP) amerykańska administracja unieważniła swoją rolę w procesie pokojowym i obraziła świat, Palestyńczyków oraz arabskie i muzułmańskie państwa, powodując (...) niestabilność" - przekazał Nabil Abu Rdeineh.

Co najmniej 41 Palestyńczyków zginęło, a od 900 do 1700 zostało rannych podczas poniedziałkowych protestów przeciwko otwarciu przez USA swej ambasady w Jerozolimie. Według izraelskiego wojska co najmniej 35 tys. Palestyńczyków bierze udział w protestach w 12 miejscach na granicy z Izraelem, tuż przy ogrodzeniu granicznym.

W odpowiedzi na zabicie przez izraelskie wojsko protestujących Organizacja Wyzwolenia Palestyny (OWP) zapowiedziała na wtorek strajk generalny w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu Jordanu.

Stany Zjednoczone przeniosły w poniedziałek oficjalnie swoją ambasadę w Izraelu z Tel Awiwu do Jerozolimy.

Społeczność międzynarodowa nie uznaje Jerozolimy za stolicę Izraela; prawie 90 ambasad mieści się w Tel Awiwie. Izrael kontroluje Jerozolimę od 1967 roku, gdy w trakcie wojny sześciodniowej zajął wschodnią część miasta. W Jerozolimie znajduje się wiele izraelskich budynków rządowych, w tym parlament i Sąd Najwyższy.