Kto kogo obraził, a kto mówi prawdę. We wrocławskim sądzie rozpoczął się proces cywilny, jaki Zbigniew Rybczyński wytoczył Bogdanowi Zdrojewskiemu.

Polski laureat Oscara żąda przeprosin od ministra kultury. A poszło o nieprawidłowości stwierdzone w Centrum Technologii Audiowizualnych we Wrocławiu, gdzie artysta był zatrudniony do ubiegłego roku. Rybczyński poczuł się urażony słowami ministra w mediach, z których wynikało, że żądał zatrudnienia w placówce swojej żony. Dorota Zgłowicka mówi, że to nieprawda i chodziło tylko o zmianę formy zatrudnienia w CeTA. Pracowała bowiem w Centrum od czterech lat i po wprowadzeniu zmian strukturalnych chciała podlegać bezpośrednio dyrektorowi artystycznemu, który zarządza ekipą filmową.

Tymczasem Bogdan Zdrojewski podkreśla, że Zbigniew Rybczyński zażądał dla swojej żony kierowniczego stanowiska w CeTA. Minister nie stawił się w sądzie, a jego pełnomocnik, mecenas Barbara Kardynia, zacytowała treść maila szefa resortu kultury do artysty. Zdrojewski napisał, że nie ma możliwości zatrudnienia żony Rybczyńskiego na tym stanowisku i przypomniał, iż artysta sam walczył o likwidację niejasnych zależności w Centrum. "Pomimo zaufania do Pana, trzeba szukać rozwiązań nie budzących wątpliwości ani w samej instytucji, ani poza nią" - napisał minister kultury.

Dziś w sądzie nie doszło do przesłuchania świadków. Kolejną rozprawę zaplanowano na 12 czerwca