Orędzie o stanie państwa Bidena oraz decyzja Sądu Najwyższego w sprawie Trumpa spychają na dalszy plan prawybory, w których zaskoczeń już raczej nie będzie.

Superwtorek, czyli powtarzające się w roku wyborczym na początku marca prawybory w kilkunastu stanach, nie będzie w tym roku wydarzeniem tak ekscytującym jak zazwyczaj. Cztery lata temu wyścig o nominację u demokratów był zacięty i dopiero dobre wyniki Joego Bidena w superwtorek przesądziły o uzyskaniu przez byłego wiceprezydenta statusu kandydata. W tym roku rywalizacje w obu amerykańskich partiach są tak naprawdę rozstrzygnięte. Tylko nadzwyczajne okoliczności zapobiegną listopadowej powtórce starcia Joe Biden kontra Donald Trump.

Biden zebrał w tej chwili 206 delegatów i w partii nie ma konkurencji (pozostali kandydaci mają łącznie dwóch delegatów). Trump ma ich 244, a Nikki Haley, jego jedyna już rywalka, 43. Mimo utraty dystansu była gubernator Karoliny Południowej z wyścigu o Biały Dom się nie wycofuje, choć prawyborczą porażkę poniosła pod koniec lutego nawet w swoim rodzinnym stanie. A później doszły do tego jeszcze wygrane Trumpa w Michigan, Missouri oraz Idaho. Haley wygrała wprawdzie w mocno niechętnym byłemu prezydentowi Dystrykcie Kolumbii, uzyskując tam 19 delegatów, ale prócz symboliki nie ma to większego znaczenia. Spekuluje się, że – jak wszystko na to wskazuje – po nieuchronnej porażce w prawyborach Haley może ogłosić zamiar startu w wyborach jako tzw. kandydatka trzeciej partii, podobnie jak Robert Kennedy Jr. Te plotki podsyca fakt, że w niedzielę była stała przedstawicielka Stanów Zjednoczonych przy Organizacji Narodów Zjednoczonych ogłosiła, że nie czuje się zobowiązana do poparcia Trumpa, gdyby poniosła klęskę w prawyborach.

Ważniejsza politycznie niż samo głosowanie w prawyborach była decyzja federalnego Sądu Najwyższego dotycząca Trumpa. Sędziowie uznali, że stany nie mają prawa do samodzielnego wykluczenia byłego prezydenta z kart do głosowania. Na taki krok zdecydował się Sąd Najwyższy Kolorado, wskazując na wprowadzoną po wojnie secesyjnej 14. poprawkę do konstytucji USA, która głosi, że nie może zostać wybrany na najważniejsze urzędy ktoś, kto „złożył przysięgę na konstytucję Stanów Zjednoczonych, a następnie wziął udział w powstaniu lub buncie przeciwko niej”. Wszystko rozbija się o szturm na Kapitol z 6 stycznia 2021 r. i rolę Trumpa w tych wydarzeniach. Ze względu na dominację konserwatystów w federalnym Sądzie Najwyższym orzeczenie niekorzystne dla byłego prezydenta było mało prawdopodobne – i tak też się stało – sędziowie uznali, że zakazać startu może tylko Kongres. A nawet gdyby najważniejszy organ władzy sądowniczej zaskoczył, utrudniłby Trumpowi plany, ale nie pozbawił go szans powrotu do Białego Domu.

Wraz z początkiem marca kampania wchodzi w intensywny okres. W czwartek na Kapitolu Biden wygłosi tradycyjne orędzie o stanie państwa, które rok temu zgromadziło przed telewizorami niemal 30 mln Amerykanów. Później pojedzie do kluczowych wyborczo stanów wahających się: Pensylwanii i Georgii. Trump, zachowujący się już jak kandydat republikanów, w poprzednim tygodniu był w Teksasie, gdzie krytykował Bidena na polu polityki migracyjnej, ale na nadchodzące dni nie ma zaplanowanych żadnych wieców. Sondaże wyglądają dla niego korzystnie, w najważniejszych wyborczo Michigan, Arizonie, Georgii i Pensylwanii ma nad Bidenem przewagę. Niepokojącą dla demokraty tendencją jest odpływ elektoratu progresywnego i muzułmańskiego. W prawyborach demokratycznych w Michigan ponad 13 proc. wyborców nie zagłosowało na żadnego kandydata w ramach protestu przeciwko bliskowschodniej polityce Białego Domu. To 100 tys. wyborców na poziomie prawyborów, a w 2020 r. Biden zwyciężył w tym stanie z Trumpem przewagą 150 tys. głosów. ©℗