Finalizowanie przez Alaksandra Łukaszenkę doktryny wojennej, do której zostaną wprowadzone zapisy o rosyjskiej broni nuklearnej – w kontekście rocznicy katastrofy w Czarnobylu jest wyjątkowo cyniczne. Białoruś jest państwem, którego współczesne mity założycielskie są ufundowane w dużej mierze na traumie wynikającej z wydarzeń z kwietnia 1986 r. Wiosną 2024 r. wejdzie ono w logikę, która pozycjonuje je w zupełnie innym miejscu.

Naiwna wiara Łukaszenki, że suwerennie wchodzi do klubu atomowego, spowoduje, że państwo rządzone przez dyktatora postawi kropkę nad i w rosyjskiej koncepcji traktowania go jako proxy. Czy też bardziej brutalnie – jako ziemi, która zostanie poświęcona w razie jakiegokolwiek konfliktu ze światem Zachodu. Łukaszenka, wchodząc we współpracę atomową z Władimirem Putinem, zakłada, że spełnia swój sen o potędze. Jest jednak tak, że finalnie stanowi dla Kremla pośrednika, jakim są dla Turcji fundamentaliści z Idlibu, dla Iranu Hezbollah w Libanie czy szyickie milicje w Syrii i Iraku. Cechą każdego pośrednika jest to, że pierwszy przyjmuje – jak mieli w zwyczaju mówić oficerowie dawnego BOR – pajdę.

Łukaszenka jest przy tym dla Putina idealnym elementem budowania szantażu atomowego. Kimś, kto w każdej chwili może zostać przedstawiony jako obiekt do usunięcia w ramach dezeskalacji w relacjach z Zachodem.

Urodzony w Wielkiej Brytanii były żołnierz sił zbrojnych Zjednoczonego Królestwa, z wykształcenia filozof, a później szef wywiadu łotewskiego Jānis Kažociņš, przekonuje, że ze wszystkich scenariuszy wojennych najgorsze dla NATO jest szybkie zwycięstwo Rosji w Ukrainie i zrealizowany krótko później ograniczony, błyskawiczny atak na któreś z państw bałtyckich połączony z szantażem atomowym. Łukaszenka i stacjonująca tam broń do takiej psychologicznej gry nadaje się idealnie. Rosjanie mogą swój szantaż próbować uwiarygadniać, sugerując, że broń jest również w rękach szaleńca. O różnych wariantach wykorzystania dyktatora do tej gry i założeniach jego nowej doktryny pisaliśmy w Magazynie nr 73 („Łukaszenka. Mniej suwerenny Hezbollah Putina”).

Jak przekonują rozmówcy DGP po stronie białoruskiej, ten szantaż i nacisk psychologiczny już w zasadzie się rozpoczął. Nasze źródło mówi o prowadzeniu na Białorusi ćwiczeń, podczas których są trenowane scenariusze wykorzystania rosyjskich głowic przeciwko państwom NATO (Bałtom i Polsce) oraz Ukrainie.

Tu trzeba od razu zaznaczyć, że chodzi przede wszystkim o zastraszenie. O jak największe uwiarygodnienie, że głowice nie są na Białorusi na darmo. Głównym celem tej manifestacji jest wejście we wspomnianą logikę szantażu. Taka gra nie może jednak pozostać bez reakcji. Odpowiedź powinna być symetryczna i proporcjonalna. W tym sensie Polska i kraje bałtyckie są o krok do tyłu w stosunku do Putina i Łukaszenki. Rosjanie przesunęli głowice do kraju byłego ZSRR. Zmniejszyli tym samym czas odpowiedzi NATO, zakreślając nowe czerwone linie i sprawdzając, czy osiągnęli efekt mrożący. Odpowiedzią na ten ruch powinno być jak najszybsze przyjęcie Polski do programu Nuclear Sharing i przywrócenie stanu wyjściowego. Czyli ponowne wyrównanie czasu odpowiedzi i udowodnienie, że złamanie przez Rosję ładu postzimnowojennego uwalnia Sojusz z postanowień aktu Rosja-NATO z 1997 r. (ten ład został pogwałcony w momencie aneksji Krymu). Jeśli tak się nie stanie, Putin potraktuje to jako słabość. I wykona kolejny wrogi gest. Posunie się krok do przodu.

W tym sensie wywiad prezydenta Andrzeja Dudy dla „Faktu” – w kontekście Nuclear Sharing – należy uznać za ważny. Po raz pierwszy Polska tak wyraźnie sformułowała gotowość do adekwatnej odpowiedzi na politykę Rosji na Białorusi (Nuclear Sharing – red.). – To temat rozmów polsko-amerykańskich od pewnego czasu. Ja na ten temat już rozmawiałem kilkakrotnie. Nie ukrywam, że pytany o to, zgłosiłem naszą gotowość. Rosja w coraz większym stopniu militaryzuje okręg królewiecki. Ostatnio relokuje swoją broń nuklearną na Białoruś – mówił w „Fakcie” polski prezydent. – Jeżeli byłaby taka decyzja naszych sojuszników, żeby rozlokować broń nuklearną w ramach Nuclear Sharing także na naszym terytorium, żeby umocnić bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO, jesteśmy na to gotowi – dodawał.

Szef BBN w wywiadzie dla TVN24 poszedł jeszcze dalej: „Nie da się nie wrócić do stanowiska administracji Białego Domu, ambasador Georgette Mosbacher z 2020 r., która powiedziała, że jeżeli Niemcy chcą zrezygnować z Nuclear Sharing, to Polska jest gotowa przyjąć. (…) Proszę mi wierzyć, że przez wiele lat od tamtej pory ten temat był podnoszony w rozmowach z sojusznikami zza Atlantyku”.

Polski MSZ pytany, czy w czasie ostatnich rozmów Dudy i premiera Donalda Tuska z Joem Bidenem w USA poruszano te kwestie, unika jednoznacznej odpowiedzi. Źródła DGP w resorcie dyplomacji przekonują jednak, że omawiano to zagadnienie. – Istnieją różne możliwości praktycznego włączenia się sojuszników w realizację NATO-wskiej misji odstraszania nuklearnego, np. poprzez jej wspieranie za pomocą sił konwencjonalnych oraz udział w działaniach uzupełniających. Jeśli ocena sytuacji doprowadzi NATO do nowych decyzji w tym zakresie, to będą one podejmowane oraz komunikowane wspólnie. Jedność Sojuszu w realizacji programu Nuclear Sharing jest kluczowa dla jego wiarygodności i skuteczności – napisał w odpowiedzi na pytania DGP resort dyplomacji. Nieoficjalnie w rządzie można usłyszeć niezadowolenie z upubliczniania tematu Nuclear Sharing przed ewentualnymi decyzjami. Rozmowy na ten temat mają się jednak toczyć – jak powiedział szef BBN – od dawna. ©℗