Współpraca w dziedzinie bezpieczeństwa zawsze zajmowała szczególne miejsce w stosunkach polsko-amerykańskich. Jednak dominacja tej tematyki nie jest korzystna ani dla naszej polityki bezpieczeństwa, ani dla relacji z USA w ogóle.

Współpraca w dziedzinie bezpieczeństwa zawsze zajmowała szczególne miejsce w stosunkach polsko-amerykańskich. Jednak dominacja tej tematyki nie jest korzystna ani dla naszej polityki bezpieczeństwa, ani dla relacji z USA w ogóle. Bo co będzie stanowić ich substancję, gdy Stany Zjednoczone uznają, że sytuacja na wschodniej flance Sojuszu się unormowała i wycofają swoje jednostki z regionu? Lub jeśli żołnierze wyjadą, bo ktoś w Waszyngtonie uzna, że „nie należy drażnić Rosji”, gdyż ważniejsza jest współpraca z nią, np. na rzecz przełamania pata w Syrii?
Przesycenie stosunków z USA kwestiami bezpieczeństwa wojskowego nie będzie korzystne także dlatego, że jest to dziedzina, która w ostatnich latach uległa znacznemu upolitycznieniu w Waszyngtonie. Wyrazem tego są chociażby coraz częściej padające nawoływania – zwłaszcza ze strony Kongresu – aby okroić zagraniczną obecność wojskową Ameryki. Co więcej: „transakcyjne podejście” do polityki zagranicznej i stawianie na pierwszym planie realnych korzyści dla USA – czyli zarzut stawiany polityce Trumpa – nie jest tak naprawdę odchyleniem od normy, lecz dość powszechnie wyznawaną w Waszyngtonie filozofią. Dotychczas być może jedynie nieco zręczniej maskowaną.
Nie jest oczywiście tak, że Amerykanie nie mają w naszej części Europy jakichkolwiek interesów bezpieczeństwa – o to, chcąc lub nie, na razie dba Rosja – ale na Europę Środkową patrzą z jednej strony przez pryzmat swoich globalnych zobowiązań, a z drugiej – kurczących się, przede wszystkim w relacji do Chin, możliwości oddziaływania międzynarodowego.
Rolę drugiego filara stosunków polsko-amerykańskich powinna odgrywać gospodarka. Potwierdzeniem potencjału w tej kwestii jest chociażby odbywający się dzisiaj w Warszawie dwustronny szczyt gospodarczy. Obroty handlowe, choć jak wynika z oficjalnych danych – rekordowo wysokie – już z uwagi na oddalenie obu rynków mierzą się z naturalnymi barierami wzrostu i nigdy nie dorównają wysokością wymianie z partnerami europejskimi. Dlatego o intensywności relacji gospodarczych przesądzają inwestycje. Lista amerykańskich inwestorów w dużej mierze pokrywa się z rankingami największych tamtejszych korporacji i marek. Ogółem firmy z amerykańskim kapitałem dają w Polsce grubo ponad 200 tys. miejsc pracy, przewodzą też pod względem nowych projektów inwestycyjnych. Niemal 30 amerykańskich firm przysłało do Warszawy swoich przedstawicieli i to ich obecność będzie zapewne przyczynkiem do chwalenia się niewątpliwym success story amerykańskiej obecności gospodarczej w Polsce w ostatnich trzech dekadach.
Ale szczyt to również dla Amerykanów szansa na to, aby pokazać, że w transatlantyckich relacjach gospodarczych mają do zaoferowania coś więcej niż tylko nowe cła i widmo wojny handlowej z drugą co do wielkości gospodarką świata. Przy wszystkich protekcjonistycznych ciągotach urzędującej administracji federalnej, USA bardzo aktywnie zabiegają o nowe inwestycje w amerykańską gospodarkę. Bo inwestycje to wpływy podatkowe i tak ważne dla prezydenta Trumpa nowe miejsca pracy w Stanach Zjednoczonych. I to właśnie może stać się tematem numer jeden tego szczytu.
