Gruzińska policja brutalnie rozpędziła protesty przeciwko zawieszeniu dążeń do stania się członkiem UE. Tymczasem władze zamierzają wybrać na prezydenta piłkarza o radykalnych poglądach.

Nowy prezydent Gruzji zostanie wybrany 14 grudnia, ale już wiadomo, że zostanie nim zapewne były piłkarz Micheil Kawelaszwili z prorosyjskiej, nacjonalistycznej partii Siła Ludu, sprzymierzonej z rządzącym Gruzińskim Marzeniem (KO). – Kawelaszwili przywróci godność instytucji prezydenta i nie będzie działać w służbie obcych mocarstw – powiedział założyciel KO, miliarder Bidzina Iwaniszwili. Dotychczasowa głowa państwa Salome Zurabiszwili zapowiedziała, że pozostanie na stanowisku, bo wybór jej następcy będzie nielegalny. Kryzys pogłębia decyzja rządu o zawieszeniu rozmów akcesyjnych z Unią Europejską.

Kawelaszwili ma być pierwszym prezydentem niewybranym w głosowaniu powszechnym. Głowę państwa wskaże 300-osobowe kolegium elektorów z udziałem członków parlamentu i samorządowców. Sprawę komplikuje fakt, że wynik październikowych wyborów parlamentarnych, w których KO miało zdobyć 54 proc. głosów, nie został uznany przez opozycję ani Zurabiszwili. – To poziom oszustwa, z jakim nie mieliśmy wcześniej do czynienia – przekonywała głowa państwa, a w sobotę powiedziała, że ponieważ parlament jest nielegalny, to i wybór głowy państwa taki będzie, a co za tym idzie – ona sama dalej będzie sprawować funkcję prezydenta. Zdaniem Zurabiszwili Gruzini stali się ofiarami „rosyjskiej operacji specjalnej”.

Wynik głosowania został zakwestionowany również przez część Zachodu. W czwartek Parlament Europejski przyjął rezolucję, w której zapisał, że „nie odzwierciedla on woli narodu gruzińskiego”. Posłowie wezwali do powtórzenia głosowania i nałożenia sankcji na liderów oskarżonej o fałszerstwa partii Iwaniszwilego. W sobotę Stany Zjednoczone zawiesiły strategiczne partnerstwo z Tbilisi. KO zaś obiera coraz bardziej antyzachodni kurs. Premier Irakli Kobachidze ogłosił w czwartek, że rząd zawiesi do 2028 r. starania o członkostwo w Unii. – Nie zamierzamy dołączyć do UE jako żebracy, ale w godny sposób, z solidnym systemem demokratycznym i silną gospodarką – powiedział dziennikarzom, nie odpowiadając na ich pytania. Kobachidze wskazywał, że akcesja może zaszkodzić gospodarce, bo wymagałaby od Tbilisi anulowania umów o ruchu bezwizowym i handlu z innymi krajami.

Jednocześnie KO oskarżyło Unię o „kaskadę obelg”, przekonując w oświadczeniu, że Bruksela wykorzystuje perspektywę rozmów akcesyjnych do „szantażowania kraju” i „organizowania w nim rewolucji”. Decyzja władz wywołała nową falę protestów. Opozycyjnie nastawionym Gruzinom zmiana kursu kojarzy się z podobnym, uczynionym pod presją Kremla krokiem prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza, który w 2013 r. doprowadził w ten sposób do wybuchu rewolucji. Gruzja schodzi z drogi do UE, choć to za rządów KO w grudniu 2023 r. uzyskała status państwa kandydującego. – To historyczne zwycięstwo należy do was, naszego niepokonanego, niezłomnego, kochającego wolność narodu gruzińskiego – podkreślał wtedy ówczesny premier Irakli Gharibaszwili.

Eksperci zauważają, że KO utrzymywało się przez lata u władzy m.in. dzięki wspieraniu integracji z UE. Badania pokazują, że 80 proc. Gruzinów popiera eurointegrację. Zdaniem szefa Caucasus Research Resource Center Koby Turmanidzego, z którym rozmawialiśmy w Tbilisi w przeddzień wyborów, nie były to wyłącznie fasadowe działania. – Naprawdę zależało im na tym, żeby wejść do Unii. Chcieli być kolejnym Viktorem Orbánem Wspólnoty – przekonywał. Teraz liderzy KO zdają się stawiać wszystkie karty na sojusz z Moskwą i straszą, że zmiana władzy może oznaczać wojnę z Rosją. Stosunki z Brukselą pogorszyły się dodatkowo po przyjęciu kontrowersyjnej ustawy o agentach zagranicznych. Zdaniem krytyków grozi ona zduszeniem mediów i organizacji pozarządowych, które otrzymują wsparcie z zagranicy.

W czwartek wieczorem, po wystąpieniu Kobachidzego, obywatele znów wyszli na ulice. W demonstracji przed parlamentem udział wzięła także Zurabiszwili. – Opór nie ustanie, dopóki nie powtórzymy wyborów – powiedziała, a policjantów pytała, czy służą Rosji, czy Gruzji. W nocy z czwartku na piątek mundurowi rozpędzili protesty, używając gazu i armatek wodnych, gdy zamaskowani młodzi ludzie próbowali się wedrzeć do parlamentu, ale w weekend ludzie zebrali się ponownie. W sumie zatrzymano ponad 250 osób, a co najmniej kilkadziesiąt odniosło obrażenia. Na razie jedynym ustępstwem władz było dopuszczenie opozycji do wieczornego pasma na publicznym kanale Pirweli Archi. W proteście przeciwko zmianie kursu politycznego ze stanowisk zrezygnowali ambasadorowie Gruzji w Bułgarii, Holandii i na Litwie. ©℗