Ministerstwo spraw zagranicznych Izraela wezwało we wtorek tureckiego konsula generalnego w Jerozolimie, by poinformować go, że powinien wrócić do Turcji "na jakiś czas". Wcześniej ambasador Izraela w Ankarze został poproszony o tymczasowe opuszczenie kraju.

Rzecznik izraelskiego resortu spraw zagranicznych powiedział, że konsula poproszono, by "udał się na konsultacje".

Turecki konsulat generalny w Jerozolimie reprezentuje Ankarę wobec Autonomii Palestyńskiej, podczas gdy ambasada w Tel Awiwie pełni rolę przedstawicielstwa Turcji w Izraelu.

Ankara poprosiła ambasadora Izraela o opuszczenie kraju w związku z sytuacją w Strefie Gazy, gdzie w poniedziałek doszło do krwawych starć palestyńsko-izraelskich, gdy Palestyńczycy protestowali przeciw przeniesieniu ambasady USA z Tel Awiwu do Jerozolimy.

W zamieszkach zginęło blisko 60 Palestyńczyków. Rząd Turcji już w poniedziałek wezwał swych ambasadorów w USA i Izraelu na konsultacje. Zaapelował też o zwołanie na piątek posiedzenia Organizacji Współpracy Islamskiej.

Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan nazwał Izrael "państwem apartheidu" i dodał, że izraelski premier Benjamin Netanjahu "ma na rękach palestyńską krew". W poniedziałek oskarżył Izrael o "państwowy terroryzm" i nazwał przemoc wobec Palestyńczyków "ludobójstwem".

Na wystąpienia tureckiego prezydenta zareagował we wtorek wieczorem Netanjahu, który powiedział: "Erdogan jest jednym z największych zwolenników Hamasu i nie ma wątpliwości, że doskonale zna się na terroryzmie i masakrach. Sugeruję, aby nie dawał nam lekcji moralności". Nazwał też Erdogana "człowiekiem, który ma na rękach krew niezliczonych kurdyjskich cywilów z Turcji i Syrii".