Dziś w południe europosłowie swoimi głosowaniami ostatecznie pozwolą na rozpoczęcie pracy nowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen. Po prawie pół roku od wyborów europejskich, długich negocjacjach na wszystkich możliwych szczeblach Niemka rozpocznie swoją drugą kadencję, która będzie należeć do jednej z najtrudniejszych w historii tego stanowiska. Kiedy von der Leyen zaczynała w 2019 r. na stanowisku przewodniczącej, struktura kolegium komisarzy i sposób podejmowania decyzji czy prowadzenia konsultacji odzwierciedlały dość stabilną sytuację na kontynencie. W planach była strategiczna dyskusja o przyszłości Unii, w tym możliwych zmianach traktatowych, dalszym rozszerzeniu, a szerokie debaty zainicjował wcześniej jako szef Rady Europejskiej Donald Tusk. Plany te szybko jednak zderzyły się z rzeczywistością, która od 2020 r. oznaczała następujące po sobie kryzysy zapoczątkowane przez pandemię koronawirusa.
Pandemia, a w kolejnych latach kryzys energetyczny i wreszcie wojna w Ukrainie obnażyły podstawowe słabości unijnych struktur, które przez rozbudowaną biurokrację były oskarżane o zbyt wolne reakcje i zbyt długie procesy podejmowania decyzji. Podobnych problemów co struktura administracyjna nastręczał wieloletni budżet, w którym rezerwy kryzysowe okazały się co najwyżej symboliczne. Do momentu stworzenia Funduszu Odbudowy Bruksela mogła jedynie pozwalać państwom członkowskim na elastyczne przesuwanie środków na pilniejsze cele. Po zaledwie dwóch latach problem powrócił ze zdwojoną siłą. Na rozpoczęcie pełnoskalowej rosyjskiej agresji w Ukrainie i poprzedzający ją kryzys energetyczny KE także nie była w stanie reagować inaczej, niż zatwierdzając kolejne modyfikacje wydatków państw i luzować reguły pomocy publicznej.
Zmniejszenie europejskiej biurokracji i uproszczenie procedur były jednymi z obietnic von der Leyen w kampanii wyborczej – podobnie jak szybkie reagowanie na nowe wyzwania i kryzysy. Nowa struktura Komisji może sprzyjać obu tym celom. Wprowadzenie hierarchii, w ramach której poszczególni komisarze podlegają wiceszefom KE, a ci samej von der Leyen, powinno skutecznie przeciwdziałać potencjalnym konfliktom kompetencyjnym. Jedynym komisarzem wyjętym spod tej struktury będzie Piotr Serafin podlegający bezpośrednio przewodniczącej KE. A to pokazuje też, jak kluczowy dla możliwości funkcjonowania UE w niestabilnych czasach będzie wieloletni budżet.
Niemka sonduje wprowadzenie uproszczenia polegającego na stworzeniu 27 koszyków narodowych w miejsce ponad 500 programów operacyjnych na poziomie regionalnym. Z jednej strony pojawiają się bardzo krytyczne głosy ze strony samorządów, które straciłyby w dużej mierze wpływ na podejmowane inwestycje. Z drugiej strony Bruksela mogłaby wówczas zrzucić ciężar odpowiedzialności za wydatki na państwa, które w przypadku sytuacji kryzysowych nie musiałyby każdorazowo zwracać się o możliwość przeniesienia środków na pilniejsze w danym momencie obszary. Niezależnie od ostatecznej struktury budżetu ma on być – według deklaracji samego Serafina – tak skonstruowany, żeby jak najefektywniej wydawać każde unijne euro.
I efektywności właśnie może sprzyjać tak uporządkowane kolegium komisarzy, w którym decyzje już wkrótce będą musiały być podejmowane szybko, i to w wielu obszarach. Reakcje na pierwsze kroki handlowe i militarne Donalda Trumpa są już omawiane i przygotowywane w wielu gremiach, jednak ostatecznie będą kształtowane w gabinetach komisarzy od 1 grudnia. UE nie będzie miała czasu na przygotowanie kolejnych strategicznych planów, będzie musiała reagować szybko i precyzyjnie. Temu również może sprzyjać rosnąca rola największych unijnych gospodarek. Choć nikt nie zamierza zmieniać kompetencji poszczególnych instytucji, w tym składającej się z ministrów państw członkowskich Rady, to widać wyraźnie, że w ostatnich tygodniach ciężar strategicznych rozmów przejmują na siebie mniejsze gremia złożone z przedstawicieli największych państw UE. Najlepszy dowód: regularne konsultacje szefów MON Francji, Niemiec, Polski, Włoch czy szefów dyplomacji tych państw. Warto zauważyć, że komisarze nominowani przez te kraje uzyskali jedne z najbardziej eksponowanych stanowisk, nawet jeśli wywodzą się z przeciwnych do Europejskiej Partii Ludowej i socjalistów stronnictw politycznych.
Właśnie polityka może się stać jednak piętą achillesową nowego składu KE. Choć von der Leyen teoretycznie ma zapewnione poparcie dla swojego kolegium komisarzy przez głosy EPL, socjalistów, liberałów z Renew oraz części Zielonych, to środowiska liberalne i lewicowe wyrażają duże niezadowolenie ze względu na przyznanie funkcji wiceszefa Komisji odpowiedzialnego za reformy i politykę spójności Raffaele Fitto – przedstawicielowi prawicowego rządu Giorgii Meloni. Szefowa KE dała tą nominacją wyraźny sygnał, że prawica (przynajmniej ta mająca perspektywy na współpracę z chadekami) nie będzie ignorowana w nowym krajobrazie politycznym w Brukseli. Choć na szczytach władzy w UE teoretycznie niewiele się zmieniło, to relacje między instytucjami a państwami, tradycyjne koalicje i stare podziały z pewnością ulegną poważnej rekonstrukcji. ©℗