Sąd Apelacyjny w Poznaniu podtrzymał w środę wyrok sądu I instancji i uniewinnił prawomocnie ginekologów oskarżonych w sprawie śmierci pacjentki i jej nienarodzonych dzieci. "To śmierć, która nie poszła na marne" – podkreślił sędzia w uzasadnieniu wyroku.

Według aktu oskarżenia, lekarze mieli narazić kobietę w ciąży bliźniaczej na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu poprzez zaniechanie przeprowadzenia badań USG i nieprawidłową ocenę stanu zdrowia pacjentki. W ten sposób nieumyślnie spowodowali śmierć kobiety i jej nienarodzonych dzieci.

W styczniu tego roku Sąd Okręgowy w Poznaniu uniewinnił lekarzy: ordynatora oddziału ginekologicznego prof. Krzysztofa D. oraz starszego lekarza dyżurnego tego szpitala Arkadiusza B., podkreślając, że nie dopuścili się oni żadnych uchybień. Apelację od tego orzeczenia wniosła oskarżycielka posiłkowa oraz prokuratura, wnosząc m.in. o skierowanie sprawy do ponownego rozpatrzenia przez sąd niższej instancji.

W środę poznański sąd apelacyjny podtrzymał wyrok sądu I instancji. Orzeczenie jest prawomocne.

"Sąd apelacyjny ma na tej sali do czynienia z ludzką śmiercią zazwyczaj przy okazji spraw, które dotyczą zabójstwa czy pobicia ze skutkiem śmiertelnym. Nie wnoszą one nic pozytywnego, jedynie traumę i cierpienia osób pokrzywdzonych czy najbliższych pokrzywdzonym. Obserwatorzy mówią i piszą wówczas o bezsensownej śmierci, o błahych powodach tragedii, czy nawet ich braku. Ta sprawa jest jednak całkowicie inna. Śmierć pani Karoliny M. i jej dzieci z pewnością nie poszła na marne" – podkreślił w uzasadnieniu wyroku sędzia Maciej Świergosz.

"Ginekolog prowadzący jej ciążę, dr Słomiński, powiedział przed sądem okręgowym tak: posiadając informacje, które dzisiaj już posiadamy, wszyscy jesteśmy mądrzejsi. Potwierdziła to zresztą hematolog prof. Zawilska, która opisała, że tylko dzięki wiedzy na temat okoliczności śmierci pokrzywdzonej zdiagnozowano całą jej rodzinę i dzięki współpracy z ośrodkami w Krakowie i Szwajcarii uratowano w 2008 r. życie bratu pokrzywdzonej, a jej siostra urodziła cztery lata po jej śmierci dziecko w Holandii. Prof. Zawilska przyznała także, że dzięki temu przypadkowi medycyna posunęła się do przodu, ale w 2006 r. ginekolog w polskich warunkach nie miał absolutnie możliwości rozpoznania choroby, która zabiła pokrzywdzoną" – dodał.

Sędzia Świergosz podkreślił także, że w sytuacji, gdy w szpitalu o najwyższym stopniu referencyjności umiera matka i dwoje dzieci, "rodzi się naturalne pytanie, kto zawinił w takiej sytuacji, a opinia publiczna domaga się wówczas surowego ukarania sprawców. Gdy do tego nie dochodzi, rodzina doświadczona taką tragedią czuje się rzecz jasna rozczarowana. Trzeba to zrozumieć i uszanować. Wszyscy na tej sali szczerze współczujmy bliskim Karoliny M., nikt nie chciałby doświadczyć takiej tragedii, jaka była i nadal jest ich udziałem" – podkreślił sędzia.

Dodał, że sąd nie może kierować się jednak emocjami, a swoje ustalenia musi opierać wyłącznie na faktach i dowodach. Sędzia zaznaczył także, że sprawa Karoliny M. jest wyjątkowo złożona, m.in. właśnie pod względem aspektów medycznych. Jak tłumaczył, "trudno bowiem znaleźć sprawę, w której od kilku lat dwa zespoły biegłych, złożone łącznie z siedmiu profesorów różnych specjalności, wydaje sprzeczne co do istoty opinie. Spiera się także co do tego, czy postępowanie oskarżonych było prawidłowe z punktu widzenia zasad sztuki lekarskiej".

