Ponad 1,8 tys. razy interweniowali tej zimy goprowcy w Beskidach. To znacznie więcej niż w całym poprzednim sezonie – poinformował w poniedziałek ratownik dyżurny GOPR ze stacji w Szczyrku Łukasz Urbanek.

"Szczególnie dużo interwencji odnotowaliśmy podczas tegorocznych ferii. Od 15 stycznia do minionej niedzieli w Beskidach wydarzyło się ok. 1,4 tys. wypadków. Rekordowa pod tym względem była niedziela, 12 lutego. Ratowników wzywano na pomoc 77 razy" – powiedział.

Zdaniem goprowców wpływ na tak dużą liczbę wypadków miała przede wszystkim brawura i lekkomyślność, często idąca w parze z niewielkimi umiejętnościami narciarzy. Sprzyjała temu również aura - na trasach od początku grudnia utrzymują się dobre warunki, a stoki, zwłaszcza podczas ferii, były zatłoczone.

Najczęściej dochodziło do urazów kończyn: skręceń stawów kolanowych, wybicia barku lub złamań rąk czy nóg. Wydarzyły się też poważniejsze wypadki: urazy kręgosłupa i głowy. Najtragiczniejsze zdarzenie miało miejsce w styczniu w Wiśle. 20-latek upadł tak nieszczęśliwie, że w wyniku obrażeń wewnętrznych zmarł w szpitalu.

Tej zimy ratownicy wyruszali 40-krotnie na akcje poszukiwawcze. Najbardziej dramatyczna wydarzyła się tydzień temu. O włos od śmierci był biegacz z Mazowsza, który zgubił się w rejonie Pilska. Ratownicy odnaleźli go w stanie głębokiej hipotermii. Niemal w ostatniej chwili trafił do Polsko-Amerykańskich Klinik Serca w Bielsku-Białej.

Urbanek dodał, że wraz z zakończeniem ferii, stoki opustoszały. Warunki narciarskie w Beskidach nadal są dobre. Śniegu jest sporo, zwłaszcza w wyżej położonych rejonach. Trudne są natomiast warunki turystyczne. Powyżej 800 m npm szlaki są jeszcze miejscami oblodzone. Poniżej śnieg topnieje.

Grupa Beskidzka GOPR zrzesza ok. 400 ratowników. Zasięgiem swego działania obejmuje teren od Bramy Morawskiej po Babią Górę.