Jeszcze nim Donald Trump wygrał wybory prezydenckie, potencjalna zmiana polityki handlowej Stanów Zjednoczonych, największej globalnej gospodarki i największego importera towarów na świecie, stała się jednym z głównych tematów ekonomicznych analiz i prasowych artykułów. Na godzinę 16 lokalnego czasu (22 w Warszawie) zaplanowano wydarzenie pod hasłem „Przywróćmy Ameryce bogactwo” (Make America Wealthy Again event), podczas którego Donald Trump ma ogłosić, jak wysokie będą cła na towary importowane do USA.
Cło uniwersalne lub cła wyrównawcze
Za dwie najbardziej prawdopodobne opcje uznawano rozwiązanie „duże i proste”, czyli 20-proc. taryfy na cały import, jak obiecywał w kampanii wyborczej Trump, oraz cła wyrównawcze, odpowiadające taryfom stosowanym przez inne państwa wobec amerykańskich towarów. Ekonomiści Goldman Sachs oceniali, że w scenariuszu ceł wyrównawczych taryfy na import z UE pójdą w górę o 20 pkt proc. Ale jeśli uwzględnione zostanie zwolnienie z VAT produktów eksportowanych z UE do USA, co również przez administrację Trumpa uważane jest za szkodliwe działanie, stawka może pójść w górę o 36 pkt proc. O ile spadnie wtedy eksport z UE do USA, jeśli przy 20-proc. stawkach miał się obniżyć o jedną trzecią?
Bez względu na to, którą opcję wybrał Trump, udało mu się przekonać inwestorów z rynków finansowych, że cła zostaną wprowadzone i będą miały istotny wpływ na ekonomiczną koniunkturę. Przekonanie to nie wynika tylko z deklaracji, często zmienianych z dnia na dzień, ale z już podjętych działań. Podnosząc o 20 pkt proc. cła na towary z Chin i wprowadzając 25-proc. taryfy na stal i aluminium, Trump w ciągu dwóch miesięcy prezydentury podniósł amerykańskie stawki mniej więcej w takim samym stopniu, jak w trakcie całej swojej pierwszej kadencji w latach 2017–21. Stąd największy spadek cen amerykańskich akcji odkąd w 2022 r. zaczęła się hossa, której motywem przewodnim jest sztuczna inteligencja. Od połowy 2024 r. tempo wzrostu amerykańskiej gospodarki lekko spada, głównie w konsekwencji wcześniejszych podwyżek stóp procentowych. Ekonomiści określają to zjawisko jako „miękkie lądowanie”. Wprowadzenie ceł, które na kilka sposobów zmierzają do ograniczenia ekonomicznej aktywności, sprawi, że spowolnienie będzie głębsze i firmy mogą mieć kłopoty z poprawą wyników finansowych.
Według ekspertów Morgan Stanley, biorąc pod uwagę całość polityki Donalda Trumpa, działania administracji podważają budowane latami zaufanie do amerykańskich rynków, instytucji i rządu, zniechęcając inwestorów do lokowania kapitału w USA.
Ameryka traci, Europa zyskuje
Dlaczego, skoro spadają kursy na wyznaczającej globalne trendy Wall Street, notowania na europejskich rynkach rosną? Inwestorzy wydają się wierzyć, że unijna gospodarka wychodzi z dołka. Można też wymienić kilka czynników – ożywienie wynikające z obniżek stóp procentowych, planowany wzrost wydatków na infrastrukturę i obronność czy potencjalne wstrzymanie walk w Ukrainie – które wydają się z nawiązką równoważyć ewentualne straty z tytułu podniesienia ceł przez USA. Największym beneficjentem oczekiwanego ukraińskiego rozejmu jest giełda w Warszawie.
Przed środowym wystąpieniem Donalda Trumpa oceniano, że nie rozwieje ono wątpliwości co do ostatecznego kształtu polityki handlowej USA. Urzędnicy administracji zapowiadają, że podwyższone taryfy wejdą w życie natychmiast. W ten sposób Trump postąpił, gdy z dnia na dzień wprowadził 25-proc. cła – niemal natychmiast zawieszone – na import z Kanady i Meksyku. Nie wszyscy prawnicy są przekonani, że prezydent może użyć tej samej ścieżki, podnosząc cła na dużo szerszą skalę. Niemal na pewno wszystkie nowe taryfy będą też podlegać negocjacjom i mogą się w przyszłości zmienić, co pokazał już przykład Kanady i Meksyku.
Z tej niepewności i chaosu najbardziej zadowoleni mogą być posiadacze złota. Szlachetny metal, mający renomę bezpiecznej przystani, podrożał w tym roku już ponad 15 proc. i jest najdroższy w historii. ©℗