Kreml może próbować wykorzystać atak do łagodzenia napięć z Zachodem w imię walki ze wspólnym dżihadystycznym wrogiem.

Po zamachu na podmoskiewskie Crocus City Hall (ok. 139 zabitych) bardzo szybko podniosły się głosy, że został on przygotowany przez rosyjskie służby i jest operacją „fałszywej flagi”, która ma pomóc Kremlowi w nasileniu działań przeciwko Ukrainie. Niewiele osób dopuszczało myśl, że atak był dziełem organizacji terrorystycznej – i nawet kiedy odpowiedzialność za jego dokonanie wzięło na siebie Państwo Islamskie (o jego przeprowadzenie obwinia się Państwo Islamskie Prowincji Chorasan, ISKP) – wiele osób nadal podejrzewało w nim udział rosyjskich specsłużb. Takie podejrzenia nie są bezpodstawne. FSB była oskarżana o zorganizowanie trzech zamachów na bloki mieszkalne w 1999 r. (prawie 300 ofiar), które wyniosły do władzy Putina i dały mu pretekst do rozpoczęcia drugiej wojny czeczeńskiej. Z kolei do ataku na teatr na Dubrowce w 2002 r., w którym zginęło ponad 200 osób (z czego część w wyniku ataku służb na terrorystów), FSB miała dopuścić celowo. Ale istnieją silne przesłanki świadczące o tym, że Państwo Islamskie (ISIS), do której to sieci należy ISKP, ponownie zyskuje coraz większą zdolność uderzania poza swoim matecznikiem. Informacja, że nie pokonaliśmy ISIS – a wręcz, że jesteśmy dalecy od zwycięstwa – może być zaskoczeniem dla osób nieśledzących rozwoju islamskiego terroryzmu. Naszą uwagę przykuwały wydarzenia ostatnich lat, jak pandemia czy globalna konkurencja między USA a Chinami oraz wojna w Ukrainie, tymczasem w cieniu tych zjawisk Państwo Islamskie rozwijało zdolności operacyjne. W DGP z lipca 2023 („Plany strachu”, DGP Magazyn na Weekend nr 135 z 14 lipca 2023 r.) pisałem o ostrzeżeniach aż sześciu służb państw zachodnich dotyczących wzrostu zdolności przeprowadzania ataków przez ISKP. Wszystkie służby były zgodne, że po opuszczeniu Afganistanu przez Amerykanów radykałowie w ciągu półtora roku do dwóch lat odzyskają zdolność do uderzania w interesy Zachodu. Pojawiały się wątpliwości, czy to rzeczywiście możliwe, bo w tym czasie organizacja była zajęta walką z talibami i wyzwaniem było dla niej przeprowadzanie ataków nawet w sąsiednim Pakistanie. Ale, paradoksalnie, to ograniczenie pola działania sprawiło, że mocną stroną organizacji stały się operacje zewnętrzne. ISKP, szukając sposobów wzmocnienia swojej pozycji, coraz częściej atakowała cele za granicą, co podnosiło jej prestiż, zwiększało możliwości rekrutacji i finansowania, zwłaszcza dzięki wykorzystaniu własnych mediów, takich jak magazyn „Głos Chorasanu”. Poza tym talibowie, mimo obietnicy złożonej Amerykanom podczas negocjacji w katarskiej Ad-Dausze w 2020 r., mają trudność z opanowaniem ruchów terrorystycznych na terytorium Afganistanu. Tego samego dnia, co atak w Moskwie, ISKP dokonała zamachu bombowego na bank w Kandaharze, w którym zginęły 23 osoby. Już w lutym dało się słyszeć, że Moskwa i Pekin, chociaż chętnie współpracowałyby z rządem talibów przy wypychaniu Amerykanów z Azji Środkowej, to są rozczarowane nasileniem działań terrorystycznych prowadzonych z terytorium Afganistanu.

