Polityka handlowa USA wprowadziła dużą niepewność, a niepewność zabija inwestycje. Mamy negatywny wpływ w skali globalnej. Indeksy niepewności polityki handlowej są wyżej niż w czasie kryzysu 2008 r., pandemii czy początku inwazji Rosji na Ukrainę.
Nie do końca tak jest. 2 kwietnia, kiedy Trump ogłosił „Dzień Wyzwolenia” i nowe cła, na giełdach były duże zawirowania i spadki.
Początkowo rynek zareagował spadkami, bo perspektywy firm się pogorszyły. Ale potem USA ogłosiły odroczenie tych ceł, najpierw na trzy miesiące. Ostatnio mieliśmy kolejne odroczenie. Rynki uznały, że zapowiedzi najwyższych ceł od ponad 100 lat to raczej narzędzie negocjacyjne.
Tak, z tym że nie tylko cła są źródłem niepewności. Polityka fiskalna USA też budzi obawy. Prognozy pokazują, że do 2030 r. dług publiczny wobec PKB będzie większy niż tuż po II wojnie światowej.
W długim terminie mamy odwrót od globalizacji. Trend zaczął się wcześniej: brexit w 2016 r., wojna handlowa USA–Chiny w 2018 r. Wtedy można było mówić o dwóch blokach gospodarczych. Teraz mamy raczej chaos w regułach globalnej gry. Wcześniej cła były niskie, sytuacja była przewidywalna, stabilna. Generalnie przestrzegana była zasada równego traktowania firm lokalnych i zagranicznych. Teraz to się chwieje.
Wpływ ceł Trumpa na Polskę i region: kto traci najwięcej?
Polska ucierpi relatywnie niewiele. Przed 2 kwietnia średnie cło na nasz eksport do USA wynosiło 2–3 proc., teraz to będzie powyżej 10 proc. Spośród krajów regionu najgorzej ma Słowacja. Tam średnie cło na eksport do USA to 22 proc. z uwagi na duży eksport aut i części do nich, a te objęto cłem 25-proc.
Słowacja może stracić 0,8 proc., Węgry – 0,4 proc. W Polsce i pozostałych krajach regionu to wpływ rzędu 0,1–0,3 proc. Odczujemy to, ale to nie będzie bardzo duży wpływ. W handlu zagranicznym działa prawo grawitacji: eksportuje się więcej do dużych krajów i krajów, które są blisko. Stany są daleko, więc eksport na ten rynek jest mniejszy.
Wpływ pośredni może być większy. Niemcy to główny partner handlowy krajów regionu. Eksport Polski do Niemiec to ok. 10 proc. PKB, Czech – 25 proc. Niemcy są istotne nawet dla takich państw, jak Macedonia Płn. – tam eksport do Niemiec stanowi równowartość 20 proc. PKB. Słabsza koniunktura w Niemczech to mniej eksportu nie tylko komponentów do produkcji towarów, które miałyby trafić na rynek amerykański, ale też żywności, sprzętu AGD czy usług IT. Byłam niedawno w Rumunii i słyszałam narzekania, że spadł im właśnie eksport usług IT, bo mają mniej zamówień od niemieckich producentów samochodów.
W maju obniżyliśmy prognozy dla regionu na ten rok średnio o 0,3 pkt proc., a na przyszły o 0,1 pkt proc. To była już druga obniżka z naszej strony. Poprzednia miała miejsce w lutym. W maju nie braliśmy jednak pod uwagę tego, że ogłoszony w kwietniu poziom ceł faktycznie będzie obowiązywał. Gdyby tak się stało, to efekty byłyby mocniejsze. W zeszłotygodniowym liście wysłanym przez prezydenta Trumpa do Komisji Europejskiej mowa była o 30- proc. cłach, które miałyby obowiązywać od 1 sierpnia. Tak duża podwyżka oczywiście negatywnie odbiłaby się na wzroście gospodarczym w Niemczech i krajach naszego regionu, ale miejmy nadzieję, że dojdzie do porozumienia pomiędzy Komisją Europejską a administracją amerykańską i nie zostaną one wprowadzone.
Co cła zapowiadane przez Donalda Trumpa oznaczają dla inflacji i polityki pieniężnej?
Na niedawnej konferencji Europejskiego Banku Centralnego w Sintrze szefowa banku Christine Lagarde mówiła, że na dzień dzisiejszy EBC przewiduje przyszłoroczną inflację w strefie euro poniżej celu… Handel zagraniczny też może się do tego przyczynić. Po pierwsze euro się umocniło, co oznacza, że import jest tańszy. Po drugie, w Europie obawiamy się, że chiński eksport, który „odbije się” od rynku amerykańskiego, przyjdzie do nas i będzie tańszy. Zatem mówimy o niższej presji na wzrost cen.
Oczywiście w Stanach sytuacja jest odwrotna: tam dolar stracił 10 proc. wartości, jest też bezpośredni efekt ceł – ktoś musi je zapłacić. Są badania na temat ceł, które zostały wprowadzone w 2018 roku. Z tych analiz wynika, że cła zostały pokryte nie przez chińskich eksporterów, nie przez amerykańskich importerów, którzy mogliby zmniejszyć marże, ale przez konsumentów z USA.
