Jesteśmy przyzwyczajeni do chamstwa, często zupełnie „bezinteresownego”, na ulicy, na drodze, w sklepie i w wielu innych miejscach. Lubimy powtarzać, że chamstwo jest wszechobecne i coś w tym jest. W Polsce mamy go więcej niż w innych krajach Zachodu. W parze z nim idzie bezczelność. Nierzadko agresja, a niekiedy jeszcze przemoc. Stawiam mocną tezę, że na przestrzeni dekad mamy statystycznie rzecz biorąc coraz mniej przestępstw, zwłaszcza poważnych, ale jednak coraz więcej chamstwa i – przynajmniej werbalnej – agresji.
Chamstwo i agresja w oficjalnym obiegu
Kiedyś również chamstwo miało potężne rezerwuary i rozpychało się łokciami wszędzie, gdzie tylko mogło. Ale była pewna różnica. Istotna. Oficjalnie było potępiane i w wielu środowiskach, grupach oraz miejscach – wykluczone, nietolerowane lub co najmniej źle widziane. Jeśli się tam pojawiło, niosło szybkie i doniosłe konsekwencje dla tego, kto je plenił. Rozmaite niepisane normy i zasady miały znaczenie, były traktowane jako cenny dorobek cywilizacyjny i oznaka pewnego statusu, w związku z tym dla wielu grup znajomość szeroko pojętego savoir - vivre była obowiązkiem.
Kolejna, kolosalna, różnica – chamstwo i agresja nie występowały w oficjalnym obiegu: w radiu, telewizji, w publicznej debacie pewne rzeczy były co do zasady wykluczone albo „nie uchodziły”, a rzadkie wyjątki potwierdzały regułę. To się zmieniło. Tempo zmian przyspiesza. Radykalizujemy się i pod tym względem.
Chamstwo i agresja jako… wzór
Zostawmy socjologom analizę, dlaczego tak się stało. Ale fakt jest faktem: najpierw w telewizji, a teraz już wszędzie – chamstwo jest lub staje się standardem. Niemal każda uliczna, drogowa, ale też telewizyjna, radiowa albo internetowa utarczka naznaczona jest bezczelnością, chamstwem, a nierzadko agresją. Nie jest to już domena warstw – przepraszam za wyrażenie – niższych lub gorzej wykształconych. Przeciwnie. W warstwach wyższych, zamożniejszych, lepiej wykształconych – do „triady”, o której piszę, dołączają jeszcze często wyrachowanie i przede wszystkim wyrafinowanie. Można odnieść wrażenie, że nic tak nie wzmacnia chamstwa, jak pieniądz i towarzysząca mu względna zamożność, zwłaszcza świeżo zdobyta, a także poczucie wyjątkowości wynikające z większego auta, wyższego stanowiska, odniesionego rzekomo sukcesu, poczucia wyjątkowości (zapewne podszytego kompleksami) i nieskończonej mądrości.
Tamy puściły szybko. Najpierw w telewizji, która zachłysnęła się wolnym rynkiem i przestała dbać o jakiekolwiek standardy. Internet oznaczał, że zapory w ogóle zniknęły. Hejt rozlał się jak ocean, choć znawcy mówią, że w Polsce bardziej niż w innych krajach. A media społecznościowe – one nie tylko stały się kolejnym, niezwykle wdzięcznym forum dla „triady nienawiści”, stały się jednocześnie jej rozsiewaczem, żyzną glebą dla niej i szklarnią pozwalającą jej rosnąć. Co najgorsze, pozwoliły jej stać się normą w debacie publicznej (!) z udziałem już nie tylko anonimowych hejterów, ale konkretnych osób. W tym – wydawałoby się – wielce szacownych. Stanowiących wzór. „Triada” stała się lub staje się na naszych oczach również elementem życia elit (jakkolwiek te elity zdefiniujemy, o ile tylko przedstawiciele tych elit są obecni w przestrzeni SM). Co to ma jednak wspólnego z bezpieczeństwem i polityką międzynarodową?
