Przejęcie władzy w Rzymie miało pokazać, że Ruch Pięciu Gwiazd może skutecznie rządzić całym krajem, ale jest dokładnie odwrotnie.
Maleje prawdopodobieństwo, że władzę we Włoszech przejmą populiści. Mimo że kraj wciąż nie może wyjść z wieloletniej stagnacji gospodarczej, antyestablishmentowy Ruch Pięciu Gwiazd najwyraźniej znajduje się w odwrocie, a na scenę polityczną powoli wraca stary porządek.
Przesłanką wskazującą na to, że Włosi przestają wierzyć w proste rozwiązania byłego komika Beppe Grillo, są wybory municypalne, których druga tura odbędzie się w najbliższą niedzielę. Ruch Pięciu Gwiazd w zasadzie będzie w nich odgrywał rolę biernego obserwatora, bo zaledwie garstka kandydatów tego ugrupowania przeszła do decydującej fazy. W pierwszej turze 11 czerwca w gminach liczących powyżej 15 tys. mieszkańców największe poparcie uzyskała centrolewicowa koalicja pod wodzą rządzącej Partii Demokratycznej – ponad 37 proc. głosów, a zaraz za nią znalazł się blok centroprawicowy, w którym główną rolę odgrywają Forza Italia byłego premiera Silvia Berlusconiego i Liga Północna (ponad 34 proc.). Na kandydatów Ruchu Pięciu Gwiazd zagłosowało tylko 9,4 proc. wyborców, co – jak na ugrupowanie, które wiosną prowadziło w większości sondaży – jest wynikiem bardzo słabym. Na dodatek Ruch poniósł kilka bardzo spektakularnych porażek w poszczególnych wyścigach o stanowisko burmistrza, np. w Genui, rodzinnym mieście Grillo, gdzie jego kandydat dostał zaledwie 18 proc. głosów i zajął trzecie miejsce, czy w Palermo, gdzie założyciel partii mocno angażował się w kampanię. Politycy Ruchu nie przeszli do drugiej tury także w Weronie, Parmie czy Padwie, choć we wszystkich tych miastach na to liczyli. Beppe Grillo próbował umniejszać porażkę, podkreślając, że jego partia zdobyła urząd burmistrza w liczącej... 400 osób miejscowości Parzanica i powalczy o kilka innych. – Wyniki pokazują stały, ale niepowstrzymany wzrost. Naszym celem jest przejęcie władzy – stwierdził, ale trudno to traktować poważnie.
Oczywiście trzeba pamiętać, że to tylko wybory municypalne i odbywają się tylko w części okręgów (bo taka jest ordynacja), a w sondażach poparcia z początku czerwca Ruch Pięciu Gwiazd nadal uzyskiwał 28–30 proc., czyli mniej więcej tyle samo co Partia Demokratyczna, ale też od kiedy zwolennicy Beppe Grillo weszli do włoskiej polityki, nie uzyskali jeszcze tak słabego wyniku wyborczego. – Populistyczna i antyeuropejska fala najwyraźniej także we Włoszech trochę zwalnia – napisał Massimo Giannini, publicysta dziennika „La Repubblica”. O tym, że populiści znajdują się w odwrocie, świadczą też wewnętrzne kłótnie oraz kurczenie się ich frakcji parlamentarnej – w ostatnich wyborach, w 2013 r., zdobyli 109 mandatów w Izbie Deputowanych i 54 w Senacie. Dziś ich klub liczy 91 deputowanych i 32 senatorów.
Jedną z głównych przyczyn słabnącego poparcia dla Ruchu Pięciu Gwiazd jest to, że nie pokazuje on jak do tej pory, by potrafił skutecznie rządzić i rozwiązywać jakiekolwiek problemy. W czerwcu zeszłego roku partia odniosła spektakularny sukces, zdobywając urzędy burmistrzów w Rzymie i Turynie. Virginia Raggi obiecywała usprawnienie działania służb komunalnych we włoskiej stolicy, zwłaszcza w palącej kwestii wywozu śmieci, naprawę starzejącej się infrastruktury, walkę z zanieczyszczeniem powietrza i wyplenienie korupcji i nepotyzmu w ratuszu. Po roku jej urzędowania w żadnej z tych kwestii nie widać poprawy, Ruch stara się pomijać milczeniem fakt, że rządzi w stolicy, a jego działacze przyznają prywatnie, że burmistrz Raggi stała się bardziej obciążeniem niż atutem. Wprawdzie Chiara Appendino w Turynie jest znacznie lepiej oceniana, ale to Rzym miał być dowodem, że Ruch Pięciu Gwiazd jest w stanie rządzić całym krajem, poza tym ona też znalazła się pod ostrzałem krytyki po wypadku w czasie transmisji z finału piłkarskiej Ligi Mistrzów, gdy w wyniku wybuchu paniki poturbowanych zostało ponad 1500 osób.
Szanse na to, że Ruch Pięciu Gwiazd przejmie władzę, maleją także z tego powodu, że coraz mniej prawdopodobne są wcześniejsze wybory parlamentarne. O ile po ustąpieniu w grudniu zeszłego roku szefa Partii Demokratycznej Matteo Renziego z funkcji premiera taki scenariusz wydawał się nieunikniony, o tyle wobec tego, że włoskim partiom po raz kolejny nie udało się dojść do porozumienia w sprawie reformy systemu wyborczego, teraz wygląda na to, iż raczej do nich nie dojdzie. W normalnym trybie wybory powinny się odbyć wiosną przyszłego roku, a nie ma żadnego konkretnego powodu, by je przyspieszać o kilka miesięcy. A dotychczas to właśnie Ruch Pięciu Gwiazd, czując sondażowe poparcie, najbardziej naciskał na samorozwiązanie parlamentu.