Różnica w inflacji w okresie długim przekłada się na siłę waluty. W Sintrze Jerome Powell powtórzył to, co mówił i wcześniej: że Rezerwa Federalna będzie prowadzić politykę na podstawie napływających danych. Tam podchodzą do sprawy bardzo ostrożnie i nie deklarują zwycięstwa nad inflacją. Przy okazji: Powell dostał w Sintrze owację, kiedy powiedział, że zamierza do końca kadencji prowadzić odpowiedzialną politykę.
Oczywiście pamiętajmy, że sytuacja na Bliskim Wschodzie nie jest stabilna. Jeżeli nastąpiłyby tam znów większe zawirowania i wyższe ceny ropy naftowej, to natychmiast przełoży się na wyższą inflację.
Żeby zamknąć temat ceł: jak w długim terminie one wpłyną na nasz – mam na myśli kraje regionu, w tym Polskę – potencjał rozwojowy? Globalnie on spadnie. Już dziś widać, że prognozy wzrostu globalnego są słabe. Powód jest prosty: handel zagraniczny napędza wzrost. To również kanał, który pozwala na przepływ technologii między krajami. Rynki rozwijające się ucierpią, bo jeśli będzie mniej handlu, to i przepływu technologii, inwestycji też będzie mniej.
Dla mnie ważne jest, jak obecna sytuacja wpłynie na europejską politykę gospodarczą. Niejako antycypując cła, Europa skończyła negocjacje z Mercosurem i Meksykiem. Perspektywa wyższych ceł USA stała się więc motorem, by przyspieszyć negocjacje z innymi krajami.
Niezależnie od tego wstrząsy związane z polityką amerykańską czy z potrzebą większych wydatków na zbrojenia prowadzą do dyskusji na temat konkurencyjności Europy. Czy to wszystko przełoży się na zmianę w polityce europejskiej, która stworzy nową trajektorię wzrostu w Europie?
Jak europejska gospodarka może zyskać dzięki wyższym wydatkom na bezpieczeństwo?
Można starać się to zanalizować w sposób systematyczny. Weźmy wydatki na zbrojenia. Jaki będzie ich wpływ na wzrost gospodarczy, zależy od trzech rzeczy. Pierwsza: czy to będą wydatki rozumiane wąsko, na armię i uzbrojenie, czy będziemy wydawać na bezpieczeństwo szeroko zdefiniowane: lepsze drogi, porty, linie kolejowe. Lepsze, czyli bardziej odporne również na wstrząsy pogodowe. Czy będziemy wydawać na cyberbezpieczeństwo? Na bezpieczeństwo energetyczne? To wszystko ma znaczenie dla poziomu inwestycji w gospodarce i potencjału rozwojowego. Drugim aspektem – teraz już o wydatkach zbrojeniowych – jest to, czy kupujemy u siebie, czy na zewnątrz. Choć ten wybór można określić też inaczej: czy kupujemy najlepszy system, czy kupujemy u siebie. I trzecia sprawa: czy kupujemy najlepszy system dostępny dzisiaj, czy inwestujemy, żeby stworzyć najlepszy system jutra. To jest w sumie najważniejsze pytanie, bo o inwestycje w badania i rozwój.
Ponieważ mamy określoną sytuację fiskalną, a wydatków na zbrojenia nie da się ciąć, to jest to dziś jedyna szansa, by Europa mogła stworzyć podwaliny pod przyszły wzrost gospodarczy. Tak dużej ilości pieniędzy w najbliższym czasie nie będzie na nic innego. Trzeba te pieniądze wydać mądrze, w sposób, który pomoże zwiększyć konkurencyjność Europy. Dlatego musimy interpretować bezpieczeństwo nieco szerzej. Przecież nasz wzrost gospodarczy w najbliższych dekadach zdeterminuje również nasze możliwości finansowania bezpieczeństwa.
Koordynacja na poziomie unijnym jest ważna z trzech powodów. Pierwszy: trzeba, żeby systemy, jakimi dysponują poszczególne kraje, ze sobą współdziałały. Żeby nie było 27 rodzajów czołgów. Druga kwestia dotyczy wspólnych reguł gry. Nie chcielibyśmy pewnie, żeby kraje konkurowały ze sobą subsydiami, żeby przyciągnąć inwestycje. To ważne, bo tu łatwo przepłacić. Trzeci aspekt to oczywiście finansowanie. Czy każdy finansuje wydatki osobno, czy robimy to razem. Poszczególne kraje mają różną wydolność finansową, pożyczają po zróżnicowanych kosztach.
To jest politycznie trudne pytanie. Kraje mają tu różne podejście. Decyzję muszą podjąć rządy, odzwierciedlając preferencje swoich obywateli. Ale jest tu dodatkowy aspekt ekonomiczny. Christine Lagarde mówiła ostatnio, że to jest moment na globalne euro. Wspólny dług unijny stworzy instrumenty finansowe, które będą atrakcyjne dla inwestorów, co pomoże zwiększyć globalną rolę euro jako waluty. Dziś tych instrumentów jest za mało, by stworzyć realną alternatywę dla dolara, ale właśnie jest okazja, by to zmienić.