Choć pojawiały się doniesienia, że Joe Biden jest o krok od udzielenia Ukrainie zgody na użycie pocisków dalekiego zasięgu do uderzenia głębiej w terytorium Rosji, to tak się jednak nie stało. Pan by się zgodził?
ikona lupy />
Benjamin L. Schmitt analityk waszyngtońskiego think tanku CEPA / Materiały prasowe / fot. Materiały prasowe

Tak, z wielu powodów. Przede wszystkim musimy pamiętać, że Ukraińcy zmagają się z atakami dalekiego zasięgu ze strony Rosji, które spowodowały humanitarny koszmar. Infrastruktura energetyczna była celem ataków przez ostatnie dwa lata, a szczególnie ostatnie sześć miesięcy. Widzimy teraz, że te ataki mają ogromny wpływ na system energetyczny Ukrainy, gdzie 80 proc. elektrowni cieplnych zostało zniszczonych. Trzecia zima tej wojny ma być w zamiarze Władimira Putina najgorsza, skala ataków na infrastrukturę cywilną jest największa. Tak więc, dla tych, którzy martwią się kosztami wspierania Ukrainy – znacznie tańsze jest zbudowanie systemu obrony powietrznej i pozwolenie Ukraińcom na atakowanie w głębi Rosji niż późniejsza odbudowa na skalę całego kraju. Koszty odbudowy systemu energetycznego są astronomiczne. Lepiej chronić go teraz. Nie tylko, by uniknąć katastrofy humanitarnej czy z oczywistych powodów moralnych, lecz także z punktu widzenia ekonomicznego.

Dlaczego do zgody jeszcze nie doszło?

Brak zgody jest krótkowzroczny. Ja patrzę na to jako fizyk, widzę to w kategoriach równania matematycznego. Administracja Bidena od początku wojny stosuje politykę „X minus jeden”. Urzędnicy mówią: „będziemy stać z Ukrainą tak długo, jak to będzie konieczne”, ale nigdy, co jest niefortunne, nie zobowiązali się do doprowadzenia do pełnego zwycięstwa Ukrainy. Na każdym etapie tej wojny byliśmy o krok z tyłu. Było tak z każdym systemem broni. Przypominam, że Stingery czy Javeliny były na początku wojny „czerwonymi liniami”. Ależ to się wydaje teraz absurdalne. Co kilka miesięcy toczymy debaty o kolejnym systemie broni lub ukraińskiej taktyce. A tak nie prowadzi się wojny. Dlatego musi dojść do zmiany w administracji Bidena. Ktokolwiek będzie następnym prezydentem USA, musi odejść od tego podejścia. Zbyt mocno skupiono się na zarządzaniu eskalacją, dotyczy to głównie doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Jake'a Sullivana. To się musi skończyć.

Jest pan dobrej myśli i uważa, że prędzej czy później Amerykanie zapalą zielone światło?

Myślę, że tak. Widzieliśmy, że wszystkie „czerwone linie” stawiane przez nas Ukrainie są przekraczane. Ukraińcy dokonali inwazji na Rosję w obwodzie kurskim. Chyba nie ma większej „czerwonej linii” niż to. Częściowo doszło do niej dlatego, że tak pokazywał im strategiczny rachunek przy braku opcji na uderzenia dalekiego zasięgu.

Jak ocenia pan ostatnie medialne doniesienia, że to Ukraińcy stoją za wysadzeniem Nord Stream 2?

