Austria to kolejny kraj na mapie Europy, w którym skrajna prawica z powodzeniem rzuciła wyzwanie rządzącym, doprowadzając do zwycięstwa w niedzielnych wyborach parlamentarnych. Przy bardzo wysokiej, bo niespełna 80-proc. frekwencji, najwięcej wyborców zdecydowało się oddać głos na eurosceptyczną, antymigrancką, prorosyjską Wolnościową Partię Austrii (FPÖ), która zanotowała niespełna 29 proc. poparcia. Na kolejnym miejscu znalazła się rządząca dotychczas Austriacka Partia Ludowa (ÖVP) z wynikiem 26 proc., a podium zamyka Socjaldemokratyczna Partia Austrii (SPÖ), która uzyskała 21 proc. głosów. Bardzo dobry wynik odnotowali liberałowie z partii NEOS (9 proc. poparcia), z kolei Zieloni dotychczas wchodzący w skład rządu Karla Nehammera stracili prawie 6 pkt proc. poparcia i z wynikiem 8 proc. są ostatnim ugrupowaniem, które uzyskało miejsca w parlamencie. Teoretycznie taki układ sił premiuje FPÖ i ich lidera Herberta Kickla do utworzenia rządu, ale do momentu zamknięcia wydania DGP prezydent Alexander Van der Bellen nie nominował jeszcze żadnego z liderów. Prezydent kraju nie jest zobowiązany do powierzenia tej roli szefowi zwycięskiej partii – tym bardziej że ta ma dość ograniczone zdolności koalicyjne.
Kanclerz ludowy, ale nie europejski
FPÖ w przeciwieństwie do niektórych skrajnie prawicowych lub populistycznych ugrupowań, które zyskują popularność na Starym Kontynencie, jest obecna w austriackim życiu politycznym od dziesiątek lat. Założona przez byłych członków SS w latach 50. XX w. partia stanowiła schronienie dla byłych nazistów. Choć ewoluowała w kierunku narodowo-populistycznym, to nie odcięła się od swoich neonazistowskich korzeni. Podczas pogrzebu jednego z długoletnich polityków FPÖ w miniony piątek przedstawiciele ugrupowania i zgromadzeni zaśpiewali jedną z pieśni SS, a estetyka Trzeciej Rzeszy w żaden sposób nie jest kwestionowana przez członków partii. Lider partii Herbert Kickl prezentował się wyborcom jako przyszły „Volkskanzler”, czyli „kanclerz ludowy”, co stanowi bezpośrednie odwołanie do określenia, którego używał niegdyś Adolf Hitler.
FPÖ pozycjonuje się jednak jako antyestablishmentowe ugrupowanie, które za centralny punkt programu obrało migrację. Kickl w przedwyborczych wystąpieniach zapewniał o utworzeniu „Twierdzy Austria”, tj. zamknięciu wszystkich granic kraju dla migrantów, oraz postulował przeprowadzenie „remigracji”, czyli wydalenie z kraju każdego, kogo partia nie uzna za prawdziwego Austriaka (dotyczy to nawet migrantów w kolejnych pokoleniach). Kraj istotnie boryka się z przepełnionymi ośrodkami migracyjnymi, a w ostatnich latach przyjął największą liczbę przybyszów w stosunku do potencjału ludnościowego.
Austriaccy populiści uchodzą wręcz za prorosyjskich i sceptycznie odnoszą się do wsparcia Ukrainy
Jednak znacznie większe obawy w Europie budzi stosunek FPÖ do wojny w Ukrainie, współpracy z Rosją oraz roli Unii Europejskiej. Austriaccy populiści uchodzą wręcz za prorosyjskich i bardzo sceptycznie odnoszą się do potencjalnego wsparcia Ukrainy, co – w przypadku utworzenia przez nich rządu – może mieć duży wpływ na procedowanie nowych lub przedłużanie obecnych sankcji czy na dalsze pakiety pomocowe dla Kijowa. Konieczność jednomyślnej zgody państw członkowskich już dziś sprawia problemy ze względu na postawę Węgier i Słowacji, a Austria dodatkowo może skomplikować ten proces.
FPÖ pozostaje także bardzo krytyczna wobec UE i w przeszłości sygnalizowała nawet możliwość wyjścia kraju ze Wspólnoty.
Decyzja prezydenta
Żadna z partii, które uzyskały mandaty w austriackim parlamencie, nie może liczyć na samodzielną większość. W związku z tym są rozpatrywane różne warianty rządów koalicyjnych, w tym ten budzący największe kontrowersje w Europie – sojuszu populistów z chadekami z ÖVP. Warunkiem chadeków jest jednak odsunięcie od roli lidera Kickla i mianowanie przez prawicę innego kandydata do pełnienia funkcji kanclerza. Teoretycznie jednak to FPÖ powinno mieć pierwszeństwo w próbie sformowania rządu i zyskania wotum zaufania, ale prezydent Van der Bellen nie podjął jeszcze w tej sprawie decyzji. Żadna z partii z wyjątkiem ÖVP nie wyraża zresztą gotowości do wejścia w koalicję z partią Kickla.
Drugim wariantem jest pozostanie u władzy chadeków z kanclerzem Karlem Nehammerem, ale wówczas ÖVP musiałoby zwrócić się nie tylko do Zielonych, z którymi wciąż współrządzi, lecz także do lewicy, która uzyskała trzeci wynik wyborczy. Wstępne szacunki pokazują bowiem, że nawet z Zielonymi oraz liberałami z NEOS Nehammer miałby za mało głosów do zabezpieczenia wotum w parlamencie. Najbardziej prawdopodobnym wariantem jest odsunięcie zwycięzców i utworzenie szerokiej koalicji lewicowo-konserwatywnej. ©℗