Na podbój świata

Problem zagrożenia ze strony ISKP zaczyna więc dotyczyć także Europy. Od dwóch lat jej macki pojawiają się w zamachach terrorystycznych organizacji islamistycznych przeprowadzonych lub udaremnionych na naszym kontynencie. Między innymi tak było w przypadku powstrzymanego ataku na paradę równości w Wiedniu (czerwiec 2023 r.), próby zamachów na jarmark bożonarodzeniowy w Wiedniu (2023 r.) oraz na katedrę w niemieckiej Kolonii (2023 r.); trzy dni przed zamachem w Moskwie aresztowano w Niemczech dwóch Afgańczyków planujących wywołanie strzelaniny w szwedzkim parlamencie – miał to być odwet za przypadki palenia Koranu w Skandynawii. Większy atak był przygotowywany przez rozbitą grupę ISKP w lipcu ub.r. w Niemczech i Holandii; aresztowano siedem osób, które planowały skoordynowane zamachy w wielu miejscach na terenie Niemiec.

W przypadku ostatniego spisku komórka pochodziła z Azji Środkowej i do Niemiec dotarła wraz z uchodźcami z Ukrainy w pierwszych dniach rosyjskiej napaści. Wśród potencjalnych zamachowców coraz częściej pojawiają się obywatele Tadżykistanu, Turkmenistanu, Uzbekistanu oraz Kirgistanu. Chociaż ISKP jest tworem relatywnie nowym w świecie dżihadu, bo powstała w 2015 r., to w jego skład wchodzą organizacje i osoby, które działały na terenie Azji Środkowej dużo wcześniej. Mowa chociażby o Islamskim Ruchu Uzbekistanu czy bojownikach pochodzących z Tadżykistanu, którzy zdobyli doświadczenie w trakcie wojny domowej w latach 1992–1997. A gdyby sięgnąć jeszcze dalej, to założyciele radykalnych organizacji w tym regionie, jak Dżuma Namangani czy Sajid Abdulloh Nuri, pobierali radykalne nauki jeszcze za czasów Związku Radzieckiego w tej samej madrasie w Duszanbe, będącej pod wpływem fundamentalistycznego ruchu Deobandi oraz nurtów islamistycznych. Korzenie ISKP są więc dość mocno osadzone w Azji Środkowej.

Dzięki obecności w swoich szeregach przedstawicieli ludności turkijskiej ISKP łatwo przenika do państw, w których jest jej znacząca diaspora, i stąd prawdopodobnie ich udział w zamachu w Moskwie. A ostatnio także coraz większe zagrożenie dla Turcji. Mimo tego, że służby tureckie, z racji bliskości upadłej Syrii i ISIS, są doświadczone i wyczulone, w styczniu nie zapobiegły atakowi na kościół w Stambule dokonanemu przez obywatela Tadżykistanu. W trakcie śledztwa wykryto również próbę szkolenia bojowników, z zamiarem wysłania ich do USA. Organizatorem akcji miał być migrant z Uzbekistanu. Ruch bezwizowy Turcji z bratnimi państwami Azji Centralnej i spora diaspora ułatwiają terrorystom tych narodowości omijanie tureckich filtrów bezpieczeństwa. W styczniu miał także miejsce zamach bombowy w szyickim Iranie – trzej terroryści zdetonowali bomby w mieście Kerman podczas upamiętnienia śmierci gen. Kasema Sulejmaniego, zabijając 90 osób. Odpowiedzialność za atak wzięła na siebie też ISKP, a jeden z zamachowców został zidentyfikowany jako Tadżyk szkolony w Afganistanie. Sam cel ataku nie był zaskoczeniem, bo szyici, uważani za heretyków przez Państwo Islamskie (jego członkowie to sunnici), są jednym z głównych celów ISKP i wiele ataków tej organizacji w samym Afganistanie jest skierowanych przeciwko szyickiej mniejszości Hazarów.

