18 maja weszły w życie przepisy zobowiązujące mężczyzn w wieku 18–60 lat do potwierdzenia w TCK swoich danych kontaktowych. To krok w stronę urealnienia rejestru Oberih (amulet), czyli bazy danych obywateli podlegających powołaniu, co miałoby przyspieszyć mobilizację. Armia skarży się na braki kadrowe i bariery biurokratyczne utrudniające ich uzupełnianie. Od wojskowych i polityków można było usłyszeć liczbę 500 tys. – chodzi o osoby, które powinny trafić do sił zbrojnych. Ukraińcy dostali na aktualizację dwa miesiące, tymczasem przez pierwsze 10 godzin dane zaktualizowało 150 tys. użytkowników, a we wtorek resort obrony mówił o ponad 1 mln osób, które autoryzowały się przez aplikację Rezerw+, oraz o 700 tys., które za jej pośrednictwem zaktualizowały dane w Oberihu (w tym 1727 osób przebywających w Polsce). Takiego sukcesu nikt się nie spodziewał. Dane pokazują, ile osób nie chce iść na front na ochotnika, ale godzi się z powołaniem, jeśli państwo się do nich zwróci.

Potwierdzają to dane z platform, z których można pobrać aplikację. Google Play melduje o przekroczeniu granicy 500 tys. pobrań, a to tylko jedno z możliwych źródeł. Można założyć, że jeśli ktoś zamierza uchylać się przed wojskiem, nie będzie się spieszył z instalowaniem aplikacji, która może przyspieszyć otrzymanie powołania. Sukces osiągnięto, choć popularność aplikacji doprowadziła do przeciążenia systemu. Od soboty ukraińskie serwisy społecznościowe zalewają skargi na problemy z identyfikacją osoby za pośrednictwem systemu bankowego (w podobny sposób my potwierdzamy naszą tożsamość na Elektronicznej Platformie Usług Administracji Publicznej – ePUAP). Sankcje za niedopełnienie obowiązku pozostają stosunkowo niewielkie (kara finansowa i pewne ograniczenia w życiu codziennym), a zmiany w kodeksie karnym pozwalające na dotkliwsze kary są dopiero planowane.

W czerwcu Rezerw+ zostanie wzbogacony. Jak zapowiedziała Kateryna Czernohorenko, wiceminister obrony ds. cyfryzacji, aplikacja będzie miała funkcję przeglądania wakatów. Ktoś, kto nie chce czekać na powołanie, lecz woli zawczasu wybrać sobie stanowisko w armii zgodne z kwalifikacjami (kierowca, operator drona, programista, saper itd.), będzie mógł to zrobić, nie ruszając się z domu. Dotychczas poszczególne jednostki poszukiwały chętnych w internecie, zachęcały za pośrednictwem billboardów, a nawet ogłaszały się na portalach pośrednictwa pracy. Ukraińcy, którzy nie mają smartfona ani nie ufają scyfryzowanemu państwu, mogą potwierdzić dane kontaktowe osobiście w TCK lub centrach usług administracyjnych (zintegrowane urzędy, w których można załatwiać sprawy administracyjne). Liczby osób, które wybrały tę opcję, resort nie podaje, ale wiadomo, że jest „dziesiątki razy niższa” niż tych, które skorzystały z Rezerw+.

Jak ta liczba ma się do ogólnej wielkości rezerwy mobilizacyjnej? Na to pytanie starał się odpowiedzieć portal Texty.org.ua, specjalizujący się w dziennikarstwie opartym na analizie danych. Przed rozpoczęciem inwazji na kontrolowanym obszarze Ukrainy mieszkało 10,46 mln mężczyzn w wieku 18–59. W tej czy innej formie już dziś pod bronią jest 1,1 mln z nich, a 200–300 tys. zginęło lub odniosło poważne rany. Należy też odjąć 570 tys. osób, które pozostały na obszarach nowo okupowanych, i 659 tys., które wyemigrowały. Mobilizacja nie obejmuje 1 mln niepełnosprawnych, 408 tys. studentów, 125 tys. opiekunów dzieci i dorosłych z niepełnosprawnościami, 123 tys. ojców wielodzietnych, 44 tys. nauczycieli, naukowców i wykładowców, 528 tys. osób wykonujących inne zawody chronione (ich lista budzi kontrowersje i może zostać ograniczona) oraz 707 tys. młodych w wieku 18–26, którzy nie są powoływani, ale nie należą do żadnej z wymienionych kategorii.

W sumie wychodzi 4,89 mln w rezerwie (od tej liczby trzeba też odjąć kategorie, których wielkości nie udało się oszacować, w tym ojców samotnych i adopcyjnych oraz mężczyzn, których bliscy polegli na wojnie w latach 2014–2022). Do tej liczby można odnieść statystyki wykorzystania Rezerw+. Jeśli wierzyć danym resortu, niemal co czwarta osoba z tej grupy ściągnęła aplikację w ciągu pierwszych czterech dni obowiązywania ustawy. Rezerwy są, tylko trzeba po nie sięgnąć. Na tym tle jeszcze bardziej absurdalnie wygląda wstrzymanie opieki konsularnej nad mężczyznami za granicą mające zmusić ich do powrotu. Krok wyglądający na desperacki okazał się czystym populizmem – i reakcją na nastroje społeczne. Władze popłynęły na fali rosnącego napięcia między osobami, które pozostały w kraju, a tymi, które uciekły przed wojną. Podgrzały nastroje w imię własnej popularności. Rząd sam dostarczył dane, które pokazały to jak na dłoni. ©℗