Rosja nie ustaje w wysiłkach przekonania Europy, że na Ukrainie rozplenił się faszyzm. I że aneksja części Krymu była w tej sytuacji koniecznością. W tym celu wykorzystuje greckich polityków i dziennikarzy
Do ukraińskiej Odessy przyjechała pod koniec września ubiegłego roku delegacja, w skład której wchodzili m.in. poseł Syrizy Konstantinos Isichos i dziennikarz Aris Chacistefanu. Sam fakt ich przybycia nie był zaskakujący, bo w mieście mieszka liczna grecka diaspora, która odegrała znaczącą rolę w rozwoju regionu. Jednak oficjalne wizyty przygotowuje grecki konsulat, lecz w tym przypadku goście nie powiadomili ojczystych służb dyplomatycznych o swojej podróży.
Jeszcze bardziej zaskakujące było to, kto na miejscu koordynował wizytę greckiej delegacji.
Organizator
Był to Aleksiej Cwietkow, działacz społeczny oraz, najprawdopodobniej, rosyjski prowokator. W przeszłości był oficerem Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU), ale został zmuszony do odejścia po postawieniu mu zarzutów korupcyjnych. Przed Majdanem, który doprowadził do obalenia prezydenta Wiktora Janukowycza, był członkiem prorosyjskiej partii Rodina, której lider Igor Markow, były szef jednego z gangów Odessy, przebywa obecnie we włoskim areszcie. Już po Majdanie, a jeszcze przed rosyjską agresją, Rodina domagała się podziału Ukrainy – jej postulaty były zbieżne z tym, o czym wielokrotnie wspominał prezydent Rosji Władimir Putin.
Cwietkow nadal realizuje politykę podziału Ukrainy, tym razem przewodząc organizacji „Odessa chce porto franko”. Statusem porto franko – czyli portu, w którym nie pobiera się opłat celnych – miasto cieszyło od 1817 do 1859 r. W ciągu tego pół wieku Odessa błyskawicznie się rozwijała, stając się czwartym co do wielkości miastem Imperium Rosyjskiego: po Sankt Petersburgu, Moskwie oraz Warszawie. Jednak tym razem status porto franko miałby oznaczać nie tyle port bez ceł, ile specjalną strefę ekonomiczną cieszącą się sporą niezależnością od Kijowa.
Innym polem działania Cwietkowa są kontakty z mniejszościami narodowymi – zwłaszcza z Bułgarami, Mołdawianami i Gagauzami, zamieszkującymi południową część obwodu odeskiego (część Besarabii). Wśród społeczności mołdawskiej nastroje separatystyczne podsyca Rumunia, bo do 1940 r. region ten był częścią Królestwa Rumunii i został przyłączony do ZSRR na mocy Paktu Ribbentrop-Mołotow. Z kolei Kreml zainteresowany jest podburzaniem Gagauzów, by trzymać w szachu Mołdawię. Na dodatek obwód odeski sąsiaduje z prorosyjską Naddniestrzańską Republiką Mołdawską, potocznie nazywaną Naddniestrzem, która oderwała się od Mołdawii i egzystuje tylko dzięki protekcji Moskwy – stacjonuje tam 14. Rosyjska Armia. Wszystko zaostrza pogarszająca się sytuacja gospodarcza: panuje tu wysokie bezrobocie, infrastruktura jest zniszczona, prawie nie ma dróg. Nic dziwnego, że ludzie z tego regionu odczuwają silną nostalgię za ZSRR. W 2014 r. organizacje separatystyczne z Odessy rekrutowały zwolenników spośród mieszkających tu Bułgarów i Gagauzów. Region ten może więc się stać nową beczką prochu, której wybuch może jeszcze bardziej rozczłonkować Ukrainę.
Udało mi się dowiedzieć, że Cwietkow nie miał pojęcia, dla kogo przygotowuje pobyt w Odessie – nic nie wiedział o składzie greckiej delegacji, nie znał żadnego jej uczestnika. Jednak przedstawiciele strony greckiej wiedzieli o Cwietkowie oraz wiedzieli, czym się on zajmuje. Daje mi to asumpt do twierdzenia, że wizyta została zainicjowana przez trzecią stronę – najprawdopodobniej Moskwę.
