Od czterech do siedmiu partii może przekroczyć w najbliższą niedzielę w Niemczech 5-proc. próg wyborczy. Na czele sondaży niezmiennie znajduje się Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna (CDU) z siostrzaną Unią Chrześcijańsko-Społeczną w Bawarii (CSU) z 29-proc. poparciem, która o 7–8 pkt proc. wyprzedza antysystemową Alternatywę dla Niemiec (AfD). Dopiero na dalszych miejscach są obecnie rządzący: Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD) Olafa Scholza z wynikiem 16 proc. oraz Zieloni z poparciem na poziomie 13 proc.
Do końca będą się ważyć losy trzech innych ugrupowań: antysystemowego Sojuszu Sahry Wagenknecht, która nie zbudowała wystarczająco silnej pozycji w zachodnich landach, oraz Lewicy i współrządzących liberałów z Wolnej Partii Demokratycznej. Wejście którejkolwiek z tych partii do Bundestagu może zaburzyć parlamentarną arytmetykę i wymusić na CDU/CSU zawarcie koalicji nie tylko z SPD, lecz także z Zielonymi. Obecnie największe szanse na pokonanie progu ma Lewica z prognozowanym poparciem na poziomie 7 proc. Wciąż jednak wielu wyborców pozostaje niezdecydowanych. Ostatni z sondaży YouGov, zlecony przez agencję prasową DPA, wskazuje, że aż 20 proc. Niemców nie zdecydowało jeszcze, na kogo odda swój głos. Część z nich wskazuje, że decyzję podejmie w dniu wyborów.
Biorąc pod uwagę słabnącą w ostatnich dniach przewagę CDU/CSU nad AfD, ostateczne wyniki mogą odbiegać od dość stabilnych od miesięcy sondaży. Większość ośrodków analitycznych, w tym Ośrodek Studiów Wschodnich, wskazuje, że wyższa frekwencja będzie promować AfD, a Niemcy idą na rekord – ok. 84 proc. obywateli deklaruje, że weźmie udział w wyborach (w 2021 r. frekwencja wyniosła 77 proc.). Na wzrastającą pozycję AfD wpływa także ich zaangażowanie w kampanię w serwisach społecznościowych, które dla 27 proc. Niemców stanowią podstawowe źródło informacji o wyborach. Skrajna prawica utrzymuje silną pozycję, ale jest ona złudna, ponieważ stronnictwa głównego nurtu wykluczają koalicję z partią Alice Weidel.
Wszystkie badania publikowane w ciągu dwóch miesięcy kampanii wskazywały, że wyborców zajmują najbardziej sprawy gospodarcze. Powód? Dwa lata recesji. Mimo to partie skupiały się głównie na kwestiach migracyjnych. Walkę z nieudokumentowaną migracją i przyspieszone odsyłanie osób nieposiadających prawa pobytu wprowadziła do dyskusji AfD. Ostatnie tygodnie przyniosły duży zwrot w polityce chadeków. Lider CDU Friedrich Merz licytował się na propozycje zaostrzające przepisy migracyjne, a nawet zagłosował wspólnie z AfD nad jedną z uchwał w tej sprawie. Kordon sanitarny oznaczający marginalizację partii Weidel został naruszony, co wyprowadziło ludzi na ulice. W protestach wywołanych obawą zbliżenia Merza z AfD w kulminacyjnym momencie wzięło udział 250 tys. osób.
Sprawa dotyczy jednak nie tylko polityki wewnętrznej Niemiec, ale także mechanizmów europejskich, w tym Paktu o migracji i azylu, który krytykuje już nie tylko skrajna, ale też umiarkowana prawica. Nawet obecna koalicja rządząca intensyfikuje walkę z nieudokumentowaną migracją, budując ośrodki tymczasowe, z których ci, którzy przedostali się do Unii Europejskiej przez granicę polsko-białoruską, mają być odsyłani do Polski. Notowania partii stawiających na ostrzejszą walkę z tym zjawiskiem podbijają tarcia o przyszłość strefy Schengen. Propozycjom migracyjnym Merza, dotyczącym ograniczenia prawa do azylu i przyspieszenia deportacji, towarzyszy wprowadzenie przez rząd Scholza stałych kontroli na wszystkich granicach.
Kontrole trwają od miesięcy i są powodem sporu między kanclerzem a Donaldem Tuskiem. Polski premier wielokrotnie krytykował niemieckie kontrole graniczne, które jego zdaniem podważają funkcjonowanie Schengen. Teraz jednak pomysły Scholza może zradykalizować Merz, z którym Koalicja Obywatelska zasiada w jednej frakcji Europejskiej Partii Ludowej. Niemieckie MSW przekonuje, że prowadzi konsultacje z Polską w sprawie funkcjonowania ośrodków tymczasowych oraz kontroli granic. Polski rząd uważa, że zapowiedzi lidera chadeków wynikają wyłącznie z charakteru kampanii wyborczej. Minister ds. UE Adam Szłapka zapewniał, że Niemcy „nie będą wysyłać żadnych migrantów” do Polski, choć rząd Scholza nie wycofał się ze swoich zapowiedzi. ©℗