Nie tylko ISKP

Europocentryczne postrzeganie świata przez długi czas skłaniało nas do założenia, że problem islamistycznego terroryzmu został co najmniej znacząco zredukowany. Co prawda zamachy zdarzały się w Europie, ale na o wiele mniejszą skalę, a temat europejskich dżihadystów praktycznie zniknął z mediów. Dzisiaj, kiedy widzimy, że sporo zamachów, które nas dotykają, ma związek z ISKP, jesteśmy skłonni sądzić, że to do tego ugrupowania przeniósł się środek ciężkości Państwa Islamskiego. Obraz świata globalnego dżihadu jest jednak bardziej złożony. Główna kwatera Państwa Islamskiego – w Syrii – została poważnie naruszona. Ale to, że radykałom przez kilka lat udało się utrzymać quasi-państwową strukturę kalifatu, dało im nadzieję na dalsze sukcesy. Wilajety, prowincje Państwa Islamskiego, zyskują na sile w innych regionach świata. Najdobitniejszym tego przykładem jest Sahel, gdzie w dwóch krajach, Mali i Burkina Faso, rebelia islamistycznego terroryzmu (prowadzona również przez odłam Al-Kaidy: JNIM) obejmuje coraz większe terytoria. Z rozszerzaniem się rebelii nie radzą sobie junty wspierane przez rosyjskich najemników, mimo stosowania brutalnych metod, skierowanych także przeciwko ludności cywilnej. Podobny scenariusz rozwija się w Nigrze, po przewrocie i wydaleniu wojsk francuskich. A coraz liczniejsze świadectwa pokazują, że terroryści przenikają na północ państw leżących nad Zatoką Gwinejską. Działające na Sahelu organizacje liczą łącznie więcej członków niż ISKP, zaś Afryka odpowiadała w 2023 r. za ponad połowę ofiar islamskiego terroryzmu.

Sytuacja nie jest stabilna też na wschodzie kontynentu. W Somalii grupa Asz-Szabab, związana z Al-Kaidą, nasila działania, sięgające ponownie do Kenii, zwłaszcza w obliczu planowego wycofywania się wojskowej misji Unii Afrykańskiej. Dużo niżej, w Mozambiku, komórki terrorystyczne związane z ISIS, powstałe w okolicach 2014 r., urosły w siłę i zostały dofinansowane przez centralę. Pomimo deklaracji władz sprzed roku, że sytuacja w prowincji Cabo Delgado jest pod kontrolą, terroryści mordują i porywają chrześcijan, a także muzułmanów niechcących przyjąć ich wersji islamu. Tu warto wspomnieć, że w 2019 r. doszło tam do walk między terrorystami Państwa Islamskiego a ściągniętymi przez rząd wagnerowcami; starcia skończyły się porażką rosyjskich najemników, wbrew budowanemu przez nich wizerunkowi skuteczności działania na afrykańskim kontynencie.

Wydarzenia w Afryce nie są już pod względem zagrożenia terrorystycznego obojętne dla Europy. ISIS zachęca zradykalizowanych muzułmanów, również tych żyjących w Europie, do przyłączania się do walk. Jednocześnie Al-Kaida oraz ISIS próbują radykalizować migrantów udających się do Europy, a nawet, zdaniem hiszpańskiego eksperta od organizacji dżihadystycznych Christiana Ricósa Sevilli, tworzą, szkolą i rozwijają komórki terrorystyczne w Afryce, by następnie przenieść je na terytorium europejskie. Atutem takich osób jest to, że nie widnieją w bazach specsłużb. Docierając do nas, mają wiedzę, jak się urządzić, jak skorzystać ze wsparcia oferowanego szukającym azylu, i mają plan działania. Przykładem może być nożownik, który zaatakował wiernych w kościele w hiszpańskim Algeciras – był to przebywający bez pozwolenia migrant z Maroka, będący w kontakcie z komórkami dżihadystów w Tangerze i Ceucie.

ISIS przetrwało

Przez lata wydawało się, że Państwo Islamskie jest luźną strukturą, że organizacje na całym świecie, które składały ślubowanie wierności pierwszemu kalifowi Abu Bakrowi al-Baghdadiemu, przyłączały się do ISIS tylko ze względu na jego siłę oraz popularność. Takiemu myśleniu sprzyjało to, że wiele ataków w Europie zostało przeprowadzanych przez samotne wilki, ludzi raczej radykalizowanych i inspirowanych przez organizację niż wykonujących jej polecenia i umiejscowionych w jej strukturach. To jednak nie jest pełny obraz tej globalnej sieci, która posiada centra logistyczne i finansowe, pozwalające planować działania w różnych miejscach świata, wzmacniać wilajety, prowadzić spójną i globalną strategię PR oraz rekrutacji. Dlatego dużym sukcesem Amerykanów było na początku tego roku zabicie Bilala al-Sudaniego, członka ISIS w Somalii, a jednocześnie osoby odpowiedzialnej za finanse i logistykę Państwa Islamskiego. Prowadzone przez niego biuro wspierało rozwój organizacji w Demokratycznej Republice Konga i Mozambiku, a także właśnie ISKP w Afganistanie, wysyłając mu miesięcznie 25 tys. dol. Rozproszona struktura, po ograniczeniu działalności centrum w Syrii i Iraku, pozwoliła przejąć innym regionom elementy dowodzenia, a jednocześnie zachować kontrolę nad organizacją, zapewniając ciągłość i przyczyniając się do odzyskania zdolności operacyjnych.

