- Postulaty partii antysystemowych będą zyskiwały odzwierciedlenie w programach rządowych - mówi Anna Kwiatkowska, specjalistka Ośrodka Studiów Wschodnich, współprowadząca podcast „Niemcy w ruinie?”.
W Turyngii Alternatywa dla Niemiec (AfD) i Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW) wywalczyły sobie większość blokującą. Wspólnie mogą blokować wszelkie inicjatywy, które im się nie spodobają. W Saksonii stworzenie rządu bez udziału przynajmniej jednej z tych formacji będzie bardzo trudne. Czy z punktu widzenia głównego nurtu polityki niemieckiej wybory we wschodnich landach wiążą się z jakimikolwiek dobrymi wiadomościami?
ikona lupy />
Anna Kwiatkowska, specjalistka Ośrodka Studiów Wschodnich, współprowadząca podcast „Niemcy w ruinie?” / Materiały prasowe / fot. Materiały prasowe

Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna (CDU) pocieszy zapewne fakt, że w obu regionach będzie najprawdopodobniej wiodącą siłą, wokół której utworzą się koalicje rządzące. W Saksonii stanowisko może utrzymać dotychczasowy premier Michael Kretschmer.

Na dziś wszystko wskazuje na podtrzymanie izolacji AfD i stworzenie rządów bez jej udziału, choć w Turyngii Alternatywa będzie miała wpływ na niektóre decyzje wymagające większości kwalifikowanej, np. na obsadzanie stanowisk sędziowskich.

Tak, i w tym sensie sukces AfD jest niepełny. Ale w Turyngii ta partia jednak zwyciężyła w wyborach i można się spodziewać, że będzie wywodzić stąd swój mandat do kierowania rządem. Z ust lokalnego lidera AfD Björna Höckego usłyszymy zapewne, że wyborcy dali jasny sygnał, że chcą zmiany, a polityczny establishment nie chce się podporządkować woli wyborców.

Jest w tym trochę racji. W obu krajach związkowych bezwzględna większość głosów padła na ugrupowania spoza obecnych koalicji.

Wyborcy chcieli zmiany i ona będzie stopniowo następowała. Spodziewam się, że niezależnie od tego, w jakim kształcie ukonstytuują się władze regionów, postulaty podnoszone przez partie antysystemowe będą zyskiwały odzwierciedlenie w programach rządowych.

Nie lepiej byłoby powiedzieć „sprawdzam” i dać tym grupom możliwość wejścia do rządów?

Istnieje taki pogląd w niemieckiej debacie. Mówi się, że w ten sposób dojdzie do ich normalizacji: AfD będzie zmuszona się ucywilizować, a jej wyborcy zobaczą, że wcale nie jest łatwo realizować obietnice. Większość komentatorów jest jednak zgodna, że to niebezpieczna droga.

Dlaczego?

Oddanie władzy AfD mogłoby się wiązać z wpływem tej partii na programy nauczania w szkołach czy na media. Potencjalnie wywrotowe działania w tych obszarach mogłyby się okazać wysoką ceną za domniemaną normalizację.

Z kim będą wobec tego współrządzić chadecy?

Na dziś najbardziej prawdopodobnym scenariuszem w obu landach jest porozumienie z socjaldemokratami i BSW. Przy czym w Turyngii ten układ musiałby ponadto być przynajmniej tolerowany przez Lewicę. Na pewno mamy więc przed sobą długie i trudne negocjacje koalicyjne. I duży znak zapytania co do stabilności wyłonionych przez nie układów.

Czyli wobec BSW kordon sanitarny nie obowiązuje, chociaż w Saksonii najprawdopodobniej byłaby możliwa koalicja bez jej udziału, gdyby chadecy porozumieli się z socjaldemokratami, Lewicą i Zielonymi.

Tak. I delikatnie mówiąc, można się temu dziwić. Bo przecież taki polityk, jak dotychczasowy premier Turyngii z ramienia Lewicy Bodo Ramelow jest znacznie bliższy głównemu nurtowi polityki niż Wagenknecht, która wywodzi się z frakcji komunistycznej tej partii, obserwowanej przez Urząd Ochrony Konstytucji jako środowisko ekstremistyczne. Tymczasem CDU wyklucza koalicję z Lewicą, a wobec BSW przyjmuje podejście znacznie bardziej otwarte.

