Trendy sondażowe i dane z wczesnego głosowania sprawiły, że sztabowcy Kamali Harris pogrążyli się w pesymizmie. Do wyborów w USA został już tylko tydzień.

Z dnia na dzień atmosfera w Waszyngtonie, gdzie prócz Kongresu ze świecą szukać republikanina, staje się coraz bardziej napięta. Niektórzy demokraci nie ukrywają wręcz rezygnacji. Dyplomaci, urzędnicy, dziennikarze i analitycy mówią jednym głosem – co nie zdarza się nad Potomakiem często: wiele wskazuje na to, że czeka nas druga kadencja Donalda Trumpa.

– Trend, liczba zarejestrowanych wyborców republikańskich, dane z wczesnego głosowania. Wszystko dobrze wygląda dla Trumpa. Szukam jakiegoś promyka nadziei dla Kamali Harris, ale naprawdę nie mogę znaleźć – mówi DGP anonimowo wieloletni pracownik administracji, publicznie zawsze apolityczny, prywatnie zagorzały przeciwnik byłego prezydenta. W federalnej stolicy, bastionie demokratów, kandydatura Harris nie budzi entuzjazmu porównywalnego z tym, jaki generował Joe Biden w poprzednich wyborach.

Od demokratów odwracają się mniejszości

Cztery lata temu w niemal każdym stołecznym ogródku były wbite tabliczki „Biden 2020”. Teraz tych z Harris jest zauważalnie mniej, zarówno w dzielnicy Shaw (w pobliżu Uniwersytetu Howarda, tradycyjnie związanego z Afroamerykanami, której absolwentem jest Harris), jak i na zachodzie miasta, zamieszkanym głównie przez białych. Na południowym wschodzie, w relatywnie biednej i afroamerykańskiej Anacostii, widać więcej plakatów i tabliczek kandydatów lokalnych czy z trzecich partii (głównie Socjalistycznej Partii USA) niż tych z nazwiskiem wiceprezydent.

Jeżeli Harris 5 listopada przegra, to stanie się to w znacznej mierze przez to, że od 2020 r. od demokratów odwracają się mniejszości. Cztery lata temu wśród Afroamerykanów Biden uzyskał 87 proc. głosów, teraz Harris – jeśli wierzyć sondażom – może u tych wyborców liczyć na 78–80 proc. Nie lepiej wygląda dla demokratów sytuacja u Latynosów. Zgodnie z badaniem Reutersa Kalifornijka prowadzi wśród latynoskich mężczyzn z Trumpem o zaledwie 2 pkt proc. Biden w 2020 r. wygrał w tym segmencie różnicą aż 19 pkt proc.

Od demokratów odchodzą też Amerykanie arabskiego pochodzenia. Tutaj mamy do czynienia z sondażowym remisem. – Harris nie pojawiła się znikąd, była w Białym Domu cztery lata i odpowiada za wszystko to, co teraz dzieje się na Bliskim Wschodzie. Dla mnie wybory są jak wybór między dżumą a cholerą. Zostanę w domu – mówi DGP Nadeen Al Khatib z waszyngtońskiego biura Muzeum Palestyńczyków.

Intensywna praca w terenie i przewaga finansowa

Demokraci mają nadzieję, że na finiszu kampanii przyniesie efekty ich przewaga finansowa. Można ją wykorzystać, pompując pieniądze w sprofilowane reklamy. I tak Amerykanom arabskiego pochodzenia są wyświetlane w internecie wypowiedzi Harris, w których przejawia współczucie wobec losu Palestyńczyków. Podobną strategię obrano wobec wyborców o polskim pochodzeniu w Pensylwanii. Na selekcjonowanie ich oraz wyświetlanie im spersonalizowanych spotów, w których Trumpa łączy się z polityką uległości wobec Władimira Putina, demokraci przeznaczyli ponad 1 mln dol. Za całą kampanię odpowiada Tom Malinowski, były demokratyczny kongresmen z New Jersey, urodzony w Polsce.

Do tego demokraci zapowiadają w ostatnim tygodniu intensyfikację pracy w terenie, która wciąż często polega na tradycyjnym pukaniu do drzwi wyborców i przekonywaniu w rozmowie. Chętnych do tego nie brakuje, po stronie Harris ma być ponad 200 tys. wolontariuszy. Pytanie, które zadają sobie zaniepokojeni demokraci, brzmi, czy nie jest już za późno na odwrócenie trendów. Gdy zamykaliśmy to wydanie DGP, głos w wyborach oddało już ponad 42 mln Amerykanów z uprawnionych 244 mln, czyli frekwencja już przekroczyła 17 proc.

Dzieje się tak, bo od wybuchu pandemii ułatwiono możliwość przedterminowego głosowania, o co najczęściej zabiegali demokraci. Trump był długo przeciwnikiem tego rozwiązania. Mówił, że patriotycznym obowiązkiem jest stawić się w lokalu w dzień wyborów. Teraz zmienił zdanie, a gdy przemawia na wiecach, często za nim są pokazywane plakaty z napisem „Głosuj wcześnie”. Te apele przynoszą efekt. W Arizonie i Nevadzie, kluczowych stanach na południu, zarejestrowani republikanie nieco zaskakująco mają nad demokratami przewagę w oddanych dotychczas głosach. ©℗