Musimy zadać sobie pytanie, czy opisywany przez media scenariusz jest technicznie możliwy. Czy prawdopodobne jest, że wynajęta turystyczna łódź mogłaby zostać użyta w takiej operacji? Musimy również przyjrzeć się dowodom fizycznym, które mamy z satelitów i danych z AIS (Automatic Identification System), pokazującym, jakie inne jednostki znajdowały się w pobliżu miejsca wybuchu przed. Z pan-nordyckiego śledztwa wynika, że w tych miejscach były rosyjskie jednostki marynarki wojennej, specjalnie przystosowane do operacji podmorskich. Co one tam robiły? Porównując do tego jachtu, powie to każdy ekspert – rosyjskie jednostki były znacznie lepiej przygotowane do przeprowadzenia takiej operacji. Nie kwestionuję pracy dziennikarzy, ale pełna historia musi zawierać też kontekst techniczny. W zeszłym miesiącu, we wrześniu, wynająłem łódź w ramach projektu badawczego, który prowadzę dla Uniwersytetu Pensylwanii, i udałem się do miejsca wybuchu. Zebraliśmy dane sonarowe, lepiej zrozumiałem, jak głęboko miała miejsce eksplozja. Myślę, że ta sprawa nie jest jeszcze zakończona. Chcę również przypomnieć, że Rosja od dwóch lat niemal nieprzerwanie atakuje krytyczną infrastrukturę, w tym energetyczną, w państwach NATO, takich jak Polska, Czechy, Wielka Brytania, Francja czy Niemcy. Jednym z elementów tych operacji jest wynajmowanie przez GRU cudzoziemców, w tym Ukraińców. Uważam, że w przypadku tajnej operacji specjalnej wymierzonej w taką podmorską infrastrukturę potrzeba mnóstwo doświadczenia, funduszy i technologii.

Tutaj, w Polsce, po Nord Stream 2 nikt nie płacze. Ale do dziś toczy się dyskusja na temat amerykańskich sankcji, de facto zniesienia ich przez Bidena po prezydenturze Trumpa. Jak widzi pan to teraz, z perspektywy 2024 r.?

To Kongres USA był organem, który zrobił najwięcej, by nałożyć sankcje na Nord Stream 2, i to wielokrotnie. Parlament przyjął wiele sankcyjnych ustaw, począwszy od 2017 r., a następnie w 2019 r., które zyskały szerokie, ponadpartyjne poparcie. Później te ustawy zostały podpisane przez prezydenta Trumpa, np. Protecting Europe's Energy Security Act (PESA) w grudniu 2019 r.Wówczas szwajcarski statek do układania rur, Pioneering Spirit, należący do firmy All Seas, wycofał się z projektu. Nie nałożono jeszcze sankcji, ale ich ryzyko było tak duże, że statek się wycofał. Projekt został wówczas zatrzymany. Biden objął urząd, a na początku jego administracji czołowi urzędnicy, w tym Antony Blinken, popierali kontynuację sankcji. Ale latem 2021 r. Biały Dom doszedł do porozumienia z Niemcami, z kanclerz Merkel. Zgodzono się na zniesienie sankcji na Nord Stream 2. W treści tego porozumienia Merkel zobowiązała się, że jeśli Rosja użyje energii jako broni przeciwko Europie lub dokona dalszej inwazji na Ukrainę, to wówczas na poziomie UE wprowadzone zostaną sankcje przeciwko takim projektom jak Nord Stream 2. Przecież jednak wykorzystywanie energii jako broni było już wówczas na porządku dziennym. Pojawiały się groźby odcięcia dostaw gazu do Mołdawii, jeśli ta będzie podążać w kierunku euroatlantyckim. Zatem decyzja administracji Bidena o zniesieniu sankcji była błędem, to jasna sprawa. Ostatecznie sankcje nałożono na Nord Stream 2 AG i na dyrektora generalnego Matthiasa Warniga. To się wydarzyło, ale nastąpiło 24 godziny przed wielkoskalową inwazją Rosji na Ukrainę. A powinno znacznie wcześniej.

Były ambasador USA przy NATO Kurt Volker twierdzi, że obecne sankcje nałożone na rosyjski sektor energetyczny są niewystarczające. Że Rosjanie mają dostęp do rozliczeń w amerykańskich bankach.

To prawda. Potrzebujemy szerszych i lepiej egzekwowanych sankcji. Ale na pytanie, czy sankcje energetyczne działają, muszę odpowiedzieć twierdząco. Widzimy tego w Rosji makroekonomiczne skutki, problemy z łańcuchami dostaw. Główny problem polega na tym, że ich egzekwowanie jest niewystarczające. ©℗

Rozmawiał Mateusz Obremski