Po wtorkowym spotkaniu wiceministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Riabkowa z podsekretarzem stanu USA Thomasem Shannonem w Waszyngtonie Departament Stanu oznajmił, że trzeba włożyć więcej pracy w rozwiązywanie spornych kwestii w relacjach z Moskwą.

Rozmowa dyplomatów była "twarda, bezpośrednia i rzeczowa", była też wyrazem woli obu stron, by wypracować porozumienie - poinformował Departament Stanu.

"Stany Zjednoczone i Rosja poszukują trwałego rozwiązania w sprawach, które są przedmiotem troski obu stron oraz kładą się cieniem na wzajemnych stosunkach (...). Rozmowy są wyrazem dobrej woli, ale jest oczywiste, że trzeba włożyć więcej pracy" w naprawę relacji między Moskwą a Waszyngtonem - głosi komunikat.

Jak komentuje AP, konsultacje Riabkowa i Shannona nie przyniosły przełomu w relacjach między Rosją a USA.

Wcześniej we wtorek rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych podało, że podczas rozmów "kontynuowano poszukiwanie rozwiązań problemów" w stosunkach dwóch krajów, w tym sprawy nieruchomości dyplomatycznych Rosji w USA.

Jak głosi komunikat, podczas konsultacji strona rosyjska "podkreślała, że jeśli Waszyngton nie usunie tych i innych kwestii spornych", to Moskwa ma prawo "do kroków w odpowiedzi na zasadzie wzajemności".

MSZ Rosji ostrzegło w zeszłym tygodniu, że w reakcji na zajęcie jej obiektów dyplomatycznych na terenie Stanów Zjednoczonych Rosja jest gotowa do znaczącego zredukowania liczby pracowników ambasady USA w Moskwie.

AP podkreśla, że administracja prezydenta Donalda Trumpa jest w niezręcznej sytuacji, ponieważ oczekuje się powszechnie, że Biały Dom nie zgodzi się na zwrot nieruchomości przynajmniej do zakończenia toczących się w Waszyngtonie śledztw w sprawie ingerencji Rosji w amerykańskie wybory prezydenckie oraz współpracy osób z otoczenia Trumpa z przedstawicielami Kremla.

Na Biały Dom wywierane są też naciski, by obiektów tych nie zwracać Rosjanom bez gwarancji, że nie będą oni usiłowali wpłynąć na następne wybory w USA - podaje AP.

W grudniu 2016 roku administracja ówczesnego prezydenta USA Baracka Obamy podjęła decyzję o wydaleniu z kraju 35 rosyjskich dyplomatów podejrzewanych o działalność szpiegowską. Amerykański Departament Stanu odebrał też stronie rosyjskiej dostęp do dwóch kompleksów wypoczynkowych na terenie stanów Nowy Jork i Maryland. Moskwa powstrzymała się wtedy od ogłaszania dyplomatów amerykańskich za osoby niepożądane.