Kandydaci, którzy zmierzą się w wyborczej dogrywce, nie postrzegają Rosji jako najważniejszego sojusznika.

W piątek odbędzie się II tura wyborów prezydenckich w Iranie. W I rundzie, mimo rekordowo niskiej frekwencji, która wyniosła 39,9 proc., najwięcej, bo 44,4 proc. głosów, zdobył reformator Masud Pezeszkjan. To spore zaskoczenie. Przed głosowaniem eksperci przewidywali, że w osiągnięciu dobrego wyniku pomogłaby mu jedynie wysoka frekwencja: wybory w Iranie najczęściej bojkotują przeciwnicy reżimu ajatollahów, czyli potencjalni wyborcy Pezeszkjana. Polityk o azerbejdżańsko-kurdyjskim pochodzeniu był jedynym reformatorem, którego reżim dopuścił do startu w wyborach.

W dogrywce zmierzy się on z ultrakonserwatywnym byłym negocjatorem układu nuklearnego Sa’idem Dżalilim, który otrzymał 40,3 proc. głosów. Nowy prezydent zmierzy się z licznymi wyzwaniami: kulejącą gospodarką i eskalującą wojną na Bliskim Wschodzie, która może zachęcić Iran do większego zaangażowania. Pojawia się jednak pytanie, czy dogrywka pomiędzy konserwatystą a reformatorem w większym stopniu zmotywuje przeciwników reżimu do oddania głosu. Wielu Irańczyków straciło wiarę, że są w stanie wpłynąć w ten sposób na zmianę sytuacji. Nawet jeśli Pezeszkjan zwycięży, szanse na zwrot w polityce będą ograniczone. Sam kandydat obiecywał co prawda, że za jego rządów Iran może zrewidować stosunki z Rosją, której obecnie dostarcza drony bojowe. Argumentował przy tym, że „wschodnie mocarstwa nie powinny myśleć, że są jedyną opcją dla Teheranu”.

Pezeszkjan jako prezydent nie będzie jednak wszechwładny, a jego decyzje będą musiały być zgodne z linią wytyczoną przez najwyższego przywódcę Alego Chameneiego. Ruch reformatorski w przeszłości próbował już luzować politykę wewnętrzną i zagraniczną. Jego wysiłki były konsekwentnie blokowane przez przywódców religijnych. Mohammad Chatami, który sprawował urząd prezydenta w latach 1997–2005, dążył do odprężenia w relacjach z Zachodem i zwiększenia swobód obywatelskich, ale Chamenei zablokował znaczną część proponowanych reform. Podobnie było za rządów Hasana Rouhaniego, który wygrał wybory w 2013 r. Wynegocjował on co prawda przełomowe porozumienie nuklearne ze światowymi mocarstwami, ale Chamenei oparł się reformie polityki wewnętrznej i gospodarczej. Choć zgodnie z konstytucją to wybierany w powszechnym głosowaniu prezydent jest szefem rządu, Chamenei znacznie poszerzył swoje wpływy w ciągu ostatnich dekad.

I turę wygrał reformator, choć niska frekwencja miała mu szkodzić

Pozycja najwyższego przywódcy została dodatkowo wzmocniona przez prawo weta wobec członków gabinetu prezydenta. W rezultacie irańska polityka pozostaje zdominowana przez instytucje będące bastionem twardogłowych, jak Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej (SPEE). Zdolność Pezeszkjana po ewentualnej wygranej do porozumienia z tym środowiskiem pozostaje niepewna, a na chęć zaangażowania się w relacje z Zachodem wpływałyby regionalne interesy Teheranu, który wspiera walczące z Izraelem bojówki, w tym Hamas i Hezbollah. Polityka bliskowschodnia od dawna jest kontrolowana przez SPEE. Sam Pezeszkjan często podkreślał zresztą w wypowiedziach, że to Chamenei określa kierunek rozwoju kraju, w tym politykę zagraniczną, a rząd musi się dostosować do tych dyrektyw. – Ostatnie słowo w dyskusji politycznej powinno należeć do najwyższego przywódcy. Kiedy w kraju pojawia się spór, to on musi go rozwiązać – wskazywał.

Mimo to eksperci widzą nadzieję choćby na osłabienie sojuszu z Moskwą. „Nie ma szans na natychmiastową i głęboką rewizję stosunków rosyjsko-irańskich, ale erozja obecnego formatu jest całkiem możliwa w perspektywie średnioterminowej, jeśli nowemu prezydentowi uda się uruchomić proces znoszenia nałożonych przez Zachód sankcji” – przekonuje rosyjski analityk Nikołaj Kożanow, ostatnio afiliowany przy brytyjskim Chatham House. Relacja między dwoma państwami pogłębiła się po rosyjskim ataku na Ukrainę w 2022 r. Iran uczył Kreml, jak omijać sankcje, i stał się ważnym dostawcą dronów, które Rosjanie wykorzystują do ataków na cele wojskowe i cywilne. „Nawet najwyższy przywódca może zmienić kurs wobec Rosji, jeśli będzie tego wymagał interes reżimu. Istnieją co najmniej dwa czynniki, które mogą go zmotywować do wprowadzenia korekt w stosunkach z Rosją: sankcje i pogarszający się stan gospodarki” – twierdzi Kożanow.

Co więcej, zdaje się, że dziś nawet Dżalili nie wierzy w szczerą przyjaźń z Kremlem. W opublikowanym niedawno oświadczeniu sugerował, że takie więzi są budowane z konieczności i pod wpływem czynników zewnętrznych. W czasie kampanii wszyscy kandydaci unikali wyróżniania Rosji jako kluczowego sojusznika. Zamiast tego o Moskwie mówiło się w kontekście szerszego „zwrotu na Wschód”, który uwzględnia także budowę relacji z Chinami i Indiami. Niewykluczone więc, że w zasięgu możliwości nowego prezydenta będzie wznowienie negocjacji nuklearnych ze światowymi mocarstwami. Umowa, która miała na celu ograniczenie aktywności nuklearnej Teheranu w zamian za złagodzenie sankcji, upadła wkrótce po tym, jak wycofały się z niej Stany Zjednoczone pod rządami Donalda Trumpa. Ówczesny prezydent USA argumentował, że ponowne nałożenie sankcji złamie irański reżim.

Stało się dokładnie odwrotnie. Iran z dnia na dzień zwiększa rezerwy wzbogaconego uranu, który może posłużyć do budowy broni jądrowej. Niektórzy przedstawiciele irańskiej elity rządzącej przestali już zresztą przekonywać, że program służy wyłącznie celom pokojowym. Zamiast tego publicznie wskazują, że niedawna wymiana ognia z Izraelem podkreśla potrzebę posiadania znacznie potężniejszego środka odstraszającego. Walireza Nasr, pochodzący z Iranu profesor Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, przekonywał niedawno, że nowy przywódca może nadać ton dyskusjom w sprawie powrotu porozumienia. „Aby sankcje zostały zniesione, trzeba być w pierwszej kolejności zainteresowanym rozmowami z Zachodem. Pezeszkjan opowiada się za rozpoczęciem rozmów z USA. Dżalili nie zdecydowałby się na taki ruch” – pisał. Reformatorski kandydat wezwał już do wznowienia porozumienia, by Iran „wyszedł z izolacji”. – Jeśli uda nam się znieść sankcje, ludzie będą mieli łatwiej. Ich kontynuacja oznacza dalsze uprzykrzanie życia Irańczykom – powiedział. ©℗