Polacy pracujący w Wielkiej Brytanii są dobrze oceniani. Jednak kolejne fale nowych imigrantów z różnych stron świata rodzą u Brytyjczyków obawy, które podsycają miejscowe media i politycy. Brytyjska Polonia zwołuje się w internecie i 20 sierpnia planuje strajk. Zamiast do pracy, polscy pracownicy przyjdą przed brytyjski parlament.
Łukasz Filim, Polish Professionals in London / Inne

Sprawa zaczęła się od publikacji w polonijnym serwisie internetowym "Polish Express" historii Polki, którą zwolniono za używanie języka polskiego w pracy. Na polonijnych forach zawrzały komentarze. Ktoś wpadł na pomysł, by jednego dnia Polacy w Wielkiej Brytanii nie przyszli do pracy, pokazując w ten sposób, jak ważni są dla brytyjskiej gospodarki. Wszystko działo się do tej pory głównie w internecie. Testem będzie 20 sierpnia, godzina 12:00 - o tej porze Polacy, którzy nie poszli do pracy, mają pojawić się przy Pałacu Westminsterskim w Londynie, siedzibie obu izb brytyjskiego parlamentu.

Część Polaków, która uważa strajk za nietrafiony pomysł, zdecydowała się wziąć udział w facebookowej akcji "20 sierpnia nie strajkuję tylko ratuję życie! #polishblood". Poprzez honorowe oddanie krwi chcą pokazać i przypomnieć, że Polacy oddali krew za Wielką Brytanię w czasie drugiej wojny światowej.

Poprosiliśmy o komentarz trzy osoby, które w różny sposób podchodzą do polonijnej inicjatywy: Łukasza Filima, działacza londyńskiej organizacji polonijnej skupiającej Polaków pracujących na wysokich stanowiskach, Tomasza Kowalskiego, wydawcę polonijnego tygodnika "Polish Express" oraz Mieczysława Torchałę, młodego naukowca, od 5 lat mieszkającego w Londynie.

Tomasz Kowalski, wydawca Polish Express / Media

Łukasz Filim, były przewodniczący Rady Wykonawczej Polish Professionals in London

Jak się żyje Polakom w Wielkiej Brytanii?

Dobrze. To kraj, w którym się czuje, że system jest dla człowieka, dla obywatela, że podejmowane są działania i rozwiązania, żeby ułatwić codzienne funkcjonowanie. Szczególnie korzystają z tego osoby pracowite i te, którym zależy na dobrych ludzkich wzajemnych relacjach. Co nie znaczy, że jest tylko łatwo i przyjemnie. Tu naprawdę trzeba się napracować na wielu płaszczyznach, żeby odczuć pozytywne skutki. Jednak my, Polacy, przyjeżdżamy tu do pracy, 90 proc. z nas pracuje, więc możemy się rozwijać na skalę naszych możliwości i potrzeb.

Jakie są opinie o Polakach?

Ogólnie Polacy są tu dobrze odbierani. Mamy opinię osób pracowitych, zaradnych i przyjaznych. Szczególnie widać ten pozytywny oddźwięk w pracy i bezpośrednich, codziennych relacjach z Brytyjczykami.

Jaką skalę ma dyskryminacja wobec Polaków na tle pochodzenia?

To znikoma skala według mojego doświadczenia. Głównie na relacje z Brytyjczykami wpływa znajomość języka angielskiego i brytyjskiej kultury, stylu bycia, który niekiedy się różni i wpływa na nieporozumienia z dwóch stron, często wbrew intencjom. Polacy mają tu ogólnie dobrą opinię, a wyjątki czasami się zdarzają i to zazwyczaj w wyniku wypowiedzi polityków, a nie na podstawie własnych, bezpośrednich relacji.

Jak Pan ocenia pomysł strajku?

Rozumiem, że część Polaków ma zamiar pokazać, że wypowiedzi polityków są niesprawiedliwe, bo wykonujemy na rzecz tego kraju dobrą pracę, również przyczyniamy się do jego dobrobytu i wzrostu gospodarczego. To próba pokazania, że my tu dużo więcej wnosimy niż prosimy, a wrzucanie nas do jednego worka z wszystkimi imigrantami jest po prostu nie fair.

Co trzeba zrobić, by wzajemne stosunki Brytyjczyków i Polaków w UK były lepsze?

Wbrew temu co pisze prasa, te relacje są dobre. Jeśli można je wzmocnić, to według mnie na linii politycznej, na najwyższym szczeblu. Poprzez wzajemne wizyty, przyjazne wypowiedzi oraz wspólne projekty. Czujemy czasami, że to politycy mogliby się uczyć od nas, jak budować poprawne wzajemne relacje.