AfD i BSW mają wspólne poglądy na kwestie geopolityczne takie jak sprzeciw wobec wspierania Ukrainy i amerykańskiej obecności wojskowej w Niemczech, sympatie prorosyjskie. Silna pozycja tych ugrupowań w kilku regionach może się przełożyć na politykę całego kraju w tych sprawach?

Teoretycznie nie ma instrumentów, które dawałyby Landtagom wpływ na federalną politykę zagraniczną. W praktyce obawy przed dalszym wzrostem popularności sił antysystemowych mogą popychać Berlin do gestów w stronę tej części elektoratu, która nie jest entuzjastycznie nastawiona do NATO czy współpracy z Ukrainą. W pierwszej kolejności spodziewam się gestów wobec wyborców sceptycznych wobec imigracji. Wskazują na to już dotychczasowe działania i zapowiedzi kanclerza Olafa Scholza w kwestii deportacji cudzoziemców dopuszczających się przestępstw. Ale w przyszłości podobne zjawiska mogą dotyczyć spraw zagranicznych czy bezpieczeństwa.

Już po eurowyborach mówiło się o żółtej kartce dla rządu Scholza. W Turyngii trzy partie tworzące koalicję na szczeblu federalnym uzyskały łączny wynik nieznacznie przekraczający 10 proc. To czerwona kartka?

Na pewno jest to klęska rządzących. Negatywna ocena władz federalnych była jednym z głównych czynników mobilizujących wyborców we wschodnich landach. Trudno jednak podejrzewać, by przy tak fatalnej kondycji partii koalicyjnych zdecydowały się one na przyspieszenie wyborów. W tym sensie wyniki z Saksonii i Turyngii raczej wzmocnią ich determinację, żeby przetrwać.

Trudne warunki mogą też wyostrzyć sprzeczności interesów między koalicjantami.

To prawda. Rząd Scholza doszedł do władzy na fali zmęczenia marazmem ery Angeli Merkel, ale okazało się, że różnice programowe jego zaplecza są zbyt głębokie, by spełnić obietnice przełomu. Wraz ze słabościami w wymiarze komunikacji stworzyło to wrażenie impasu. Nie jest tak, że koalicja nie ma sukcesów, ale wyraźnie rozminęły się one z dynamiką nastrojów i oczekiwań wyborców. Beneficjentami sytuacji stały się AfD i BSW, a powinna była nim zostać CDU. Tu upatruję także żółtej kartki dla chadeków jako głównej siły opozycyjnej. Powinni wypadać znacznie lepiej i w sondażach, i w wyborach.

Co rosnąca siła tych ugrupowań oznacza dla stosunków polsko-niemieckich?

Każdy z głównych punktów programu AfD i BSW ma znaczące implikacje dla Polski. Stanowisko w kwestiach migracyjnych może oznaczać w praktyce podważanie strefy Schengen, której jesteśmy beneficjentami. „Pacyfistyczne” stanowisko w sprawie rosyjskiej inwazji na Ukrainę stoi w bezpośrednim konflikcie z naszymi interesami strategicznymi i tym, jak definiujemy podstawowe pojęcia typu pokój, suwerenność i bezpieczeństwo.

A polityka historyczna, kwestie tożsamościowe? Dla relacji między mieszkańcami obu brzegów Odry upowszechnienie się przekonań wyrażanych przez polityków AfD może chyba być obciążające.

Właściwie ten temat powinnam wymienić w pierwszej kolejności. Tematów spornych między Polską a Niemcami w dziedzinie pamięci nie brakuje nawet dzisiaj. Chcielibyśmy skuteczniej docierać do naszych sąsiadów z wiedzą o tym, jak wyglądała okupacja w Polsce. Dojście do władzy siły otwarcie rewizjonistycznej, jaką jest AfD, oznaczałoby kurs na zderzenie polityk historycznych. Z tego punktu widzenia BSW, które kontynuuje w tym obszarze linię komunistycznej NRD z jej antyfaszyzmem i akceptacją ładu powojennego, to dla nas mniejsze zło. ©℗

Rozmawiał Marceli Sommer