Latem nad Białorusią zaczęto obserwować rosyjską amunicję krążącą, wykorzystywaną zwykle do ataków na Ukrainę. Odnotowano już przypadki zestrzelenia rosyjskich dronów, na co dotychczas nie decydowały się państwa NATO. Eksperci nie są zgodni co do tego, skąd się biorą fale bezzałogowców nad sprzymierzonym z Kremlem państwem.
Ostatni taki przypadek miał miejsce w nocy z piątku na sobotę. Biełaruski hajun, opozycyjny serwis monitorujący ruchy wojsk na Białorusi, odnotował siedem dronów kamikaze i jeden zwiadowczy, które weszły w białoruską przestrzeń powietrzną. W tym czasie Rosjanie przeprowadzali atak na cele ukraińskie. Niektóre drony wykorzystały białoruskie niebo do tego, by skrócić sobie drogę do Ukrainy – jeden wleciał nad Białoruś znad ukraińskiego obwodu czernihowskiego, by zawrócić i polecieć w stronę Kijowa. Ale inny z szahedów dostrzeżono 70 km od granicy z Litwą. Co się z nim dalej stało, nie wiadomo, ale musiał przelecieć nad Białorusią co najmniej 200 km. Kolejny przekroczył granicę z Łotwą i rozbił się pod Gaigalavą w gminie Rzeżyca. Łotysze znaleźli jego szczątki, które wczoraj pokazał publiczny kanał LTV. Łotewskie MSZ wręczyło notę protestacyjną rosyjskiemu chargé d’affaires w Rydze.
20 minut pościgu
Białoruscy wojskowi nie patrzyli biernie na incydenty. Biełaruski hajun pisze o czterokrotnym podniesieniu myśliwców z lotniska w Baranowiczach i dwukrotnym wykorzystaniu śmigłowców. „Lotnictwo zostało dostrzeżone nie tylko na południu kraju, lecz także na dalekiej północy, w rejonie Ostrowca i Wilejki, co może wskazywać na to, że na północ doleciał nie jeden, ale dwa szahedy” – pisze serwis. Poprzednio taka sytuacja miała miejsce w nocy z 4 na 5 września. Zastępca dowódcy białoruskiego lotnictwa płk Siarhiej Frałou potwierdził „fakt naruszenia granicy państwowej w przestrzeni powietrznej, najprawdopodobniej przez bezzałogowe aparaty latające”. Resort obrony podał, że wszystkie cele zostały zestrzelone. Władze nie informują, skąd się one wzięły, co pośrednio sugeruje Rosję; w przeciwnym wypadku reżim najpewniej skorzystałby z okazji do wszczęcia antyukraińskiej kampanii informacyjnej. Po raz pierwszy rosyjski bezzałogowiec został unieszkodliwiony przez białoruskiego pilota 29 sierpnia po 20-minutowym pościgu.
Eksperci nie są zgodni co do tego, dlaczego rosyjskie szahedy pojawiają się nad Białorusią. Pojawiają się argumenty polityczne, dotyczące domniemanego wysyłania Alaksandrowi Łukaszence gniewnych sygnałów za jego niejednoznaczne gesty czynione pod adresem Zachodu (złagodzenie retoryki, ograniczenie skali kryzysu migracyjnego, wypuszczenie niewielkiej części więźniów politycznych), oraz argumenty technologiczne. Te ostatnie zakładają, że drony mogły zboczyć z trasy ze względu na awarię systemu naprowadzania albo pracę ukraińskich sił walki radioelektronicznej. Białoruski hajun skłania się ku tej ostatniej hipotezie. Z kolei analitycy grupy Belarus in Focus stawiają tezę, że przeloty mogą być uzgodnione jako element ćwiczenia wojsk białoruskich w warunkach zbliżonych do bojowych. „Może to być kolejny znak, że Białoruś szykuje się do bezpośredniego włączenia się do walki z Ukrainą” – czytamy.
