Na szczytach władzy w Europie następuje radykalna zmiana sposobu myślenia o energetyce jądrowej.

– Kraje myślące o zamknięciu elektrowni jądrowych powinny dokładnie rozważyć możliwe opcje, zanim zrezygnują z łatwo dostępnego źródła niskoemisyjnej energii – powiedziała Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej na zeszłotygodniowym, pierwszym Szczycie Energetyki Jądrowej. Zauważyła, że w UE istnieją różne poglądy na temat atomu, a jego udział w produkcji prądu w UE spada od lat 90. Jednak w jej ocenie powinien on odegrać kluczową rolę w polityce klimatycznej.

W imprezie zorganizowanej przez Międzynarodową Agencję Energii Atomowej brali udział szefowie lub reprezentanci wielu rządów z całego świata (m.in. Argentyny, Brazylii, Kanady, Chin, Egiptu, Indii, Japonii, Korei Płd., Arabii Saudyjskiej, RPA, Turcji, ZEA, Wielkiej Brytanii i USA), przedstawiciele Unii, nauki i organizacji pozarządowych, ludzie z branży jądrowej. Nasze władze reprezentował premier Donald Tusk.

Państwa unijne podpisały „Deklarację przywódców europejskiego sojuszu jądrowego”. Jej sygnatariuszami oprócz Polski były Francja, Holandia, Belgia, Rumunia, Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Finlandia, Węgry, Słowacja, Słowenia i Szwecja. Chcą one współpracować przy uproszczeniu pozyskiwania finansowania ze środków europejskich na projekty jądrowe, w tym reaktory wielkoskalowe, małe reaktory modułowe (SMR), czy inne technologie związane z łańcuchami dostaw dla inwestycji w atom. Chcą, by Europejski Bank Inwestycyjny i inne instytucje finansowe uznały atom za źródło zeroemisyjne, co ułatwi pozyskiwanie środków na takie przedsięwzięcia.

Adam Błażowski, wiceprezes Fota4Climate, organizacji pozarządowej, która brała udział w szczycie, mówi DGP, że wydarzenie to pokazuje radykalną zmianę myślenia o atomie wśród europejskich elit. – Kończy się czas marzeń, że uda się zrealizować cel neutralności klimatycznej bez atomu. W Unii rośnie świadomość, że będzie on potrzebny. Widać, że kraje antyatomowe są w defensywie, a okno nowych możliwości otwiera się dla krajów proatomowych, których dziś już jest większość – podkreśla.

W Brukseli zabrakło przedstawicieli tradycyjnie antyatomowych Austrii i Niemiec, które jako pierwsze zdecydowały się na zamknięcie swoich reaktorów po katastrofie w japońskiej elektrowni Fukushima w 2011 r. Wiedeń i Berlin były też głównymi przeciwnikami ujęcia atomu w unijnej taksonomii, czyli liście inwestycji uznanych przez Komisję za zrównoważone.

Aktywiści ekologiczni protestowali. Jan Haverkamp, ekspert ds. energetyki jądrowej w Greenpeace International, mówi DGP, że nie ma możliwości, żeby atom pomógł nam osiągnąć neutralność klimatyczną do 2050 r. – Takie inwestycje wymagają stworzenia od podstaw łańcuchów wartości, a to jest niewykonalne w tak krótkim czasie. Z politycznym poparciem, programami wsparcia budowa elektrowni jądrowej może zająć nawet 50 lat. Dlatego zaskakuje mnie na szczycie optymizm, który nie ma związku z rzeczywistością – mówi. Przekonuje, że energetyka jądrowa odwraca uwagę od działań, które są najpilniejsze z punktu widzenia klimatu.

Adam Błażowski uważa, że trzeba wyrównać zasady konkurencji dla poszczególnych źródeł energii w transformacji energetycznej. – Obecnie energetyka jądrowa jest pod wieloma względami ograniczana. Jeśli są mechanizmy wsparcia dla OZE, trzeba uruchomić też wsparcie dla atomu. Powinny za tym pójść umowy międzynarodowe, mające na celu np. wspólny europejski system bezpieczeństwa jądrowego – mechanizm taki już działa np. w lotnictwie. Myślę, że skończy się na deklaracjach, ale przecież na COP28 w Dubaju w zeszłym roku również padła deklaracja o trzykrotnym zwiększeniu mocy z atomu. Za tym muszą pójść działania – mówi DGP. ©℗