Spotkanie
Cwietkow przygotował spotkanie greckiej delegacji z przedstawicielami greckiej diaspory. Ci podkreślali, że nie mają w odróżnieniu od innych mniejszości, jak Żydzi, Polacy, Niemcy, Bułgarzy czy Czesi – własnego domu kultury. Przyjezdni natychmiast podchwycili wątek mający w złym świetle stawiać Ukrainę, lecz szybko otrzymali odpowiedź, że inne mniejszości dostają wsparcie finansowe z ojczyzn przodków, natomiast Ateny do takiej pomocy się nie kwapią.
W tym momencie do rozmów wtrącił się Aleksiej Cwietkow: spytał przedstawicieli greckiej społeczności, czy nie martwi ich zwiększenie poziomu nacjonalizmu na Ukrainie. Prezes organizacji Wasilij Simwulidi odpowiedział, że od kiedy w kraju zaczęli działać separatyści, wielu Greków, zwłaszcza mieszkających na Wschodzie, cieszyło się z wejścia rosyjskich wojsk. Jednak teraz, widząc, jak rosyjska armia zniszczyła miasta na wschodzie Ukrainy, członkowie społeczności greckiej są patriotami tego kraju. Dodał także, że sytuacja na Ukrainie jest często powodem jego kłótni z Grekami mieszkającymi w Grecji, bo ci – jak się wyraził – nic nie rozumieją i są ofiarami rosyjskiej propagandy.
Tym słowom nie dał wiary grecki poseł Konstantinos Isichos. Jego zdaniem liderzy społeczności greckiej byli zastraszani i bali się mówić szczerze. Temu twierdzeniu przytaknął Cwietkow, który dodał, że ma ogromną ilość danych świadczących o represjach i dyskryminacji greckiej mniejszości przez Ukraińców oraz ukraińskie władze. Zapewnił, że przekaże dokumenty Isichosowi, by za jego pośrednictwem trafiły do Parlamentu Europejskiego. Grecki poseł zapewnił, że tak się stanie. I poprosił Cwietkowa o wskazanie faktów potwierdzających wzrost faszyzmu i nazizmu na Ukrainie i przypadków rewizji poglądów na temat II wojny światowej w szkołach ukraińskich.
Potem grecki polityk poznał Cwietkowa z dziennikarzem Arisem Chacistefanu. Ten powiedział, że przyjechał do Odessy z zamiarem nakręcenia filmu lub napisania artykułu dla brytyjskiej gazety „The Guardian” o ukraińskich nazistach. Warto dodać, że jednym z właścicieli dziennika jest Aleksander Lebiediew, oligarcha bliski Putinowi. Chacistefanu powiedział, że chciałby porozmawiać z Grekiem, ofiarą miejscowych faszystów. Cwietkow stwierdził jednak, że znalezienie takiej osoby graniczy z niemożliwością.
Cel
Następnego dnia grecka delegacja miała w planach spotkanie z przedstawicielami mniejszości narodowych. Jednak nie zgodziła się na to SBU, która uznała, że może to podsycić ruchy separatystyczne w Besarabii.
Hotel, w którym zamieszkali Grecy, zaczęli pikietować młodzi mężczyźni ubrani w wojskowe uniformy, wznosząc proukraińskie hasła. Manifestacja wyglądała tak bardzo nienaturalnie, że nie było wątpliwości, iż jest prowokacją. Jednak została nagrana przez Chacistefanu, a artykuły o tym, jak to neonaziści na Ukrainie sterroryzowali grecką delegację, która chce pomagać rodakom, pojawiły się w sieci.
Ostatecznie cel, który przyświecał wizycie greckiej delegacji, został osiągnięty – na Ukrainie odżywa nazizm. A więc rosyjska aneksja Krymu była koniecznością.
A więc międzynarodowe sankcje wobec Moskwy należy znieść.
tłumacz, współpracownik odeskiego kanału telewizyjnego 7 Kanał