– Trudno twierdzić, że to przypadek, skoro zdarza się tak często. Zwłaszcza że przez dwa lata wojny nie zdarzało się w ogóle – mówił wydaniu „Salidarnasć” komentator Juryj Drakachrust. – Rosja może próbować wpłynąć na Łukaszenkę. Przyloty w lipcu były akurat wtedy, kiedy Łukaszenka pojechał do Łunińca i powiedział, że znormalizowano relacje z Ukraińcami. Ale teraz, gdy tego typu przypadki stały się bardziej systematyczne, już nie wyglądają na dawanie mu czegokolwiek do zrozumienia – dodawał. Zdaniem Drakachrusta loty bezzałogowców nie wyglądają też na odbywające się za zgodą Mińska, ponieważ w takim wypadku propaganda miałaby gotową interpretację wydarzeń, a tego nie obserwujemy. – Na razie nic nie wskazuje na to, by Kreml naciskał na reżim Łukaszenki w celu wciągnięcia go do wojny. Rosjanie są bardziej zainteresowani zachowaniem Białorusi jako bezpiecznego zaplecza – powiedział z kolei Swabodzie Jan Ausiejuszkin z sieci badawczej iSANS.
Wspólny algorytm działania
Łotwa i Rumunia, których przestrzeń powietrzną rosyjskie drony także naruszyły w ostatni weekend, zapowiedziały przedyskutowanie kwestii na forum Sojuszu Północnoatlantyckiego. – Społeczeństwo oczekuje jak największej liczby informacji, ale musimy brać pod uwagę, że są kwestie, o których nie należy dyskutować publicznie. Podobne incydenty zdarzały się już na terytorium państw członkowskich NATO, takich jak Polska, Rumunia i teraz Łotwa – tłumaczył prezydent Edgars Rinkēvičs w rozmowie z TV24. Łotewski polityk dodał, że Sojusz powinien uzgodnić wspólny algorytm działań w takich sytuacjach. Wcześniej przewodnicząca Sejmu Daiga Mieriņa przekonywała, że Ryga nie zdecydowała się na zestrzelenie drona, ponieważ nie zagrażał bezpieczeństwu państwa, choć potem znaleziono na jego pokładzie ładunek wybuchowy. – Obserwowaliśmy, na ile sytuacja stanowi zagrożenie dla obiektów i osób cywilnych – dodawał dowódca lotnictwa wojskowego Łotwy gen. Leonīds Kalniņš.
26 sierpnia informację o wlocie szaheda nad Polskę podali nasi wojskowi. Po 33 minutach obiekt miał zniknąć z ekranów radarów. – Ostateczna identyfikacja nie nastąpiła z powodu warunków pogodowych – tłumaczył ppłk Jacek Goryszewski, rzecznik Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, a dowódca operacyjny RSZ gen. Maciej Klisz mówił, że „obiekt miał w pełnej kontroli” i „był gotowy do jego zestrzelenia”. Wysłani na miejsce terytorialsi nie znaleźli śladów drona. W końcu wojsko uznało, że „nie doszło do naruszenia przestrzeni powietrznej RP”. Wcześniej niepotwierdzone informacje o zestrzeleniu szaheda pojawiły się w Rumunii, jednak władze w Bukareszcie je zdementowały. „Kolejny incydent na Łotwie pokazuje, że musimy wzmocnić obronę powietrzną państw bałtyckich” – komentował w serwisie X szef MSZ Litwy Gabrielius Landsbergis, wzywając do realizacji nie w pełni wykonanych w tym zakresie postanowień szczytu NATO w Wilnie z 2023 r.
Postawa wschodniej flanki Sojuszu jest krytykowana przez Ukraińców. „Teraz przeciwnik wie: NATO nie będzie odpowiadać na naruszenie przestrzeni powietrznej przez aparaty bezzałogowe ani na atak na swoje terytorium, który nie wywoła ofiar. Co będzie dalej, łatwo przewidzieć: naruszenia granic samolotami i możliwe «incydentalne ataki» z niewielką liczbą ofiar. Rosjanie zawsze stosują prymitywną taktykę salami: dyskredytują NATO podczas nieznacznych na pierwszy rzut oka incydentów” – napisał na Telegramie Mychajło Podolak z biura prezydenta Ukrainy. Według danych ukraińskiego sztabu Rosjanie od początku inwazji przeprowadzili 4719 ataków z użyciem dronów, wśród których 78,3 proc. dotyczyło celów wojskowych. Ale i Ukraińcy coraz częściej atakują w ten sposób Rosję. W nocy z 9 na 10 września wysłali drony nad Moskwę i jej okolice. Na lotnisku w Żukowskim wybuchł pożar, a w Ramienskoje zginęła kobieta – obie miejscowości są położone na przedmieściach stolicy. Kijów rozwija też własną produkcję; ostatnio na wyposażeniu wojsk pojawiły się drony rakietowe i bezzałogowce wyposażone w miotacze ognia. ©℗