Europosłowie zatwierdzili wczoraj skład nowej Komisji Europejskiej pod wodzą jej dotychczasowej szefowej. Po pół roku od wyborów zmiana instytucjonalna w Unii staje się faktem.

Bez większych niespodzianek Ursula von der Leyen uzyskała wczoraj poparcie 370 europosłów dla składu swojej drugiej Komisji Europejskiej, której pracami pokieruje od 1 grudnia. – To będzie Komisja inwestycji – zapowiadała w Strasburgu Niemka. Bruksela – zgodnie z jej zapewnieniami – nie porzuci flagowych projektów, ale zamierza mocniej postawić na konkurencyjność, rozwój przemysłu i bezpieczeństwo, przyglądając się zarazem ruchom Waszyngtonu w kontekście możliwego wzrostu ceł i ograniczenia wsparcia dla Ukrainy.

Choć wielu komentatorów uznało, że nowy skład i priorytety KE oznaczają zdecydowany ukłon w kierunku prawicowych wyborców i ich reprezentacji politycznej, w tym rewizję dotychczasowych działań, Niemka nie wycofała się podczas wczorajszego wystąpienia z flagowych projektów z pierwszej kadencji. Zielony Ład – jak mówiła – ma być kontynuowany, a dodatkowo w ciągu 100 dni ma zostać przedstawiona strategia dla bezemisyjnego, czystego przemysłu.

„Czysta, sprawiedliwa transformacja” ma zostać uzupełniona o plan na rzecz konkurencyjności, który powstaje na podstawie raportu autorstwa byłego premiera Włoch Maria Draghiego. Zgodnie z zapowiedziami von der Leyen Wspólnota będzie musiała znaleźć dodatkowe pieniądze – zarówno publiczne, jak i z kapitału prywatnego – by załatać lukę technologiczną, która nie pozwala dziś europejskim przedsiębiorstwom konkurować z biznesami amerykańskim i chińskim.

Bezpieczeństwo gospodarcze

Poza kontynuacją zielonego kursu nowa KE ma stawiać na bezpieczeństwo. Bezpieczeństwu gospodarczemu mają sprzyjać nowe umowy handlowe (które już dziś, jak w przypadku umowy z południowoamerykańskim blokiem Mercosur, nastręczają trudności), a rozumianemu konwencjonalnie – większe nakłady na obronność. – Rosja wydaje prawie 9 proc. PKB na obronę, Europa mniej więcej 1,9 proc. Coś w tym równaniu jest nie tak, nasze wydatki na obronę muszą zostać zwiększone – przekonywała von der Leyen, zapowiadając, że w ciągu 100 dni przedstawi białą księgę obronności.

Niemka unikała jednak wczoraj deklaracji dotyczących konkretnych celów, w tym pułapów finansowych na określone inwestycje i wydatki. Konkrety mają nadejść dopiero z negocjacjami budżetowymi, które będzie prowadzić polski komisarz Piotr Serafin. Nowy wieloletni budżet ma być prostszy, choć nie padła wprost obietnica rezygnacji z programów operacyjnych na rzecz dużych programów krajowych. Efektem ma być zwiększona skuteczność wydawania pieniędzy europejskich.

Z perspektywy Polski, poza kluczowymi dla UE transformacją energetyczną, doinwestowaniem przemysłu i zwiększeniem nakładów na obronność, istotne były deklaracje dotyczące migracji. Von der Leyen zapewniała, że do walki z nieudokumentowaną migracją państwa zostaną wyposażone w surowe przepisy, ale jednocześnie – jak dodała – Wspólnota będzie działać na rzecz otwarcia szlaków legalnej migracji.

Na 688 europosłów, którzy wzięli udział w głosowaniu, nowy skład Komisji poparło 370. To zaledwie o dziewięć więcej, niż wynosi bezwzględna większość w 720-osobowym Parlamencie Europejskim, ale prawie 100 głosów ponad wymaganą dla uzyskania poparcia zwykłą większość. Aż 282 eurodeputowanych zagłosowało przeciwko, a 36 wstrzymało się od głosu. To oznacza, że za Niemką nie zagłosowała część jej własnego środowiska politycznego, czyli Europejskiej Partii Ludowej (EPP), oraz koalicyjnej frakcji socjalistów.

Hiszpanie przeciw

Hiszpańscy politycy EPP zagłosowali przeciwko nowej KE z uwagi na obecność w jej składzie socjalistki Teresy Ribery, którą oskarżają o brak reakcji na powodzie na południu Hiszpanii. Łącznie przeciwko głosowało po 25 członków EPP i socjalistów. Poparło ją za to 24 europosłów z partii Bracia Włoch, którzy należą do opozycyjnej frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR). Wspólne głosowanie części twardej prawicy z chadekami, socjalistami i liberałami to w pewnym sensie przełom, który jest efektem starań lidera EPP Manfreda Webera, ciążącego ku sojuszowi z premier Włoch Giorgią Meloni.

Kosztami były sprzeciw francuskich socjalistów, którzy właśnie z tego powodu głosowali przeciwko nowemu składowi Komisji, oraz wstrzymanie się części niemieckich deputowanych z lewej strony. Konsekwentnie przeciwko były najbardziej prawicowe frakcje, w tym Patrioci dla Europy oraz Europa Suwerennych Narodów, które zapowiedziały konsekwentne torpedowanie najważniejszych dla nowej KE projektów. Przeciwko głosowali również polscy europosłowie ECR, reprezentujący Prawo i Sprawiedliwość. ©℗

ROZMOWY

Tradycyjni liderzy Unii zajęci sami sobą

ikona lupy />
Tomasz Zając, Polski Instytut Spraw 
Międzynarodowych / Materiały prasowe
Czym Komisja Europejskiej nowej kadencji będzie się różnić od dotychczasowej?

