– Dziś Izrael broni się przeciwko wrogom cywilizacji na siedmiu frontach – stwierdził Binjamin Netanjahu w nagraniu, wymieniając libański Hezbollah, Hamas w Strefie Gazy, jemeńskich Huti, „terrorystów” – jak to określił – na Zachodnim Brzegu”, szyickie organizacje z Iraku oraz Syrii i na samym końcu Iran. Wypowiedź premiera Izraela miała jednak innego głównego adresata, a był nim prezydent Francji Emmanuel Macron. Gospodarz Pałacu Elizejskiego wcześniej w kilku wypowiedziach wezwał do szerokiego zawieszenia broni, ostrzegając, że „Liban nie może stać się kolejną Strefą Gazy” i zasugerował ograniczenie pomocy wojskowej dla Izraela.
Szczególnie to ostatnie wywołało złość Netanjahu, który uznał że Macron powinien „się wstydzić”, dodając że „Izrael wygra niezależnie od tego, czy będzie wspierany, czy nie”. Część lokalnych dziennikarzy podawała informację, że w jednym z weekendowych izraelskich bombardowań Bejrutu zniszczono stację benzynową francuskiego giganta petrochemicznego Total. To wieści trudne do zweryfikowania, masowo bombardowany Liban pogrążony jest w chaosie i kryzysie humanitarnym. Wewnętrznych uchodźców, jak podaje ONZ, ma być już ponad milion. Liczba ofiar śmiertelnych izraelskich nalotów na Liban ma natomiast sięgać 1500 osób.
Ataki z powietrza na drugi plan spychają izraelską ofensywę na południu Libanu, gdzie brak doniesień o jakichkolwiek większych postępach terytorialnych armii państwa żydowskiego. Izraelczycy chwalą się, że w wyniku trwającej od ubiegłego tygodnia inwazji na Liban zginęło już ponad 250 członków Hezbollahu, a minister obrony Jo’aw Galant ostrzegł w piątek, że Izrael ma w zanadrzu „więcej niespodzianek”. Trwają kolejne próby zabójstw członków kierownictwa Hezbollahu, w nocy z piątku na sobotę Tel Awiw przeprowadził intensywne naloty na Bejrut, których celem był domniemany nowy przywódca Hezbollahu Hashem Safieddine.
Oficjalnie władze kraju wciąż utrzymują, że wojna na terytorium sąsiada sprowadza się do „ograniczonych” i „ukierunkowanych” nalotów, mających na celu zniszczenie infrastruktury Hezbollahu na pograniczu izraelsko-libańskim. – Nie da się tego osiągnąć z powietrza. Izraelskie wojska lądowe musiały wkroczyć do Libanu – broni decyzji Tel Awiwu w rozmowie z DGP Miri Eisin, emerytowana pułkownik Sił Obronnych Izraela (IDF) i szefowa izraelskiego Institute for Counter-Terrorism.
Z tym, że – podobnie jak podczas trwającej od roku wojny w Strefie Gazy – Siły Obronne Izraela (IDF) celują też w cywilów, pracowników humanitarnych i medyków. Szef Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) Tedros Adhanom Ghebreyesus jeszcze w czwartek mówił, że w Libanie zginęło co najmniej 28 pracowników systemu ochrony zdrowia. Za łamanie prawa wojny i prawa humanitarnego Izrael mierzy się z międzynarodową krytyką, a nawet z izolacją. Symbolem tego jest bezprecedensowe uznanie przez izraelski MSZ za persona non grata sekretarza generalnego ONZ Antónia Guterresa.
Wszyscy zabici przez Izrael pracownicy systemu ochrony zdrowia zatrudnieni byli w placówkach medycznych powiązanych z Hezbollahem lub sprzymierzonym z nim szyickim ugrupowaniem Amal. Libańska bojówka, która w Libanie działa również jako partia polityczna, rozwinęła na przestrzeni lat odrębny od libańskiego sektor usług publicznych dla mieszkańców kontrolowanych przez siebie terytoriów, budując szpitale czy szkoły. Eksperci zajmujący się prawami człowieka podkreślają jednak, że powiązanie z Hezbollahem nie sprawia, że tracą oni ochronę w świetle prawa międzynarodowego.
Straty odnotowują też Izraelczycy. Według IDF dotychczas zginęło dziewięciu żołnierzy (Hezbollah mówi nawet o 20 ofiarach po stronie Izraela). Jeśli to tempo się utrzyma, może wpłynąć na długość i zakres ofensywy. Na razie w Izraelu słyszymy, że IDF zamierza zakończyć inwazję tak szybko, jak to możliwe, nawet w ciągu kilku tygodni, przy czym nie wiadomo, czy w planach jest okupacja części terenów północnego sąsiada, czy też nie.
Równocześnie armia izraelska przygotowuje odpowiedź na ubiegłotygodniowy ostrzał rakietami balistycznymi ze strony Iranu. Szczegóły rewanżu Izrael omawia z najważniejszymi sojusznikami, czyli Amerykanami. Prezydent Joe Biden deklarował, że jest przeciwnikiem nalotu na irańskie instalacje naftowe, co – jak ostrzegała Gwardia Rewolucyjna – oznaczałoby odwetowe ataki na izraelskie obiekty gazowe i naftowe. Ponadto odchodzący amerykański przywódca kolejny już raz apelował do Netanjahu o niecelowanie w cywilów. Na konferencji prasowej w Białym Domu, od czego Biden raczej stroni, dziennikarze pytali go też, czy nie uważa że Netanjahu intencjonalnie torpeduje negocjacje dotyczące zakładników w Gazie i zawieszenie broni, bo chce w ten sposób pomóc kandydatowi republikanów Donaldowi Trumpowi w listopadowych wyborach prezydenckich. – Żadna administracja USA nie pomogła Izraelowi bardziej niż moja. Żadna. Myślę, że Bibi powinien o tym pamiętać. Nie wiem, czy próbuje wpłynąć na wybory – odparł demokrata. ©℗