Dymisje w Centralnym Ośrodku Informatyki, audyt systemu ePUAP niezostawiający na nim suchej nitki i pomysł połączenia instytutów podległych Ministerstwu Cyfryzacji w jeden. Minister robi porządki.
Zaczęło się od Centralnego Ośrodka Informatyki. Niespodziewane zwolnienie jego szefa Nikodema Bończy-Tomaszewskiego pociągnęło za sobą odejście jego wszystkich zastępców. Tej zmiany naprawdę nikt się nie spodziewał. Pozycja Bończy-Tomaszewskiego wydawała się bardzo mocna. Ze Streżyńską mówili praktycznie jednym językiem o koniecznych zmianach w zarządzaniu cyfryzacją, a COI został w grudniu oficjalnie przeniesiony z MSWiA pod nadzór MC jako główna jednostka odpowiedzialna za przygotowywanie systemów informatycznych. Co więcej, to COI dla Ministerstwa Cyfryzacji przygotowywał właśnie audyt systemu ePUAP2.
Ten audyt, do którego pełnej treści dotarliśmy, pokazuje niezbicie, że system odziedziczony po poprzedniej ekipie jest nieskuteczną, ale bardzo drogą „e-pułapką”. Jego roczne utrzymanie będzie kosztowało ok. 35 mln zł. Jak piszą audytorzy, „oznacza to, że już trzyletni okres utrzymania przekroczy wartość dofinansowania projektu w ramach środków UE (98,8 mln zł), którego trwałość powinna być zapewniona przez pięć lat”.
Ale gdyby jeszcze ePUAP działał sprawnie, można by takie koszty zrozumieć. Niestety, jak ostro pisze COI, „nie jest narzędziem dla obywateli, ale przede wszystkim dla urzędników, czyli nie spełnia swojego podstawowego założenia”. Efekt jest taki, że po blisko pie?ciu latach funkcjonowania specjalnego profilu zaufanego dla obywateli dysponuje nim zaledwie ok. 500 tys. podmiotów, czyli 2 proc. grupy docelowej. I „żadna z dotychczasowych kampanii promocyjnych ani stopniowe zwiększanie ilości punktów potwierdzających PZ (obecnie jest ich ponad 1200) nie spowodowały tu znacznego przyspieszenia”. Zresztą nie ma się co dziwić, skoro choć obecnie w systemie udostępnionych jest 85 centralnych e-usług, to aż 60 proc. z nich było użytych mniej niż 10 razy od uruchomienia portalu, czyli „można uznać, z˙e w praktyce nie funkcjonują w ogóle”. Jak podsumowuje COI, cały system oparty na e-usługach w modelu wysyłania elektronicznych pism do urzędów jest nieefektywny i niecelowy. Dowód? Na przykład wnioski o dowód osobisty złożone przez ePUAP stanowią 0,3–0,4 proc. wszystkich. Jakby tego było mało, to jeszcze audytorzy wykazali, że w kodzie ePUAP-u jest bardzo dużo błędów – obarczone jest nimi praktycznie 60 proc. kodu źródłowego.
– Tak naprawdę teraz przed minister Streżyńską stoi pytanie, czy jest sens dłużej ten system utrzymywać. Czy to, że na wypadek jego likwidacji trzeba będzie zwrócić ok. 100 mln zł Unii, nie jest przypadkiem i tak mniejszym kosztem niż dalsze w niego inwestowanie – mówi nam jeden z wysoko postawionych urzędników.
Jednak pomimo tego audytu, z którego szczegółowości Ministerstwo Cyfryzacji miało być zadowolone, Anna Streżyńska dokonała drastycznej zmiany w COI. – Państwo mnie znają i wiedzą, że nie mam zwyczaju długo rozważać i zastanawiać się nad niezbędnymi zmianami. Audyty po poprzednim kierownictwie prowadzimy we wszystkich instytucjach podległych ministerstwu i gdy okazało się, że w COI jest sytuacja o wiele gorsza, niż myślałam, trzeba było zadziałać – tłumaczy Streżyńska i dodaje, że jeszcze za poprzedniego kierownictwa MSW, gdy to jemu podlegał COI, badano funkcjonowanie tego ośrodka.
Z tych właśnie opublikowanych przez MC dokumentów wynika, że „Minister jest obecnie pozbawiony skutecznych narzędzi nadzoru (wpływu) na decyzje strategiczne i indywidualne w zakresie działalności COI”, a „brak skutecznego nadzoru nad COI [...] skutkuje przede wszystkim negatywnymi konsekwencjami dla Ministra z tytułu realizacji umowy na realizację zadań związanych z budową Systemu Rejestrów Państwowych (SRP) – projekt pl.ID”. I właśnie porażka przy tworzeniu wartego 294 mln zł systemu pl.ID i to, że na koniec grudnia 2015 r. trzeba było go zgłosić do Komisji Europejskiej jako niefunkcjonujący, jest oficjalnym powodem zmian w COI. Dodatkowo Streżyńska zarzuca instytucji przerost kadrowy. – W firmie, która uchodziła za tak zwany polski Microsoft, przy 150 osobach administracyjnej obsługi jest zatrudnionych 30 programistów do realizacji tak ambitnych projektów, jak CEPIK, pl.ID czy Źródło, zwanych potocznie przez samorządowców „bagnem”.
