Ogólnonarodowa rozbudowa gigantycznej, lecz nieco przestarzałej amerykańskiej infrastruktury koncentruje się w USA na drogach. Środków potrzeba jeszcze więcej, niż przewiduje ustawa infrastrukturalna.

Raczej nic nie wskazuje na to, że zawalenie się mostu w Baltimore było związane ze złym stanem tej przeprawy nad zatoką Chesapeake. Zdarzenie było nieprzewidywalne, wielki kontenerowiec uderzył w kluczową strukturę, był to fatalny w skutkach błąd ludzki. Zgodnie z opinią federalnej administracji dróg i autostrad most oddany do użytku w 1977 r. był w przyzwoitym stanie. Katastrofa z Marylandu stanowi jednak dobry pretekst, by przyjrzeć się jakości infrastruktury w USA po ponad dwóch latach od wejścia w życie ustawy infrastrukturalnej. Ta została przyjętaw listopadzie 2021 r. z poparciem kongresmenów z dwóch partii.

Ustawa przewidująca wydatki na infrastrukturę w wysokości ponad 1,2 bln dol. to klejnot w koronie Joego Bidena. Prezydent wspomina o niej często w przemówieniach. Przypomina, że dzięki niej powstają miejsca pracy i możliwe było gospodarcze odbicie po pandemii koronawirusa. Przedstawia jako swój negocjacyjny sukces to, że udało mu się uzyskać w Kongresie wystarczające poparcie ze strony republikanów. To jedno z głównych kół zamachowych jego reelekcyjnej kampanii. 81-latek regularnie podróżuje w miejsca, gdzie są oddawane do użytku projekty sfinansowane z ustawy. Do rodzinnego Wilmington w Delaware czy do Ohio lub Kentucky. Nie wszystkie wyjazdy dochodzą do skutku. W styczniu 2022 r. Biden miał przyjechać do Pittsburgha w zachodniej Pensylwanii. Do wizyty nie doszło, bo w mieście wcześniej zawalił się jeden z mostów.

Obejmując urząd, Biden ogłosił „dekadę infrastruktury”. Był to moment najgorętszej od lat dyskusji o stanie amerykańskich dróg, mostów i kolei. Od lat 60. XX w. liczba ludności w USA się podwoiła, a wielkich programów państwowych brakowało. W 2021 r. prasa rozpisywała się, że Stany Zjednoczone na rozwój sieci transportowej przeznaczają ok. 0,5 proc. PKB w 2021 r., a Chiny prawie 5 proc. Raport American Society of Civil Engineers (ASCE) z tego samego roku wykazał, że w trzeciej dekadzie XXI w. Amerykanie powinni zainwestować prawie 3 mld dol. w infrastrukturę, jeśli chcą utrzymać tempo rozwoju gospodarczego. Mają one się zwrócić. Zgodnie z analizami Banku Światowego każdy publiczny dolar przeznaczony na rozbudowę infrastruktury zwraca się w 150 proc.

Gdzie więc jesteśmy prawie dwa i pół roku od wejścia ustawy infrastrukturalnej w życie? Administracja jest tu transparentna. Dane są przedstawiane na rządowych stronach. Na witrynie internetowej Białego Domu zamieszczono nawet wielką interaktywną mapę z prywatnymi i publicznymi inwestycjami (nie tylko z ustawy infrastrukturalnej). Podane są ich kwoty, a także liczba zapewnionych przez nie miejsc pracy. Mitch Landrieu, w Białym Domu prezydencki doradca ds. infrastrukturalnych, szacuje, że rozpoczęto już ponad 40 tys. projektów. Prócz dróg i mostów dotyczą one m.in. torów kolejowych, sieci energetycznych, portów, lotnisk stacji ładowania samochodów elektrycznych czy zapewnienia dostępu do internetu. Co w wielu miejscach na prowincji (np. w Appalachii) jest poważnym problemem. Wszystkie te inwestycje mają się zakończyć w perspektywie pięciu lat. Na niektórych polach tempo nie wydaje się wystarczające. Gdy spojrzeć na stan mostów, to od 2020 r. do 2023 r. ich stan poprawił się w ok. 43 tys. przypadków, ale w aż ok. 70 tys. takich budowli się pogorszył.

Równocześnie ustawa znajduje się pod sporym ostrzałem środowisk ekologicznych, zarzucających, że koncentruje się ona głównie na budowie ogromnych autostrad, a jedynie margines stanowią inwestycje w transport publiczny, w USA działający na znacznie niższym poziomie niż w Europie. Analiza pozarządowej organizacji Transportation for America (T4A) wykazała, że w wyniku planowanej rozbudowy sieci autostrad do 2040 r. w Stanach Zjednoczonych zostanie wyemitowanych o ponad 178 mln t gazów cieplarnianych więcej. A przypomnijmy, że zgodnie z celem obranym przez Bidena Stany Zjednoczone do 2050 r. mają osiągnąć neutralność klimatyczną, a do 2030 r. ograniczyć emisję dwutlenku węgla o 65 proc. w porównaniu z poziomami z 2020 r. Tak postawione więc przez rząd infrastrukturalne akcenty T4A nazywa „klimatyczną bombą zegarową”. – We wszystkich stanach widzimy inwestycje, które mają niekorzystny wpływ na klimat – twierdzi analityk T4A Corrigan Salerno.

Salerno mówi o „wszystkich stanach” i ma tu rację, bo ustawa jest naprawdę ogólnokrajowa. Projekty z niej finansowane powstają też na Portoryko, Samoa Amerykańskim czy w niebędącym stanem Dystrykcie Kolumbii. Analiza think tanku Brookings wykazała, że nie ma przy tym przechyłu politycznego, co przy wielkich ustawach zdarzało się za rządów Baracka Obama czy Donalda Trumpa. Stany mogą liczyć na pieniądze niezależnie od swoich partyjnych preferencji. Najmniejszymi beneficjentami są skłaniające się w kierunku republikanów Floryda oraz Indiana (odpowiednio 38 i 40 dol. per capita). Największymi są też republikańskie: Alaska (1956 dol.), Dakota Północna (514) oraz Montana (374). ©℗