Kandydat republikanów musi wygrać w większości z 12 wahających się stanów. Tymczasem według sondaży nie prowadzi w żadnym z nich.
To, że Donald Trump w ogólnokrajowych sondażach traci do Hillary Clinton 7–8 punktów procentowych, nie jest – z perspektywy jego kampanii – wielkim problemem. Gorzej, że wyraźnie przegrywa wszystkie symulacje rozkładu głosów elektorskich i wygląda, że nie jest w stanie zdobyć żadnego z kluczowych, wahających się stanów.
Decydującą sprawą w wyścigu do Białego Domu wcale nie jest otrzymanie największej liczby głosów oddanych przez wyborców, lecz zdobycie bezwzględnej większości – czyli co najmniej 270 mandatów – w kolegium elektorskim, które formalnie wybiera prezydenta (zazwyczaj zwycięstwo w głosowaniu powszechnym przekłada się na większość w kolegium elektorskim, ale było w historii kilka przypadków, że prezydentem został kandydat, który uzyskał mniejsze poparcie wyborców). Z wyjątkiem Maine i Nebraski kandydat, który wygrywa w danym stanie, zdobywa tam wszystkie głosy elektorskie. Zatem szanse kandydatów na zwycięstwo lepiej niż ogólnokrajowe sondaże pokazuje przypuszczalny rozkład głosów elektorskich na podstawie sondaży w poszczególnych stanach. A najnowsze takie symulacje zapowiadają, że kontrowersyjny kandydat republikanów może ponieść wręcz druzgocącą porażkę.
Według stacji NBC Hillary Clinton może liczyć na przynajmniej 288 głosów elektorskich, co oznacza jej zwycięstwo. Trump uzyskałby 174 głosy, zaś pozostałe 76 pochodzi ze stanów, w których wynik jest trudny do przewidzenia. Spośród 288 głosów kandydatki demokratów 200 jest niemal pewne, bo w 17 stanach jej przewaga jest bardzo wyraźna, zaś kolejne 88 – dość prawdopodobne. Trump ma też wyraźną przewagę w 17 stanach, ale przeważnie w tych mniej zaludnionych, zatem w miarę pewne ma na razie 133 głosy elektorskie. Na dodatek w porównaniu z symulacją sprzed lipcowych konwencji partyjnych jego sytuacja się pogorszyła. Wówczas Clinton miała przewagę 255–190 przy 93 głosach nierozstrzygniętych. Od tego czasu Karolina Północna, Kolorado, New Hampshire, Pensylwania i Wirginia, gdzie sytuacja była wyrównana, przeszły do grupy skłonnych do głosowania na Clinton, Kansas i Karolina Południowa nie są już prawdopodobnie republikańskie, lecz tylko przychylających się w stronę tej partii, zaś skłaniająca się ku Trumpowi Georgia jest nierozstrzygnięta. Korzystna dla Trumpa zmiana nastąpiła tylko w jednym stanie – na Florydzie zamiast lekkiej przewagi demokratów jest równowaga.
Podobnie zła dla kandydata Partii Republikańskiej jest symulacja portalu 270towin.com – w niej Clinton ma 273 głosy elektorskie, zaś Trump – 164. Los pozostałych 101 głosów jest nierozstrzygniętych, ale nawet jeśli była pierwsza dama nie zdobędzie żadnego z siedmiu stanów, gdzie sondaże są wyrównane – co jest zresztą mało prawdopodobne – i tak wygrywa prezydenturę.
To jeszcze nie koniec złych wieści dla nowojorskiego miliardera. Ponieważ większość stanów tradycyjnie skłania się ku jednej czy drugiej partii (np. Kalifornia od lat głosuje na demokratów, a Teksas na republikanów), tak naprawdę wyścig do Białego Domu rozstrzyga się w kilku–kilkunastu niezdecydowanych stanach (tzw. swing states). Ich liczba i skład czasem się zmieniają i według analityków w tegorocznych wyborach takich stanów będzie co najwyżej 12 (Wisconsin, Pensylwania, New Hampshire, Minnesota, Ohio, Iowa, Wirginia, Floryda, Michigan, Newada, Kolorado, Karolina Północna). Jeśli Trump myśli o prezydenturze, wygrana w większości z nich jest warunkiem bezwzględnym. Tymczasem zarówno według NBC, jak i 270towin.com nie prowadzi on obecnie w sondażach w żadnym z nich. Albo zaklasyfikowane są one jako skłaniające się ku demokratom, albo w najlepszym – dla Trumpa – wypadku jako wyrównane. Ale ta druga sytuacja dotyczy tylko czterech z tych 12 – Florydy, Newady, Ohio i Iowy, choć i tak w każdym z nich minimalnie, w granicach błędu statystycznego, prowadzi Clinton. A nawet gdyby Trump zdołał tam wygrać, to może to zostać zrównoważone porażkami w Georgii i Arizonie, bo te do niedawna pewne republikańskie stany teraz się wahają. Jakby tego było mało, wygląda też na to, że strategia Trumpa zakładająca walkę o przemysłowo-rolnicze stany wzdłuż tzw. Pasa Rdzy – Wisconsin, Michigan, Ohio, gdzie jest duży odsetek białych wyborców odczuwających skutki kryzysu gospodarczego, czyli kluczowy elektorat Trumpa – ma niewielkie szanse powodzenia. O ile nie nastąpi jakieś wydarzenie radykalnie zmieniające przebieg kampanii, liczba 270 głosów wydaje się poza jego zasięgiem.