Datę posiedzenia ustalił na 31 lipca przewodniczący Rady Najwyższej Rusłan Stefanczuk. To efekt masowych protestów ulicznych, które wybuchły po błyskawicznym przeforsowaniu nowelizacji kodeksu postępowania karnego, „niesamowitych Ukraińców, którzy pokazali władzy, że nie pozwolą zniszczyć swojej europejskiej przyszłości”, jak to ujęło Centrum Przeciwdziałania Korupcji.
Nowelizacja przyjęta 22 lipca przewidywała faktyczne podporządkowanie Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NABU) i Wyspecjalizowanej Prokuratury Antykorupcyjnej prokuratorowi generalnemu. To zaś w ukraińskich warunkach urzędnik kontrolowany przez władzę wykonawczą; powołuje go prezydent za zgodą Rady Najwyższej. Dodatkowo prokurator generalny otrzymał prawo wglądu do akt wszystkich śledztw, rozstrzygania sporów kompetencyjnych, np. na linii NABU–prokuratura, czy umarzania postępowań. Zmiana podważała sens utworzenia NABU w 2015 r., skoro głównym założeniem reformy było uniezależnienie infrastruktury antykorupcyjnej od władz politycznych.
Otoczenie Zełenskiego na celowniku
Projekt kolejnej nowelizacji, który wyszedł w czwartek z biura prezydenta, przewiduje cofnięcie większości powyższych zapisów. Ale nie wszystkich. Pozostawiono prokuratorowi generalnemu prawo wglądu do akt na każdym etapie postępowania. Szef śledczych będzie też mógł wszczynać postępowania sprawdzające legalność działań NABU. W porównaniu ze status quo ante dano też pół roku na sprawdzenie wszystkich detektywów NABU na wykrywaczu kłamstw Służby Bezpieczeństwa Ukrainy pod kątem ewentualnych związków z Rosją; pretekstem do uderzenia w biuro było wykrycie podobnych powiązań. Pracownicy biura mający dostęp do materiałów niejawnych mają przechodzić takie testy raz na dwa lata.
W czwartek wieczorem Wołodymyr Zełenski, tłumacząc przyczyny złożenia projektu cofającego wtorkowe zmiany, przyznał pośrednio, że bez protestów na ulicach Kijowa i Lwowa oraz presji Zachodu władze nie zrobiłyby kroku wstecz. – Poleciłem urzędnikom, by przedstawili projekt ustawy wszystkim naszym partnerom i włączyli niezbędne zasoby eksperckie. To oczywiście ważne, że Ukraińcy tak godnie reagują na wydarzenia. Ukraina to ludzie, którzy nie są obojętni – mówił. Jeden z kijowskich rozmówców DGP twierdzi, że władze nie spodziewały się zwłaszcza tak zdecydowanej reakcji Unii Europejskiej. Komisarze ds. rozszerzenia Marta Kos i gospodarki Valdis Dombrovskis publicznie dali do zrozumienia, że uderzenie w NABU grozi zablokowaniem rozmów akcesyjnych i przeglądem pomocy finansowej.
Protesty w imię europejskości Ukrainy
– Ukraińcy wyszli na Majdan, 800 tys. ludzi, przeciwko Janukowyczowi, bo nie chcieli więcej żyć w kraju skorumpowanym. Dzisiaj te emocje są jeszcze silniejsze, bo stracili oni setki tysięcy swoich rodaków w imię europejskości Ukrainy – mówił na antenie Polsatu News szef MSZ Radosław Sikorski. – Przekazaliśmy prezydentowi i jego ludziom różnymi kanałami, że najszybszy sposób na utratę poparcia Zachodu to pozwolenie na odrodzenie się korupcji – podkreślił wicepremier, przypominając, że walka z korupcją wchodzi w skład klastra tematycznego, który ma zostać w pierwszej kolejności poddany pod rokowania akcesyjne, jeśli Budapeszt wycofa się z weta albo Komisji Europejskiej uda się węgierską blokadę obejść. NABU cieszy się ochroną ze strony państw zachodnich, a jego powołanie było jednym z warunków zniesienia wiz za kadencji Petra Poroszenki.
Według „Ukrajinśkiej prawdy” uderzenie w NABU było reakcją na postępowania wszczynane wobec osób z otoczenia Zełenskiego. Zarzuty korupcyjne usłyszało dwoje wicepremierów odwołanego właśnie rządu Denysa Szmyhala: Olha Stefaniszyna i Ołeksij Czernyszow, który przyjaźni się z rodziną Zełenskich także na stopie prywatnej. Do tego detektywi NABU interesują się biznesmenem Tymurem Mindiczem, współwłaścicielem studia producenckiego Kwartał 95, którym Zełenski kierował przed wejściem do polityki. Źródła w Kijowie twierdzą, że w mieszkaniu Mindicza osoby z otoczenia Zełenskiego omawiały w nieformalnej atmosferze sprawy państwowe. Opozycyjny deputowany Ołeksij Honczarenko twierdzi, że NABU założyło w nim podsłuch. Jeśli to prawda, wyjaśniałoby to, dlaczego władzom tak bardzo zależy na dostępie do akt. ©℗
Ambasador Schrödingera
W piątek Rosja opublikowała dekret Władimira Putina o zmianie ambasadora w Polsce. Siergieja Andriejewa, który reprezentuje Rosję w Warszawie od 2014 r., miałby zastąpić Gieorgij Michno. Po kilku godzinach dekret zniknął z rosyjskich stron rządowych, a depesze o powołaniu Michny wycofano z serwisów państwowych agencji RIA Nowosti i TASS. Polskie MSZ nie skomentowało sprawy. – Docierały do nas od pewnego czasu sygnały o szykującej się wymianie, ale nie ma agrément dla ewentualnego następcy Andriejewa – mówi nasz rozmówca z resortu. Andriejew sprawuje swoją funkcję najdłużej ze wszystkich ambasadorów akredytowanych w RP.
52-letni Michno pracuje w departamencie ds. nowych wyzwań i zagrożeń MSZ, czyli zajmuje się walką z cyberprzestępczością czy zmianami klimatu. Wcześniej pracował m.in. w rosyjskim przedstawicielstwie przy ONZ w Wiedniu. Faktycznie ma jednak związki z rosyjskimi służbami. Z tego względu w 2020 r. Stany Zjednoczone odmówiły mu wizy potrzebnej do wzięcia udziału w konferencji ONZ na temat rozbrojenia. W 2023 r. Michno znalazł się na liście 167 oficerów Służby Wywiadu Zewnętrznego wraz z numerami ich paszportów i telefonów, opublikowanej przez ukraińską agencję Molfar, prywatny ośrodek białego wywiadu działający w kooperacji z władzami Ukrainy. ©℗