Planowane przez Rosję i Białoruś manewry wojskowe Zapad 2017 są coraz większe, co może niepokoić - ocenił w piątek wiceszef MON Tomasz Szatkowski. Monitorujemy sytuację, podnosimy poziom gotowości tam, gdzie to konieczne - podkreślił.

Szatkowski mówił na antenie Polskie Radio 24, że "manewry są coraz większe, co jest niepokojące". Dodał, że Polska armia dostosowuje do zmieniającej się rzeczywistości swoją strategię. Podkreślił, że dzięki decyzji NATO o wzmocnieniu wschodniej flanki na naszym terytorium są obecne sojusznicze formacje bojowe.

Wiceminister podkreślił, że sytuacja związana z manewrami jest monitorowana. "Podnosimy poziom gotowości tam, gdzie to konieczne, ale bez siania paniki, bo to byłoby niepotrzebne i szkodliwe" – powiedział.

"Gdyby w ramach ćwiczeń wynikła jakaś awantura musiałaby dotyczyć całego Zachodu; to zmniejsza prawdopodobieństwo, że dojdzie do czegoś" – ocenił. Potencjalne zdarzenie mogłoby, jak dodał, dotyczyć np. Białorusi bądź Ukrainy.

Wiceminister wskazał, że w czwartek na Ukrainie przebywał z wizytą szef MON Antoni Macierewicz. Minister uczestniczył w obchodach Dnia Niepodległości Ukrainy w Kijowie. Na szczycie politycznym spotkali się szefowie resortów obrony państw NATO: Stanów Zjednoczonych, Litwy, Łotwy, Estonii, Turcji, Czarnogóry oraz Mołdawii i Gruzji. Szatkowski zaznaczył, że obecność ministrów państw zachodnich i sekretarza obrony USA to "sygnał, który pokazuje determinację Zachodu do tego, by pokazać Rosji, że dalsza agresja na Ukrainę spotka się z oporem".

Szatkowski w kontekście zapowiadanych manewrów wskazał, że zbliża się czas rotacji brygad amerykańskich w Polsce. "Pierwsza brygada przyjechała w styczniu, ma mniej więcej dziewięciomiesięczną rotację; łatwo odgadnąć, kiedy druga brygada przyjeżdża. Rotacje odbywają się +na zakładkę+" – wskazał.

Manewry Zapad'2017 odbędą się w dniach 14-20 września. Według oficjalnych informacji w ćwiczeniach weźmie udział 12,7 tys. wojskowych, w tym 3 tys. z Rosji. Brytyjski dziennik "Guardian" napisał w czwartek powołując się na szacunki zachodnich urzędników i analityków, że w ćwiczeniach może wziąć udział nawet 100 tys. żołnierzy. Gdyby te przewidywania się sprawdziły, byłyby to największe rosyjskie manewry od upadku ZSRR w 1991 roku.

Premier Beata Szydło oceniła w czwartek, że manewry to "z jednej strony demonstracja siły, a z drugiej strony realne zagrożenie". Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg, który składa wizytę w Warszawie, zapowiedział w czwartek, że Sojusz Północnoatlantycki wyśle na manewry dwóch obserwatorów