Niemal cała broń kupowana przez Izrael pochodzi z Niemiec i ze Stanów Zjednoczonych. Coraz więcej wpływowych polityków amerykańskich nawołuje do wstrzymania dostaw.

Debata na temat odpowiedzialności za sytuację w Strefie Gazy państw, które dostarczają Izraelowi broń, przestała być wyłącznie domeną środowisk lewicowych. Dzieje się tak nie tylko ze względu na wysoką liczbę ofiar śmiertelnych po stronie palestyńskiej – tych jest już ponad 30 tys. – ale również izraelski atak na konwój humanitarny World Central Kitchen, w którego wyniku zginął m.in. Polak Damian Soból.

Wczoraj przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości z dostaw broni do Izraela musiały się tłumaczyć Niemcy. Zostały one oskarżone o naruszenie Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa przez władze Nikaragui, sprzymierzonej z Rosją i sympatyzującej z Palestyńczykami. Chodzi nie tylko o wsparcie wojskowe, lecz także o decyzję o zaprzestaniu finansowania UNRWA, czyli Agencji ONZ ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie. Podczas przesłuchań, które rozpoczęły się w poniedziałek w Hadze, Nikaragua argumentowała, że „nie ma znaczenia, czy pociski dostarczane są prosto z Niemiec do izraelskiego czołgu ostrzeliwującego szpital, czy też trafiają do Izraela w celu uzupełnienia zapasów”. – Niemcy są świadome poważnego ryzyka popełnienia ludobójstwa – przekonywał trybunał ambasador Nikaragui w Holandii Carlos Argüello.

Władze środkowoamerykańskiego państwa zwróciły się do MTS, domagając się natychmiastowego zawieszenia niemieckiej pomocy wojskowej dla Izraela i zadbania, by dostawy, które już tam dotarły, nie zostały wykorzystane do walk o Gazę. Zdaniem Berlina podejście Nikaragui do trwającej od pół roku wojny jest jednak „jednostronne”. – Ignoruje fakty i prawo. W przeciwieństwie do Nikaragui, Niemcy nie są ślepe na fakt, że Hamas również ma zobowiązania wynikające z międzynarodowego prawa humanitarnego – przekonywała niemiecka prawniczka Tania von Uslar-Gleichen. Argumentację Berlina miał wspierać fakt, że od października 2023 r. do Izraela nie eksportowano już pocisków artyleryjskich ani amunicji, a licencje na wysyłkę broni są oceniane indywidualnie i mają przewyższać międzynarodowe standardy. – W przypadku każdej udzielonej licencji rząd niemiecki ocenia, czy istnieje wyraźne ryzyko, że dany przedmiot zostanie wykorzystany do popełnienia ludobójstwa, zbrodni przeciwko ludzkości lub poważnych naruszeń konwencji genewskiej – wskazywał Christian Tams, inny członek niemieckiego zespołu prawników.

W 2023 r. 30 proc. zakupionego przez Izrael sprzętu wojskowego pochodziło z Niemiec. W sumie, jak wylicza Sztokholmski Międzynarodowy Instytut Badań nad Pokojem, RFN jest drugim największym dostawcą broni do tego kraju. Z marcowej analizy ośrodka wynika, że wraz ze Stanami Zjednoczonymi odpowiada za 99 proc. całego importu broni (przy czym z USA pochodzi 69 proc.). Z jednej strony jest to efekt zlokalizowania dużych firm zbrojeniowych na terytorium obu państw. Z drugiej – wieloletniej polityki ich rządów. Dlaczego więc przed MTS nie stanęli również przedstawiciele amerykańskiej administracji? Niemcy są łatwiejszym celem. Berlin przyznał pełną jurysdykcję trybunałowi, zaś Waszyngton jej odmawia, z wyjątkiem przypadków, w których sam wyrazi na to zgodę. A mimo narastających w ostatnich miesiącach napięć w relacjach z Izraelem administracja prezydenta Joego Bidena sprzeciwiała się dotychczas ograniczeniu amerykańskiej pomocy wojskowej.

Z perspektywy Białego Domu jest ważne, by Izrael utrzymywał przewagę nad innymi państwami regionu. Sam proces dostarczania amerykańskiej broni do Izraela jest zresztą nieprzejrzysty. Ze względu na lukę prawną Departament Stanu nie musi informować Kongresu i opinii publicznej o niektórych zamówieniach złożonych przez Izrael po ataku Hamasu z 7 października 2023 r., ponieważ nie przekraczają one określonej wartości. Dziennikarz izraelskiego „Ha-Areca” Alon Pinkas przypominał, że tylko w tygodniu poprzedzającym atak na konwój WCK administracja Bidena autoryzowała sprzedaż 27 samolotów F-35 i dużą umowę na F-15 o wartości 2,5 mld dol. w sytuacji, w której pomoc dla broniącej się przed rosyjską agresją Ukrainy wciąż jest zablokowana. Gdy Chuck Schumer, lider senackiej większości, wygłosił płomienne przemówienie wzywające do nowych wyborów w Izraelu i krytykujące tamtejszy rząd za sposób prowadzenia wojny, odmówił opowiedzenia się za ograniczeniem dostaw broni.

Dzieje się tak, mimo że wyborcy demokratów popierają zawieszenie dostaw wojskowych do Izraela przynajmniej do czasu zaprzestania ataków na Strefę Gazy. Z marcowego badania Center for Economic and Policy Research wynika, że za takim rozwiązaniem opowiada się 62 proc. ankietowanych, którzy w wyborach prezydenckich w 2020 r. głosowali na Bidena, a zaledwie 14 proc. jest przeciwko. W skali całego kraju – niezależnie od preferencji politycznych – ograniczenie zbrojenia Izraela popiera 52 proc. społeczeństwa. Wyniki te odzwierciedlają zmiany w podejściu polityków Partii Demokratycznej. Nawet posłowie, którzy początkowo powstrzymywali się od ostrej krytyki rządu Izraela za jego taktykę w Strefie Gazy, przyłączyli się w ostatnich tygodniach do apeli o zawieszenie broni i wstrzymanie pomocy wojskowej.

Wśród osób, które podpisały list do Bidena i sekretarza stanu Antony’ego Blinkena w tej sprawie, znalazła się była spikerka Izby Reprezentantów i jedna z najbardziej zagorzałych sojuszniczek państwa żydowskiego Nancy Pelosi. Do wsparcia inicjatywy przekonał ją atak izraelskiego wojska na konwój WCK. „Pelosi zgadza się z częścią argumentów zawartych w liście i czuje, że musi zostać przeprowadzone kompleksowe, niezależne śledztwo w sprawie przerażającego zabójstwa bohaterów z World Central Kitchen” – przekazał mediom jej rzecznik prasowy. Wszelkie zmiany będą musiały jednak wyjść z Białego Domu, co będzie uzależnione od kalkulacji wyborczych sztabu Bidena. Decydując się na ograniczenia w dostępie do amerykańskiej broni, walczący o reelekcję demokrata może odzyskać część progresywnego i muzułmańskiego elektoratu, ale narazi się na utratę proizraelskiej bazy. ©℗