Sędzia przypomniał, że choroba, na którą cierpiała Karolina M., i która doprowadziła do jej zgonu, została zdiagnozowana u niej dopiero pięć lat po jej śmierci. Jak mówił, ta niezwykle rzadka choroba genetyczna występuje w ok. 1-3 przypadków na 1 mln osób, a dotychczas na świecie w literaturze naukowej opisano jedynie 100 tego rodzaju przypadków, w tym tylko 15 z nich w Europie. Obecnie problem tego schorzenia dotyczy dwóch rodzin w Polsce.

"W klinice przy ul. Polnej w Poznaniu, która jest jednym z największych tego rodzaju szpitali położniczo-ginekologicznych w całym naszym kraju, tego rodzaju przypadek może statystycznie wystąpić raz na 20 lat. Biegli wskazywali przy tym, że możliwości diagnostyki w Polsce w roku 2006 były niezwykle ograniczone, a najbliższa placówka, która była w stanie wykonać tego rodzaju badania, pełną diagnostykę, znajdowała się wówczas w Bazylei w Szwajcarii, czyli jakieś 1100 km od Poznania" – mówił sędzia Świergosz.

Podczas odczytywania wyroku w sądzie nie było lekarzy ani ich pełnomocników. Nie pojawiła się także matka zmarłej pacjentki, oskarżycielka posiłkowa w tej sprawie.

Po ogłoszeniu orzeczenia prokurator Marek Kasprzak powiedział mediom, że "trudno pogodzić się z tym wyrokiem, trzeba mieć jednak na uwadze, że wydał go niezawisły sąd". "Zapoznamy się ponownie z całością materiału dowodowego, a przede wszystkim z pisemnym uzasadnieniem wyroku sądu apelacyjnego i wówczas podejmiemy decyzję, czy skorzystamy z prawa do złożenia nadzwyczajnego środka odwoławczego, do Sądu Najwyższego" – powiedział.

"To jest bardzo trudna sprawa, przypominam, że zmarła młoda kobieta i dwoje nienarodzonych dzieci, to jest wielki dramat" – mówił prokurator.

Proces, który toczył się przed poznańskim sądem, był kolejną odsłoną tej sprawy; trzykrotnie zajmował się nią sąd okręgowy, sąd apelacyjny natomiast – czterokrotnie. W 2012 r. sąd skazał ordynatora na 8 miesięcy więzienia, a Arkadiusza B. na rok pozbawienia wolności; wykonanie obu kar sąd zawiesił. Wyrok został zaskarżony, sąd apelacyjny nakazał sądowi I instancji ponownie rozpatrzyć sprawę, krytykując złożoną w sprawie opinię biegłych. W październiku 2014 r. Sąd Okręgowy w Poznaniu uniewinnił lekarzy, orzekając, że lekarze nie dopuścili się uchybień, pacjentka zaś zmarła, bo cierpiała na bardzo rzadką chorobę genetyczną. Sąd apelacyjny utrzymał wyrok uniewinniający, ale uchylił go w wyniku kasacji oskarżenia Sąd Najwyższy, kierując sprawę do ponownego rozpatrzenia.

W listopadzie 2006 r. spodziewająca się bliźniąt 20-letnia Karolina M. trafiła do powiatowego szpitala w Słupcy (Wielkopolskie) z poważną chorobą. Ze względu na pogarszający się stan zdrowia została przewieziona do poznańskiej kliniki ginekologiczno-położniczej, gdzie - zdaniem prokuratora - nie wykonano jej specjalistycznych badań, które mogły wykryć zagrożenie zdrowia jej i nienarodzonych dzieci.

Podczas pobytu w szpitalu obumarł pierwszy z płodów. Lekarze stwierdzili, że martwy płód nie zagraża życiu drugiego dziecka oraz matki i nie wykonali zabiegu cesarskiego cięcia. Po obumarciu drugiego płodu, kiedy stan zdrowia kobiety znacznie się pogorszył i konieczna była jej reanimacja, wykonano zabieg wydobycia płodów. Kobiety nie udało się uratować.

Anna Jowsa (PAP)