Jak ułożą się stosunki Brytyjczyków z Polakami w perspektywie 5-10 lat?

Te relacje są dobre, a mogą być jeszcze lepsze. Bardzo wiele nas łączy i potrzebujemy się nawzajem. Myślę, że one będą jeszcze umacniać, szczególnie w bezpośredniej relacji człowiek-człowiek. Życzyłbym sobie, by również politycy to doceniali, wzmacniali i pogłębiali zarówno na arenie krajowej jak i międzynarodowej. Szczególnie zachęciłbym polskich polityków najwyższego szczebla, aby o tym wzajemnym szacunku pamiętali i przypominali, jeśli jest potrzeba. Pozytywnych faktów jest o wiele więcej. My po prostu jesteśmy wdzięczni Brytyjczykom, że możemy tu żyć, pracować i się rozwijać, a taka postawa łączy i pomaga w dobrych relacjach

Tomasz Kowalski, wydawca polonijnego tygodnika "Polish Express"

Dyskryminacja Polaków w Wielkiej Brytanii na tle pochodzenia to duży problem?

Historia zaczęła się od relacji nadesłanej do tygodnika Polish Express. Polka straciła pracę z powodu posługiwania się w miejscu pracy językiem polskim. Sprawa była bardzo głośna. Odzew ze strony naszych czytelników był bardzo duży. Pomysł strajku nie powstałby, gdyby nie padł na podatny grunt. Polacy czują się w Anglii niekomfortowo. Minął już etap, że za cenę pracy gotowi są na każde poświęcenie. Nie wszyscy szukają najprostszych prac za najniższe stawki. Jesteśmy już w Unii Europejskiej ponad 10 lat. Celem akcji jest pokazanie Brytyjczykom jak ważni są Polacy w gospodarce Wielkiej Brytanii, gdzie żyje nas ponad milion. Polaków widać i słychać na każdym kroku.

Bulwersuje nas, kiedy słyszymy jak brytyjscy politycy oskarżają m.in. Polaków o to, że przyjeżdżają tu tylko po socjalne benefity i kradną pracę. Niewybredne ataki w mediach pochodzą zwłaszcza od polityków.

Nie jestem organizatorem tego strajku. Akcja ma charakter flashmobu organizowanego w Internecie. Czy pod brytyjskim parlamentem będzie 1000 osób czy 2? Nie wiem, sam jestem tego ciekaw. Ale liczba uczestników nie jest najważniejsza, bowiem cel akcji został już praktycznie osiągnięty. O wydarzeniu informują wszystkie najważniejsze brytyjskie media, w prasie, radiu, telewizji, internecie. Wszyscy są ciekawi, co się wydarzy. Udało się dotrzeć z tematem do Brytyjczyków. Na strajku nie musi pojawić się tysiąc osób, żeby całą akcja się powiodła. Istotne, by przekazać Brytyjczykom, że Polacy są ważni dla gospodarki tego kraju. Przez ponad 10 lat członkostwa w UE, Polacy znacznie więcej wnieśli do budżetu Wielkiej Brytanii, niż z niego otrzymali.

Brytyjczycy chyba pojęli, że nie warto posuwać się dalej, że warto rozważyć argumenty. Polacy są zadowoleni z życia w Wielkiej Brytanii. Ale pieniądze przestają wystarczać, pojawiła się potrzeba akceptacji, potrzeba by przestać być wyszydzanym.

Kto i co powinien zrobić, by wzajemne stosunki Brytyjczyków i Polaków w UK były lepsze?

Powstaje wiele ciekawych inicjatyw. Należy do niej m.in. oddawanie krwi przez Polaków. Dobrych stosunków nie da się zadekretować. Na pewno przydałoby się więcej uwagi ze strony polskiej administracji, polskiego rządu. Nadzieje budzi deklaracja prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie powołania biura ds. Polonii. Warto mieć na uwadze, że nastroje antyimigranckie radykalizuje w Wielkiej Brytanii fala uchodźców z Afryki. Ważne, by Polacy nie stali się jej ofiarami. Żebyśmy nie byli wrzucani do tego samego worka.

Jak według Pana ułożą się stosunki Brytyjczyków z Polakami w perspektywie 5-10 lat?

Jestem optymistą. Wielka Brytania ma długą tradycję tolerancji dla odmiennych kultur. Nie ma przyzwolenia na zachowania dyskryminujące. Polacy szybko się asymilują i są pozytywnie nastawieni do brytyjskiego otoczenia, poza oczywiście skrajnymi zachowaniami, które pojawiają się w każdej społeczności. Nie tworzymy w Anglii kulturowego getta, a to dobrze rokuje na przyszłość.