Premier Izraela Binjamin Netanjahu wygłosił przemowę skierowaną do Libańczyków. Wezwał w niej „wszystkie matki i ojców do walki o lepszą przyszłość dla swoich dzieci”. I zagroził, że jeśli nie wyzwolą swojego kraju od Hezbollahu, mogą podzielić los Palestyńczyków. – Macie szansę uratować Liban, zanim wpadnie w otchłań długiej wojny, która doprowadzi do takiego zniszczenia i cierpienia, jakie widzimy w Gazie – stwierdził.

Apel Netanjahu został opublikowany tuż po tym, jak Izrael poinformował, że rozszerza swoją inwazję lądową w Libanie, rozmieszczając tam kolejną – czwartą – dywizję. W sumie na terytorium kraju przebywać może obecnie 15–20 tys. żołnierzy IDF, czyli Sił Obronnych Izraela. To znacznie więcej niż podczas ostatniej wojny, którą obie strony stoczyły w 2006 r. Tel Awiw wysłał wówczas do Libanu ok. 10 tys. żołnierzy (w ostatnich dniach konfliktu ich liczba wzrosła do 30 tys.). Ale już w 1982 r., kiedy Izraelczycy dążyli do przywrócenia bezpieczeństwa w północnym Izraelu i zniszczenia infrastruktury sił palestyńskich w południowym Libanie, w inwazji od początku uczestniczyło ponad 40 tys. wojskowych.

Władze państwa żydowskiego zapowiadały co prawda, że Strzały Północy to „ograniczona” i „ukierunkowana” operacja przeciwko Hezbollahowi. Jednak szybkie rozmieszczenie czterech dywizji w południowym Libanie wraz z nakazami ewakuacji libańskich wiosek położonych nawet 30 km od granicy i intensywnym bombardowaniem Bejrutu oraz południowej i wschodniej części kraju sugeruje, że Izrael przygotowuje się do szerszego uderzenia na północ.

Michael Young z biura think tanku Carnegie Endowment for International Peace w Bejrucie uważa, że najbardziej ambitny scenariusz Izraelczyków zakłada rozbrojenie Hezbollahu i przesunięcie wojsk na północ od rzeki Litani. Dotychczas niektórzy izraelscy eksperci sugerowali jednak, że interesuje ich wyłącznie południe kraju. – Według mnie musimy przesunąć granicę z Libanem za rzekę Litani. Potrzebujemy prawdziwej, fizycznej granicy – mówił nam w maju Amiad Cohen, doradca Netanjahu.

W Libanie uszkodzonych lub zniszczonych zostało ponad 3 tys. budynków, zginęło ok. 2,1 tys. osób, ponad 1 mln przesiedlono

Dokładny przebieg wojny nie jest znany

Do opinii publicznej docierają szczątkowe informacje, zazwyczaj korzystne dla jednej lub drugiej strony. Na razie wiemy, że walki toczące się od ponad tygodnia na południu kraju doprowadziły już do niemal całkowitej destrukcji wioski Jarun leżącej niecałe 2 km od granicy. Miejscowość jest zróżnicowana pod względem religijnym: zamieszkują ją zarówno szyici, jak i chrześcijanie. Na nagraniach wykonanych przez dron, które zweryfikował m.in. specjalny zespół BBC, widać, że większość budynków została zrównana z ziemią. W ataku zniszczony został również położony na terytorium miejscowości meczet.

Siły Obronne Izraela nie skomentowały doniesień o skutkach operacji w Jarun. Poinformowały jedynie, że zniszczyły infrastrukturę terrorystyczną w okolicy tej miejscowości.

Z analizy zdjęć satelitarnych wynika, że od 20 września do 2 października (nowsze dane jeszcze nie zostały udostępnione) uszkodzeniu lub zniszczeniu uległo ponad 3 tys. budynków na terenie całego kraju. Według libańskiego ministerstwa zdrowia w wyniku ataków zginęło już ok. 2,1 tys. osób, a ponad 1 mln zostało przesiedlonych. Liczba ofiar śmiertelnych przekroczyła już tę odnotowaną podczas wojny z 2006 r. Grupa Airwars zajmująca się monitorowaniem konfliktów ocenia, że „intensywność uderzeń i liczba użytej amunicji mogą być porównywalne tylko ze Strefą Gazy”.

Strony chwalą się przede wszystkim sukcesami

W środę rano IDF i Hezbollah starły się w pobliżu granicy, gdy izraelskie siły lądowe próbowały się przedrzeć w głąb kraju. Wspierana przez Iran grupa przekazała, że jej bojownicy stawili czoła izraelskim żołnierzom próbującym przeniknąć do przygranicznej wsi Blida. Hezbollah poinformował, że wystrzelił w kierunku wojsk izraelskich rakiety i pociski artyleryjskie, zmuszając je do odwrotu. Pełniący obowiązki sekretarza generalnego Hezbollahu Naim Qassem tłumaczył w tym tygodniu, że pomimo izraelskich nalotów zdolności wojskowe bojówki nie zostały całkowicie zdegradowane. – Widzicie przecież, że nasze codzienne osiągnięcia są wspaniałe. Mamy setki rakiet i dziesiątki dronów, a wiele izraelskich miast znalazło się pod ostrzałem rakietowym... Chciałbym was zapewnić, że nasze możliwości nie zostały ograniczone – stwierdził i dodał, że Hezbollahowi udało się wymienić wszystkich swoich kluczowych dowódców, a izraelskie wojska lądowe nie poczyniły dotychczas żadnych postępów.

Bojownicy utrzymali zdolność do atakowania Izraela. Na początku tego tygodnia uderzyli w Hajfę, raniąc co najmniej osiem osób. Lokalne władze wskazują, że był to pierwszy atak na miasto od zakończenia wojny między Izraelem a Hezbollahem w 2006 r. Elastyczny łańcuch dowodzenia Hezbollahu wraz z jego rozległą siecią tuneli i ogromnym arsenałem broni rozbudowywanymi na przestrzeni lat pomagają bojownikom przetrwać izraelskie ataki.

Nie oznacza to, że Izraelczycy nie odnoszą żadnych sukcesów. Z informacji przekazywanych przez IDF wynika, że żołnierzom udało się zabić już kilkuset bojowników. Działając wspólnie z wojskami lądowymi, izraelskie siły powietrzne uderzyły we wtorek w 185 celów związanych z Hezbollahem, w tym w miejsca, gdzie znajdowały się wyrzutnie rakietowe i składy broni. W mediach społecznościowych krążą również nagrania, na których izraelscy wojskowi wywieszają biało-niebieską flagę w Marun al Ras. To miejscowość będąca w ostatnich dniach polem zaciętych walk. Izraelskie wojsko poinformowało we wtorek, że przejęło kontrolę nad położonym tam kompleksem Hezbollahu.

Netanjahu wskazywał również, że IDF udało się zabić Haszema Safieddine'a, który miał zastąpić na stanowisku sekretarza generalnego Hezbollahu Hassana Nasrallaha (zginął w izraelskim ataku pod koniec września). – Zdegradowaliśmy możliwości Hezbollahu. Zlikwidowaliśmy tysiące terrorystów, w tym samego Nasrallaha, jego zastępcę i zastępcę zastępcy – powiedział. ©℗