Były szef COI broni się jednak, przedstawiając zupełnie inne wyliczenia: nie 294 mln zł na pl.ID, tylko 120, z czego ostatecznie 100 mln zł kosztowała praca COI przy tym projekcie. Nie 150, tylko 20 pracowników administracyjnych i 80 programistów. Dodatkowo, jak pisze Bończa-Tomaszewski w swoim oświadczeniu, „wszystkie zadania COI zostały wykonane zgodnie z umowa? i projekt pl.ID został w całości przez Ministerstwo odebrany. Co ważniejsze, zmodernizowane centra przetwarzania danych i System Rejestrów Państwowych od 1 marca 2015 roku realnie działają, obsługując ok. 2 milionów spraw obywatelskich dziennie”.
Nieoficjalnie mówi się o tym, że czystka w COI to element większych zmian, jakie od kilku tygodni wdraża Streżyńska. W podległym sobie resorcie porządki zaczęła tuż po objęciu urzędu w połowie listopada. Do końca roku odwołała niemalże wszystkich szefów departamentów. Ostał się tylko Maciej Groń szefujący departamentowi społeczeństwa informacyjnego. Za to na coraz bardziej wpływową postać wyrasta wiceminister Piotr Woźny. Ten prawnik, od lat współpracujący ze Streżyńską, przejął właśnie kompetencje dotyczące rejestrów państwowych, a nowym szefem COI został Adam Sobczak, członek zarządu spółki Centorium, w której radzie zasiadał wiceminister.
Takich ruchów może być więcej. W resorcie, ale także w podległych mu jednostkach, od kilku tygodni trwają audyty. Z tego, co się dowiedzieliśmy, prace nad nimi są na ukończeniu i też mogą pociągnąć za sobą ruchy kadrowe. Streżyńska w wywiadzie dla DGP nie ukrywała, że nie podoba jej się to, jak funkcjonuje Urząd Komunikacji Elektronicznej, który pod zarządem Magdaleny Gaj jest „leniwym regulatorem”. Co więcej, w strategii resortu przedstawionej właśnie do konsultacji społecznych jednym z pomysłów na dobrą zmianę jest połączenie instytutów podległych MC w jeden „zintegrowany instytut cyfryzacji”.

ePUAP i pl.ID, czyli krótka historia (braku) informatyzacji

Prace nad ePUAP zaczęły się w 2008 r. Ten system miał przynieść rewolucyjne skutki. Dzięki dostępowi online każdy miał uzyskać możliwość zdalnego załatwienia ogromnej części urzędowych spraw.
Od początku jednak były z nim problemy. Od afery korupcyjnej przy przetargach po bardzo słabą funkcjonalność serwisu. By ją poprawić, jeszcze w 2009 r. ruszyły prace nad nową, lepszą wersją platformy, na którą zarezerwowano 140 mln zł (z czego 85 proc. to unijne dotacje z Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka). Głównym celem ePUAP2 miała być rozbudowa już istniejącego systemu informatycznego, a także wprowadzenie rozwiązań ułatwiających kontakt z urzędami przez internet.
Pierwotnym terminem skończenia prac był rok 2013, później listopad 2014 r., styczeń 2015 i wreszcie potem lipiec 2015. Ruszył dopiero pod koniec sierpnia. I wciąż nie jest w pełni funkcjonalny i wzbudza bardzo małe zainteresowanie wśród obywateli.
Ale przynajmniej ruszył w przeciwieństwie do drugiego sztandarowego pomysłu na e-Administrację, czyli pl.ID, który także wymyślono w 2008 r. Projekt pl.ID, czyli blankiety dowodów osobistych z chipami przechowującymi biometryczne informacje, np. o liniach papilarnych, powiązany z nowoczesnym rejestrem wszystkich obywateli miał być gotowy już dwa lata później. Od tamtej pory termin jego debiutu przesuwano kilka razy. Po drodze były głośna afera korupcyjna, wielokrotnie przekładany, opóźniany i odwoływany przetarg, a w tle walka kilku polskich oraz zagranicznych koncernów o setki milionów złotych na stworzenie systemu informatycznego oraz kart identyfikacyjnych. Wreszcie w 2012 r. projekt pl.ID odebrano Centrum Projektów Informatycznych i przekazano do COI. Wtedy też zapadła decyzja o unieważnieniu ostatniego przetargu na blankiety, ograniczeniu rozmachu całego systemu i ostatecznej dacie wejścia w życie, czyli styczniu 2015 r. Nowe dowody się pojawiły, ale jako że bez warstwy elektronicznej, to pl.ID nie można było rozliczyć przed Komisją Europejską.