Zmienią się jej cele polityczne. Europa przechodzi korektę kierunku, w jaki zmierza, i zielona transformacja nie jest już celem nr 1. Priorytetem nowej ekipy będzie poprawa konkurencyjności gospodarki, a Zielony Ład przejdzie pewien rebranding. W nowej narracji będzie to program, który ma służyć konkurencyjności UE, a nie ją dusić. Na znaczeniu zyskały też kwestie obronne, co widać po niedawnych wypowiedziach Ursuli von der Leyen i utworzeniu nowego stanowiska komisarza ds. obronności i przestrzeni kosmicznej. To ma być sygnał, że UE stara się dostosować do zmieniającego się otoczenia geopolitycznego.

Von der Leyen będzie inną przewodniczącą KE niż w poprzedniej pięciolatce?

Wydaje się, że jej druga kadencja będzie bardziej scentralizowana. Von der Leyen wyciągnęła wnioski z poprzedniej kadencji i chce uczynić z KE skuteczniejsze i sprawniejsze narzędzie do kierowania Unią. Z grona osób zarządzających ubyli Frans Timmermans, Thierry Breton i Nicolas Schmit, czyli indywidualności, które w niektórych sytuacjach sprzeciwiały się przewodniczącej. Von der Leyen będzie zarządzać bardziej arbitralnie, stanie się jeszcze wyraźniejszym centrum decyzyjnym Komisji, co powinno usprawnić zachodzące w niej procesy. To oznacza też, że wzięła na siebie większą odpowiedzialność.

Rola Berlina i Paryża przez to osłabnie?

Tu stawiam duży znak zapytania, bo sytuacja wewnętrzna w obu krajach może je na pewien czas wyłączyć z dominującej roli wobec Brukseli. Legitymacja polityczna rządu premiera Michela Barniera we Francji jest wątpliwa, podobnie jak aktualny mandat kanclerza Olafa Scholza. Obaj muszą się skupić na własnym podwórku, przez co chwilowo wytworzy się pustka w gronie liderów UE. Mogą to wykorzystać inne kraje, szczególnie te większe, jak Polska. Przy odpowiednim pokierowaniu sojuszami i negocjacjami możemy to przekuć w atut przy najważniejszych z naszej perspektywy kwestiach, jak obronność czy relacje transatlantyckie. ©℗

Rozmawiał Nikodem Chinowski

Polska wschodzącą gwiazdą Wspólnoty

ikona lupy />
Małgorzata Bonikowska, Centrum Stosunków 
Międzynarodowych / Materiały prasowe
Jaką pozycję będzie miała Polska w nowym unijnym rozdaniu?

Stajemy się wschodzącą gwiazdą Unii Europejskiej. UE jest starą organizacją, której dotychczasowi liderzy mają już po 70 lat, a Polska ma ich raptem 20. Jest w najlepszym wieku do wzięcia współodpowiedzialności za europejską rodzinę, tym bardziej że obejmuje prezydencję w Radzie UE i ma stabilny rząd, czego nie można powiedzieć o Niemczech czy Francji. To moment, żeby nie tylko słuchać, co planują seniorzy, lecz także samemu proponować rozwiązania.

Pytanie, czy wujek z Niemiec i ciocia z Francji dopuszczą nas do stołu.

Przyszłością rodziny i gwarantem jej ciągłości są następne pokolenia. Strategiczna mądrość organizacji to otwieranie się na nowe impulsy. Jednocześnie młodsi stażem członkowie muszą się wykazać umiejętnościami i doświadczeniem. W Brukseli liczy się ten, kto umiejętnie rozmawia, ma pomysły i kładzie na stole odpowiednie rozwiązania. Polska po latach uczenia się Unii znalazła się w momencie, w którym powinna współtworzyć jej przyszłość. Wspólnie z innymi, zwłaszcza z Francją i Niemcami, ale nasz głos musi być mocniejszy.

Jak silny będzie głos komisarza Piotra Serafina?

Nasz komisarz będzie odpowiadać za serce UE, czyli budżet. Oczywiście dystrybucja pieniędzy będzie pochodną kolektywnej decyzji członków UE. Najpierw priorytety, potem finansowanie. Negocjacje budżetowe zawsze są trudne, ale to właśnie Polak będzie je moderował.

Jaką narrację powinna Unii narzucić Warszawa?

Priorytetem jest bezpieczeństwo. Zgodnie z priorytetami naszej prezydencji te obszary to: obrona, energetyka, zdrowie, żywność, technologie, gospodarka, informacja i odporność społeczeństwa. Drugim celem powinno być pobudzenie dyskusji o reformie funkcjonowania UE, i to niekoniecznie w drodze zmiany traktatów. Da się w tym zakresie wiele zrobić w ramach istniejących podstaw prawnych, o czym piszemy w raporcie Centrum Stosunków Międzynarodowych. W naszym interesie jest też zaakcentowanie roli krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Pora, aby w Europie Zachodniej nastąpiła zmiana myślenia, a środek ciężkości przesunął się do naszego regionu. ©℗

Rozmawiał Nikodem Chinowski