Zaniepokojenie wzrostem skuteczności dżihadystów widać już w reakcjach służb i przywódców państw Zachodu. Prezydent Francji Emmanuel Macron jeszcze przed zamachem w Moskwie podjął decyzję o ograniczeniu o połowę liczby widzów spektaklu otwarcia letnich igrzysk olimpijskich w Paryżu. Początkowo defiladę płynących po Sekwanie łodzi z flagami państw miało oglądać 600 tys. osób; teraz wpuszczonych na nabrzeże zostanie 100 tys., a 220 tys. widzów będzie mogło stać na mostach i ulicach stolicy. Przedstawiciele francuskich służb wprost definiują ISIS i Al-Kaidę jako główne zagrożenie dla imprezy. Od ostatniego poważnego zamachu w Paryżu minęła prawie dekada, w trakcie której poczyniono ogromne wysiłki w zwalczaniu terroryzmu, a jednak zagrożenie pozostaje. Francuzi łączą wysiłki dla zapewnienia bezpieczeństwa z Niemcami, gdzie w czerwcu rozpoczną się mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Peter R. Neumann, niemiecki ekspert od terroryzmu z King’s College w Londynie, twierdzi, że Europa ponownie, jak podczas pierwszej fali terroryzmu z lat 2014–1016, mierzy się nie tylko z pojedynczymi sprawcami, lecz także z sieciami terrorystycznymi. Neumann, ale także dr Hans-Jakob Schindler z Counter Extremism Project, wskazują na ISKP jako największe potencjalne zagrożenie dla Niemiec.

Chodzi nie tylko o bezpośrednie zagrożenie dla obywateli, bo na rozwoju organizacji terrorystycznych cierpią także istotne interesy państw zachodnich. Destabilizacja Sahelu stała się jedną z przyczyn wycofania się stamtąd Francji; zwiększyło to także zagrożenie niekontrolowaną migracją. Plany budowy rurociągu transsaharyjskiego z Nigerii przez Algierię do Europy szybko się nie ziszczą ze względu na całkowity brak bezpieczeństwa w regionie. W Mozambiku francuski koncern TotalEnergies zdecydował się na ponad dwa lata przerwać działalność zmierzającą do wydobycia gazu ziemnego z szelfu w pobliżu Cabo Delgado. Niedawno wznowił operacje, jednak walki w regionie ponownie się nasiliły, co może ponownie zmusić go do wycofania.

Współpraca z Rosją?

W obliczu ataku na podmoskiewskie centrum liderzy państw zachodnich mogą być skłonni uznać, że mają z Rosją wspólnego wroga. Prezydent Macron po zamachu oświadczył, że ten sam wróg planował uderzyć we Francję. Doktor Kacper Rękawek z International Center for Counter-Terrorism w Hadze zaraz po zamachu wyraził zaniepokojenie, że Kreml może próbować wykorzystać atak do łagodzenia napięć z Zachodem powstałych po agresji na Ukrainę, w imię walki ze wspólnym dżihadystycznym wrogiem. I jak na zawołanie, dwa dni później, prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan w rozmowie telefonicznej z Putinem podkreślił konieczność wygaszenia napięć w regionie, by móc się zająć współpracą w zwalczaniu terroryzmu.

Taki scenariusz budzi obawy państw wschodniej flanki NATO, więc należy dobitnie przypominać sojusznikom z Zachodu jedną rzecz: Rosja posługuje się terroryzmem dla realizacji swoich interesów. Można mieć też nadzieję, że zdrowa ocena sytuacji przeważy, bo w niedawnej debacie w Bundestagu na temat zamachu przewodniczący komisji ds. zagranicznych Michael Roth z rządzącej SPD przypominał, że „Rosja jest państwem terrorystycznym”. ©Ⓟ