Jeszcze kilka miesięcy temu przedstawiciele administracji Donalda Trumpa zapowiadali, że Stany Zjednoczone podpiszą „90 umów handlowych w 90 dni”. – To będzie sprint, ale uważam, że to możliwe – przekonywał na antenie Fox News Peter Navarro, kluczowy doradca Białego Domu.

Dzięki negocjowanym naprędce porozumieniom partnerzy handlowi USA mieli uniknąć podwyżek ceł na eksport towarów do Stanów, które Trump ogłosił 2 kwietnia podczas „dnia wyzwolenia”, a następnie zawiesił na trzy miesiące w związku z paniką na rynkach.

Termin na zawarcie umów mija w tym tygodniu, ale władze w Waszyngtonie zdołały dotychczas wynegocjować jedynie handlowe zawieszenie broni z Chinami oraz ograniczone porozumienia z Wielką Brytanią i Wietnamem. Brytyjczycy zapewnili sobie przede wszystkim obniżki taryf w sektorach motoryzacyjnym i lotniczym. W zamian zgodzili się otworzyć swój rynek na amerykańską wołowinę i etanol oraz zobowiązali się do ograniczenia udziału Chin w krajowych łańcuchach dostaw. Trudniejsze kwestie odłożono na później. W przypadku Wietnamu taryfy na towary produkowane w tym kraju zostały obniżone do 20 proc. z wcześniej zapowiadanych 46 proc. Te, które są jedynie przesyłane tranzytem przez Wietnam, będą obciążone 40-proc. stawką. Z zapowiedzi Trumpa wynika, że Hanoi zrezygnuje zaś z pobierania dodatkowych opłat za towary importowane z USA.

Chronić interesy

Wobec tych, z którymi nie udało mu się jeszcze osiągnąć porozumienia, amerykański przywódca w ostatnich dniach nie szczędził słów krytyki. – Rozmawialiśmy z Japonią. Nie jestem pewien, czy uda się osiągnąć porozumienie. Są tak rozpieszczeni tym, że przez 30–40 lat wykorzystywali Stany Zjednoczone, że dziś naprawdę trudno jest im zawrzeć uczciwą umowę – powiedział w ubiegły wtorek. I zagroził wprowadzeniem ceł w wysokości od 30 do 35 proc. na import z Japonii, jeśli Tokio nie osiągnie porozumienia z Waszyngtonem. To znacznie więcej niż 24-proc. stawka, która groziła Japonii po 2 kwietnia.

Wcześniej również sekretarz handlu Howard Lutnick ostrzegał, że jeśli szybko nie dojdzie do zawarcia umowy, to Amerykanie – zamiast złagodzić cła wobec Tokio – sięgną po dodatkowe, bardziej dotkliwe środki, np. żądanie ograniczenia liczby samochodów eksportowanych z Japonii do USA. Strona japońska pozostała nieugięta, pokazując, że kompleksowych umów handlowych nie da się wynegocjować w kilka miesięcy – to proces, który zwykle trwa latami. Premier Shigeru Ishiba powiedział w środę, że jest zdeterminowany, by chronić interesy narodowe swojego kraju, w obliczu trudnych negocjacji handlowych z Waszyngtonem i gróźb ekipy Trumpa. – Japonia różni się od innych krajów. Jesteśmy największym inwestorem w Stanach Zjednoczonych i tworzymy tam miejsca pracy – stwierdził podczas publicznej debaty z liderami partii opozycyjnych. – Naszym priorytetem jest inwestowanie, a nie cła. Będziemy nadal chronić nasze interesy narodowe, jednocześnie dążąc do zmniejszenia deficytu handlowego USA wobec Japonii – dodał.

Termin nie jest kluczowy

Brak sukcesów na polu negocjacyjnym skłonił amerykańskiego prezydenta do zmiany narracji. – Mamy ponad 170 krajów, więc ile umów możemy tak naprawdę zawrzeć? To wszystko jest o wiele bardziej skomplikowane – powiedział Trump. Tuż przed weekendem zapowiedział również, że zamiast kontynuować rozmowy, w poniedziałek do 10–12 krajów zostaną wysłane listy, w których określono poziomy ceł, jakie będą obowiązywać na towary eksportowane przez nie do Stanów.

Nie oznacza to, że Amerykanie całkowicie rezygnują z zawierania kolejnych prowizorycznych porozumień handlowych. Rzeczniczka Białego Domu Karoline Leavitt stwierdziła, że w przypadku krajów, które wciąż prowadzą negocjacje z Waszyngtonem, ale nie osiągnęły jeszcze porozumienia – w tym Indii – „termin nie jest kluczowy”. Podobne stanowisko zajął sekretarz skarbu Scott Bessent w rozmowie z Fox Business, oceniając, że negocjacje handlowe mogą zostać domknięte do Święta Pracy, które przypada 1 września, sugerując bardziej elastyczne podejście niż wcześniej zapowiadany termin 9 lipca. ©℗