Chamstwo, a bezpieczeństwo i polityka
Jednym z ostatnich bastionów „starego porządku” w sferze publicznej pozostała dyplomacja. Jednak jesteśmy świadkami, jak bastion ten pada. Przykład słynnej rozmowy Zełenskiego z Trumpem w Gabinecie Owalnym jest znamienny, choć nie padały tam wulgaryzmy ani inne niestosowne epitety. Konsekwencje całego procesu nie dotyczą tylko „upadku kultury”, o którym każde zrzędzące starsze pokolenie chętnie mówi młodszemu. Są jednak dużo poważniejsze. Jeśli człowiek, który blisko współpracuje z prezydentem Stanów Zjednoczonych i zwalnia tysiące ludzi w administracji federalnej, pisze publicznie do ministra spraw zagranicznych zaprzyjaźnionego, sojuszniczego, wyjątkowo proamerykańskiego kraju - Polski - „bądź cicho mały człowieku”, a to jest delikatny przykład stylu, jaki coraz częściej przybiera wymiana opinii, przekonań i poglądów między najważniejszymi ludźmi w państwach i w relacjach międzynarodowych, to znaczy, że wkroczyliśmy w epokę powszechnej konfrontacji. Jak inaczej ująć to, co robi Trump, pisząc uparcie o premierze Kanady per „gubernator” (zapewne o nowym premierze będzie pisał tak samo lub mocniej). Mówimy o sferze werbalnej – zgoda. Ale czy tego chcemy czy nie oddziałuje ona na sferę realną (z czasem coraz mocniej). Dlatego pisząc o nowej epoce – epoce powszechnej konfrontacji – mam na myśli coś więcej niż złośliwości i pyskówki w wirtualnym świecie lub w telewizyjnym studiu.
Nawet coś więcej niż rozpowszechniające się w tej sferze i obejmujące elity (także te decydujące o losach świata) chamstwo, czy też chamstwo i słowną agresję łącznie. Konfrontacja werbalna jest zazwyczaj preludium do wrogich decyzji i działań. Rozśmieszyłbym pewnie wszystkich, twierdząc, że ta zmiana sposobu rozmawiania osób o najwyższym statusie społecznym lub państwowym może być zwiastunem powszechnej konfrontacji już nie na słowa, ale właśnie na decyzje, czyny i wreszcie działania zbrojne. Jednak i na to znajdzie się przykład. Czyż rosyjska propaganda nie jest tego najlepszym dowodem – z upartym odczłowieczaniem swoich przeciwników, inwektywami najgorszego sortu, wyskokami byłego prezydenta Miedwiedjewa itd. itp.? I czyż nie poprzedzała agresji na Ukrainę? Skrajny przykład, ale jednak przykład.
Kamienie i kije versus sztuczna inteligencja
Oczywiście nie mam w żadnym razie na myśli tego, że Musk albo Trump chcą konfrontacji innej niż werbalna z tymi, których obrażają. Zwłaszcza że oni wyspecjalizowali się w obrażaniu sojuszników i przyjaciół. W najgorszym razie – najgorszym dla wszystkich stron – stracą ich, stracą przyjaciół, ale wojny chyba nie będą z nimi toczyć (przykładowo – nie zaatakują Kanady). Jednakże pogarda, lekceważenie, obrażanie, opluwanie itd. itp. jednych zemści się jeszcze mocniej w relacjach z innymi. Skoro staje się to publicznym standardem na szczytach społecznej piramidy, to efekt jest łatwy do przewidzenia. Będzie nim eskalacja. Jeśli Trumpowi i Muskowi wolno obrażać, to przykład wezmą (lub wezmą jeszcze śmielej niż dotąd) inni decydenci i przedstawiciele elit . Na całym świecie. Czasem zakończy się tylko niechęcią, czasem otwartą wrogością. Ale mogą się znaleźć i takie przypadki, kiedy zakończy się to wojną – gospodarczą albo i militarną.
Wszystko zaczyna się w sferze werbalnej. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę – dotyczy to przecież w pierwszej kolejności słów. Trudno oprzeć się wrażeniu, że budujemy świat nienawiści, jakby ogarnęło nas szaleństwo, w którym nie rozróżniamy już nawet za bardzo, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. A świat pełen nienawiści nigdy nie zmierzał w dobrym kierunku. Coraz częściej słyszę ostatnio przytaczane w różnym kontekście słowa Alberta Einsteina: „Nie wiem, jaka broń zostanie użyta w III wojnie światowej, ale czwarta będzie się toczyć na kije i kamienie". Mam nadzieję, że ani III, ani IV wojny światowej nie będzie. Nie można jednak wykluczyć, że poziom naszego rozwoju cywilizacyjnego w coraz większym stopniu wyrażają – jeśli chodzi o sferę werbalną - kamienie i kije (w Polsce powiedzielibyśmy cepy), niż komputery, sztuczna inteligencja i kosmos.