Cóż więc począć z takimi pracami, jak analiza Christofera Schroedera i Livii Straccy z EBC? Ekonomiści potwierdzają w niej, że opodatkowanie emisji gazów cieplarnianych faktycznie zmniejsza ilość produkowanego dwutlenku węgla na terenie danego kraju. Dzieje się tak dlatego, że wytwórstwo i konsumpcja ulegają znacznemu podrożeniu. I żeby zachować w warunkach kapitalizmu konkurencyjność, trzeba produkcję albo ograniczyć, albo uczynić ją niskoemisyjną. Tylko że tu pojawia się problem. W teorii niskoemisyjność powinna być uzyskana drogą innowacji, zazielenienia gospodarki i racjonalniejszej konsumpcji czy oszczędzania energii. W praktyce tak się nie dzieje. Bogate społeczeństwa ciągle konsumują tyle samo wysokoemisyjnych dóbr. Tylko już ich same nie produkują, a po prostu zwiększają ich import. Ten zaś pochodzi z krajów, które o normy emisji CO2 troszczą się dużo mniej albo wcale.
I to jest właśnie ucieczka emisji. Z krajów, które chcą się bawić w politykę klimatyczną oraz poprawiać sobie samopoczucie, żyjąc w przeświadczeniu, że robią wszystko, by planetę ocalić (choć od 2026 w UE ma obowiązywać CBAM, podatek od sprowadzaych towarów wysokoemisyjnych). Do państw, gdzie takie „fanaberie” nie są politycznymi priorytetami. Sęk jednak w tym, że ziemski ekosystem jest niepodzielny. Nie da się z niego wykroić Zachodu, który będzie dbał o swoją Ziemię. I reszty, która może zdychać w spazmach klimatycznej katastrofy. Z globalnego punktu widzenia fakt, że emisja CO2 jest w Azji, a nie w Europie, naprawdę nie ma żadnego znaczenia.
Tekst Schroedera i Straccy pokazuje jeszcze jedno. Ucieczka emisji dużo bardziej dotyczy krajów, które prowadzą wolnorynkową politykę handlową. Bo one łatwiej i prędzej zastąpią własną produkcję, zduszoną podatkiem węglowym, importem. Ba, w większości przypadków może nawet będzie jeszcze taniej dla konsumenta. Z kolei dobrym sposobem na ograniczenie carbon leakage jest większy protekcjonizm oraz deglobalizacja. I tak właśnie wielkie świętości współczesnej zachodniej cywilizacji zaczynają się wzajemnie zderzać i wykluczać. Przecież skoro wolny handel jest dobry, a protekcjonizm zły, to jak skutecznie chronić się przed ucieczkami emisji? No i jak wytłumaczyć społeczeństwom, że śrubowanie norm klimatycznych jest wyrzeczeniem, które przynosi realne straty (zniszczenie własnej produkcji i miejsc pracy), ale klimatu nie ratuje? ©Ⓟ