Trwająca właśnie kampania wyborcza w Niemczech to nie tylko gra o to, kto będzie rządził przez najbliższe lata u naszych zachodnich sąsiadów, ale przede wszystkim odpowiedź na pytanie o przyszłość UE.
Choć to inauguracja drugiej kadencji Donalda Trumpa miała być dla państw Unii kluczowym wydarzeniem początku roku, to w istocie wszystkie najważniejsze decyzje w gronie „27” czekają na nowego szefa niemieckiego rządu. Trudno wyobrazić sobie negocjowanie nawet w pierwszej fazie wieloletniego unijnego budżetu z Olafem Scholzem, którego dzisiaj nikt (z wyjątkiem Emmanuela Macrona) nie traktuje w Europie poważnie. Nowy rząd ma być szansą nie tylko na posunięcie do przodu negocjacji budżetowych, ale także na rewizję wielu tradycyjnych polityk i flagowych programów Komisji Europejskiej, które nastręczają coraz więcej problemów rządzącym.
Merz stawia na migrację, bezpieczeństwo i konkurencyjność
Partia Merza cieszy się dzisiaj poparciem na poziomie około 30 proc., z kolei skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec ok. 20-21 proc. Na trzecim miejscu znajduje się rządząca SPD z poparciem między 15 a 19 proc. z którą najpewniej chadecy Merza utworzą przyszłą koalicję. Kluczowe w tej kampanii jest jednak przejście z umiarkowanej, centrowej retoryki, która charakteryzowała CDU przez lata na pozycje znacznie bardziej prawicowe. Lider ugrupowania robi w ostatnich tygodniach właściwie to, co jego koalicjant z bawarskiej CSU Manfred Weber (do którego jeszcze wrócimy) w Europejskiej Partii Ludowej od kilku miesięcy. Kampania wyborcza toczy się wokół migracji zwłaszcza w świetle niedawnych ataków nożowników, w tym jednego, któremu odmówiono wcześniej prawa do azylu. Merz zapowiada rygorystyczne podejście do nielegalnej migracji, w tym wdrożenie stałych kontroli na granicach, deportacje osób bez legalnego pozwolenia na pobyt czy zatrzymanie osób oczekujących na deportację. Jeśli chodzi o przyjęcie tych zmian na gruncie krajowym, to według nieoficjalnych informacji niemieckich mediów Merz zapewniał ostatnio na zamkniętym spotkaniu członków partii, że przeprowadzi je przez parlament nawet jeśli będą mogły zostać przegłosowane dzięki głosom AfD. Dotychczas partia ta była odgrodzona „kordonem sanitarnym” w niemieckiej polityce, co oznaczało, że żadna z mainstreamowych partii nie chciała z nią wejść nawet w strategiczne, chwilowe koalicje.
Większość postulatów lidera CDU wymagałaby zmiany także unijnych przepisów migracyjnych, do których polityk odnosi się krytycznie, a to jedynie początek długiej listy zarzutów wobec UE oraz ustępujących rządów Scholza. Prawdopodobny przyszły kanclerz chce postawić zdecydowanie na bezpieczeństwo oraz konkurencyjność. To ostatnie oznacza głównie zmniejszenie obciążeń biurokratycznych dla przedsiębiorców, a to pierwsze wzmocnienie więzi z sąsiadami, w tym Polską i Francją oraz większe nakłady na obronność. Dziś szef CDU wstępnie wyraża gotowość do kolejnego wspólnego unijnego długu na wzór Funduszu Odbudowy, tylko tym razem finansującego zakupy zbrojeniowe i inwestycje w przemysł obronny. Ostatnim z filarów propozycji Merza jest rewizja Zielonego Ładu, zwłaszcza w tej części, która nakłada dodatkowe zobowiązania środowiskowe i klimatyczne dla przedsiębiorców.
