Państwowe media syryjskie, które w nocy z poniedziałku na wtorek informowały o atakach rakietowych na obiekty wojskowe w Syrii, zdementowały tę informację, podając, że to "fałszywy alarm" uruchomił system obrony przeciwlotniczej.

"Fałszywy alarm informujący o naruszeniu przestrzeni powietrznej uruchomił w nocy syreny obrony przeciwlotniczej - podała we wtorek państwowa agencja SANA. - Nie było ataku z zewnątrz na Syrię".

Wcześniej o fałszywym alarmie informowała agencja dpa, powołując się na syryjskie koła wojskowe.

Zdaniem cytowanego przez agencję Reutera anonimowego dowódcy przymierza wojskowego, które wspiera syryjski rząd, błąd w funkcjonowaniu systemu był spowodowany przez "wspólny atak elektroniczny" Izraela i USA na syryjskie radary. Dowódca dodał, że sprawa badana jest przy udziale ekspertów z Rosji. Wcześniej spekulowano, że ataków mogło dokonać izraelskie lotnictwo.

W sobotę połączone siły Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Francji przeprowadziły serię nalotów w Syrii w ramach akcji odwetowej za użycie broni chemicznej 7 kwietnia w Dumie pod Damaszkiem.

O atak chemiczny kraje Zachodu oskarżają syryjski reżim. Celem bombardowań był wojskowy ośrodek naukowo-badawczy w Damaszku, zajmujący się technologią broni chemicznej, oraz składy znajdujące się na zachód od miasta Hims.