Nowy rozdział w polsko-amerykańskiej współpracy gospodarczej mogą napisać nasze przedsiębiorstwa, coraz śmielej inwestujące w Stanach Zjednoczonych, poszukujące finansowania typu venture capital bądź zainteresowane przeniesieniem tam swojej produkcji, tak aby szybciej docierać do istniejącej grupy klientów. Biura lub przedstawicielstwa ponad 90 polskich firm są rozsiane po niemal wszystkich stanach: producenci cenionych na całym świecie jachtów na Florydzie, polski gigant miedziowy w Arizonie, a dostawcy rozwiązań informatycznych w kalifornijskiej Dolinie Krzemowej.
Wiele wskazuje na to, że ta grupa będzie w najbliższych latach się powiększać. Z danych Departamentu Handlu USA wynika, że z roku na rok rośnie liczba polskich firm zainteresowanych udziałem w organizowanych w Waszyngtonie dorocznych szczytach inwestycyjnych – Select USA. Pierwszy szczyt odbył się w październiku 201 3 r ., kolejny jest zaplanowany na czerwiec. Jest to zatem inicjatywa administracji Obamy, którą przejęła ekipa Donalda Trumpa, stawiając ją w ten sposób poza obszarem doraźnego politycznego sporu.
I nic dziwnego. Od 2014 r. bezpośrednie inwestycje zagraniczne w USA wystrzeliły w górę. Choć jest mało prawdopodobne, aby była to zasługa samych tylko szczytów inwestycyjnych, to Trump po prostu postanowił nie zmieniać tego, co zdaje się przynosić pożądane efekty, dodatkowo wzmacniając pozytywne tendencje daleko idącą deregulacją amerykańskiej gospodarki. Tę przewidywalność amerykańskiej polityki dostrzega i ceni biznes.
W miarę jak polskich firm robiących interesy w USA będzie przybywać, będzie rosła potrzeba zapewnienia im profesjonalnej, zinstytucjonalizowanej reprezentacji na szczeblu federalnym oraz poszczególnych stanów. Firmę w USA założyć jest stosunkowo łatwo, trudniej jest wybrać najwłaściwszą formę prawną, uwzględniającą różnice w specyfice branż czy warunków robienia biznesu – podatki, prawo pracy, i tak dalej – w Massachusetts, Georgii czy Newadzie. Między innymi taką pomoc będzie zapewne świadczyć powołana właśnie Polska Izba Handlowa w USA – PolCham. To dobry, potrzebny i naturalny ruch.
Z czasem, jako wyraziciel interesów polskiego biznesu w Stanach Zjednoczonych, Izba będzie być może w stanie pełnić funkcję – nie obawiajmy się tego słowa – polskiego lobby w kontaktach z władzami amerykańskimi. Nie ulegnie w ten sposób natura stosunków polsko-amerykańskich. Nadal będą cechowały się one głęboką asymetrią na niekorzyść Polski, nadal to na nas będzie więc spoczywał ciężar wprowadzania do nich nowych wątków i zabiegania o zaangażowanie USA. Powinniśmy być gotowi do ciągłego poszerzania i pielęgnowania bazy współpracy dwustronnej – dobrym przykładem jest odnowiona w tym tygodniu umowa o współpracy naukowo-technicznej. Nadal też w naszym interesie leży proponowanie Amerykanom coraz to nowych, atrakcyjnych gospodarczo przedsięwzięć w dziedzinie energetyki czy nowych technologii. Efektem będą lepiej zbalansowane stosunki polsko-amerykańskie, mniej podatne na doraźne zwroty w polityce potężniejszego partnera i stwarzające nam dodatkowe możliwości zabiegania o nasze interesy – również w dziedzinie „twardego”, wojskowego bezpieczeństwa.