Nowy układ sił w UE
Propozycje Merza przez część europosłów są określane wręcz jako radykalne czy skrajnie prawicowe. W istocie trudno dziś ocenić czy odzwierciedlają one oczekiwania społeczne i są klasyczną kiełbasą wyborczą czy też przykładem konserwatywnej lub prawicowej zmiany, która dokonuje się w europejskim mainstreamie. Pewne jest natomiast to, że jeśli lider chadeków będzie chciał wdrożyć choć część pomysłów ze swojej kampanijnej agendy będzie potrzebować pomocy ze strony Komisji Europejskiej. Ursula von der Leyen tymczasem już przed wyborami europejskimi zaczęła dokonywać stopniowej wolty KE w kierunku złagodzenia zielonych regulacji, zmniejszenia biurokracji i przede wszystkim zaostrzenia polityki migracyjnej. To pozwoliło jej na strategicznie bardzo ważne poparcie części Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, w tym przede wszystkim Braci Włochów premier Giorgii Meloni. Choć oficjalnie Niemka deklaruje, że cele klimatyczne UE pozostaną bez zmian, to kilkukrotnie już zasygnalizowała gotowość do rewizji, w tym do uwzględnienia społecznych kosztów transformacji energetycznej. Droga energia – jak mówi sam Merz – to jedna z przyczyn obecnej słabej pozycji gospodarczej UE, a dodatkowo bez niemieckiego biznesu plan zwiększania konkurencyjności Europy to zwykła atrapa. Von der Leyen, która w przeciwieństwie do Merza, wywodzi się politycznie z CDU Angeli Merkel (Merz na prawie dekadę najważniejszego okresu jej rządów wycofał się z polityki) doskonale wie, że bez Berlina na pokładzie nie zrealizuje ani jednej ze swoich flagowych zapowiedzi. O tym, jakie ostatecznie propozycje dotyczące: obronności, konkurencyjności czy zmian w zielonej transformacji przedstawi Bruksela, w dużej mierze zdecyduje więc układ sił i dynamika relacji von der Leyen i Merza – to między tą dwójką dojdzie w najbliższych tygodniach do kluczowych uzgodnień.
Jest jeszcze jeden element układanki o niebagatelnym znaczeniu. Mowa o wspomnianym już wyżej Manfredzie Weberze – przewodniczącym Europejskiej Partii Ludowej, który wiosną będzie ubiegał się o reelekcję na tym stanowisku. To on będzie bowiem odpowiedzialny za zorganizowanie większości w Parlamencie Europejskim do przegłosowania projektów, które wyjdą z Komisji Europejskiej. Weber odpowiada m.in. za zbliżenie środowiska EPL do prawicy spod znaku Giorgii Meloni. Niewykluczone więc, że kluczowe zmiany chociażby w Zielonym Ładzie czy polityce migracyjnej, na które bardzo niechętnie patrzą tradycyjni koalicji EPL, czyli socjaliści oraz w ostatnich latach Zieloni, będą w dużej mierze zależeć od poparcia prawicy. O ile nawet skręcająca w prawo frakcja pod wodzą Webera nie wyobraża sobie rozmów z ugrupowaniem Viktora Orbana czy jeszcze bardziej skrajną frakcją, w której znajduje się AfD, o tyle znacznie przychylniej patrzy na kierunkowe sojusze z Europejskimi Konserwatystami i Reformatorami, których liderem niedawno został Mateusz Morawiecki. Zatem nawet jeśli Friedrich Merz i Ursula von der Leyen znajdą taką formułę współpracy, która ostatecznie przekuje się na kształt konkretnych projektów, to najpierw Niemka będzie musiała przekonać do nich Komisję, następnie znaleźć poparcie wśród państw, w czym pomocny może być choćby sojusz Merza, Tuska i potencjalnie Macrona. Ostatecznie jednak projekty przekute już w dyrektywy i rozporządzenia (lub projekty zmian tych obowiązujących) będą musiały zyskać aprobatę Parlamentu Europejskiego, a to będzie już domeną Webera. Głosy o słabych Niemczech, które tracą swoją dominującą pozycję w UE są zdecydowanie przedwczesne. Nawet jeśli na eksperymencie jakim był okres rządów Scholza skorzystała m.in. Polska wchodząc do grona głównych decydentów w Unii, to wraz z końcówką lutego i początkiem marca najprawdopodobniej Berlin wróci do gry z koszulką lidera. Pod warunkiem oczywiście, że CDU pod wodzą Merza wygra wybory i utworzy stabilną koalicję rządzącą.