Władze w Jerozolimie twierdzą, że Iran doczeka się zemsty za atak wyprowadzony z jego terytorium. Pole do działania jest spore.

Amerykanie pochwalili się, że udało im się powstrzymać Jerozolimę przed natychmiastowym odwetem za atak wymierzony w terytorium Izraela. Ten był z kolei odpowiedzią Teheranu na ostrzał irańskiej placówki dyplomatycznej w Damaszku. To nie oznacza, że sprawa rozejdzie się po kościach. Weekendowy atak, który – jak podaje rzecznik Sił Obronnych Izraela (IDF) Daniel Hagari – został w 99 proc. udaremniony, grozi dalszą eskalacją napięcia na Bliskim Wschodzie. Beni Ganc, stojący w opozycji do premiera Binjamina Netanjahu członek rządu jedności narodowej, stwierdził, że „sprawa nie jest zakończona”. Niektórzy przedstawiciele wojennej administracji sugerują, że Tel Awiw rozważa bardziej długofalową strategię zwalczania zagrożeń ze strony Iranu. Ganc wskazywał np., że Izrael podejmie próbę zbudowania regionalnej koalicji przeciwko ajatollahom. W podobnym tonie wypowiadał się minister obrony Jo’aw Galant. Stwierdził on, że udaremnienie ataku przez wojsko i jego zagranicznych sojuszników jest szansą na nowy „strategiczny sojusz” przeciwko Irańczykom. Galant tłumaczył jednak, że państwo „musi być przygotowane na każdy scenariusz”.

Cios za cios

Zachodni sojusznicy wzywają do deeskalacji i ograniczenia odpowiedzi. Wiceszef MSZ i – jak informował niedawno DGP – potencjalny kandydat na ambasadora w Izraelu Władysław T. Bartoszewski twierdzi, że spodziewa się odwetu i wielkiego kontrataku na teren Iranu. – Nie wygląda to jednak na początek jakiejś większej wojny. Spodziewam się strategii „cios za cios” – przekonywał DGP. Ta może przyjąć różne formy: ataków na cele irańskie w regionie, np. w Syrii, ale i bezpośrednie uderzenie w terytorium Iranu.

Amerykanie są jednoznacznie przeciw eskalacji

Wiąże się to jednak ze stąpaniem po cienkim lodzie. Władze w Teheranie tuż po rozpoczęciu sobotniego ataku oświadczyły co prawda, że „sprawę uważają za zamkniętą” i nie planują kolejnych ataków. Zdaniem ekspertów chcą uniknąć wojny, a udowodnili to m.in., informując Izrael o planowanym uderzeniu. Tylko że w niedzielę dowódca Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej Hosejn Salami ostrzegł przed „znacznie większym” atakiem na Izrael, jeśli premier kraju Binjamin Netanjahu zdecyduje się na atak typu „wet za wet”. – Zdecydowaliśmy się stworzyć nowe zasady, które polegają na tym, że jeśli syjonistyczny reżim zaatakuje nasze interesy, aktywa, osobistości i obywateli, dokonamy na nim odwetu – powiedział irańskiej telewizji państwowej Salami.

Wojna tankowców

Choć uwaga świata skupiła się na irańskim ostrzale Izraela, w sobotę Irańczycy zajęli także statek towarowy w cieśninie Ormuz. Morze jest kolejnym polem potencjalnej eskalacji. Irańska państwowa agencja IRNA podała, że atak został przeprowadzony na pływający pod portugalską banderą kontenerowiec powiązany z londyńską firmą Zodiac Maritime, której prezesem jest Izraelczyk Eyal Ofer. To nie pierwszy raz, kiedy władze Iranu zdecydowały się na taki ruch. Cicha wojna na morzu trwa między państwami od 2019 r., kiedy Izrael uderzył w statek przewożący z Iranu ropę przez wschodnią część Morza Śródziemnego i Morze Czerwone.

Władze w Teheranie naruszyły bowiem sankcje, które zostały nałożone, gdy były prezydent USA Donald Trump wycofał się z umowy nuklearnej z 2015 r.

Konflikt na początku koncentrował się na irańskich tankowcach, które transportowały ropę do Syrii i Libanu. Zdaniem Izraela niektóre z nich przewoziły również broń dla islamskich bojowników, co miałoby stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa tego państwa. Po 7 października 2023 r. w ataki na kontenerowce zaangażowali się sprzymierzeni z Hamasem rebelianci Huti, zmuszając armatorów do ograniczenia transportu towarów przez Morze Czerwone i przekierowania statków na dłuższą, bo wiodącą wzdłuż Przylądka Dobrej Nadziei, trasę. To także cios dla Zachodu, bo przez Morze Czerwone przepływa ok. 10 proc. światowego handlu rocznie.

Uderzenie w pośredników

O potencjalnej inwazji na południowy Liban, gdzie stacjonują siły Hezbollahu, mówi się od początku wojny w Strefie Gazy. Powołujący się na źródła w amerykańskiej administracji CNN już w marcu pisał, że scenariusz operacji lądowej na terytorium Libanu jest możliwy i ta mogłaby się rozpocząć późną wiosną lub wczesnym latem. To znaczy, że Izraelczycy chcą najpierw zakończyć wojnę w Strefie Gazy, a następnie przesunąć wojska na drugi front. Libańska bojówka nie uczestniczyła w weekendowym ataku Iranu. Zdaniem ekspertów Hezbollah nie jest zainteresowany wojną z Izraelem na pełną skalę, wykraczającą poza trwające od 7 października wzajemne ostrzały na granicy. – Myślę, że Iran i Hezbollah są dość zgodne w tej kwestii i nie chcą szerszego konfliktu – mówił niedawno w rozmowie z DGP Julien Barnes-Dacey z European Council on Foreign Relations. Z tym że nowa dynamika w konflikcie izraelsko-irańskim może być dla Netanjahu dodatkowym motorem zachęcającym do rozprawienia się ze sprzymierzonymi z Iranem bojówkami na Bliskim Wschodzie. Ze względu na bezpośrednie sąsiedztwo Hezbollahu stanowi on najłatwiejszy cel.

Otwarta konfrontacja

Otwarta wojna między Izraelem a Iranem jest, zdaniem ekspertów, mało prawdopodobnym scenariuszem. – Zdolność Jerozolimy do prowadzenia wojny regionalnej jest całkowicie uzależniona od USA, a prezydent Joe Biden, podobnie jak cała Partia Demokratyczna, nie chcą dużego konfliktu na Bliskim Wschodzie. Szczególnie że w Stanach Zjednoczonych zaraz odbędą się wybory prezydenckie – mówi DGP Sami Hamdi, ekspert ds. Bliskiego Wschodu i dyrektor zarządzający w firmie International Interest. Jego zdaniem – nawet jeśli Netanjahu chciałby wywołać szerszy konflikt w regionie – Izrael nie ma innego wyjścia niż słuchać Waszyngtonu. Tym bardziej że podczas irańskiego ataku nie wystrzelono pocisków w kierunku amerykańskich baz wojskowych. Również Marcin Krzyżanowski z Uniwersytetu Jagiellońskiego podkreślał w rozmowie z DGP, że otwarta wojna byłaby trudna do przeprowadzenia m.in. ze względu na odległość między Iranem a Izraelem. – Potężna armia lądowa Izraela będzie bezużyteczna, bo nie będzie miała okazji do walki – mówił. Wskazywał także, iż – mimo dysproporcji sił konwencjonalnych na korzyść Izraela – ten może mieć problem z pokonaniem Iranu. To kraj o bardzo rozbudowanym przemyśle zbrojeniowym. ©℗