Pandemia koronawirusa pozostawiła nas z pytaniami, o których wielu z nas dziś nie chce pamiętać. Weźmy szczepionki: darmowe czy płatne? Czy i komu powinny być podawane w pierwszej kolejności? To dylematy nie tylko czysto moralne, lecz także ekonomiczne. Odpowiedzi na te pytania próbuję znaleźć wspólnie z Mohammadem Akbarpourem, Erikiem Budishem i Scottem Duke’em Kominersem.

Zacznijmy od tego, jak wyglądałaby idealna kolejka po szczepienia. Wyobraźmy sobie, że wiemy wszystko o każdym obywatelu: znamy nie tylko jego wiek, płeć, zawód oraz miejsce pracy, lecz także stan zdrowia, sytuację rodzinną i styl życia. Mając te informacje, możemy zacząć szczepienia od tych, którzy tworzą największą wartość społeczną. A więc w pierwszej kolejności preparat zostałby podany np. pielęgniarce pracującej na oddziale zakaźnym, samotnie wychowującej dzieci oraz opiekującej się starszymi rodzicami. Jej szybkie zaszczepienie przyniosłoby ogółowi wielkie korzyści zdrowotne, społeczne i ekonomiczne. Na końcu kolejki znalazłby się miliarder, który życie spędza w swojej niedostępnej willi. Szczepiąc się, nie tworzy korzyści ani dla siebie, ani dla społeczeństwa, ani nawet ekonomicznych, bo majątkiem zarządza zdalnie.

Państwo nie ma tak szczegółowych informacji o obywatelach, zaś próba ustawienia idealnej kolejki oznaczałaby ogromną ingerencję w naszą prywatność. W pandemii rządy zdecydowały się więc na niedoskonałe rozwiązanie: społeczeństwa podzielono na grupy na podstawie dostępnych kryteriów (np. wiek i zawód) i szczepiono je w turach. Co ciekawe, nawet najbardziej wolnorynkowe kraje podawały preparaty obywatelom za darmo. Szczepionki najpierw trafiły więc do personelu medycznego walczącego na pierwszej linii pandemicznego frontu, zaś przy odrobinie cierpliwości każdy mógł się zaszczepić bez względu na grubość portfela. Ale grupy określono nieprecyzyjne, a o kolejności szczepień często decydowały koneksje, dostęp do informacji i szczęście. Wiele osób spoza grup priorytetowych, w obawie przed zakażeniem, przez miesiące się izolowało, poświęcając swoje życie zawodowe i rodzinne.

A gdyby każdy mógł kupić szczepionkę dla siebie? Państwo nabywałoby je od producentów, a następnie gra popytu i podaży na krajowym rynku wyznaczałaby ich cenę. Zaletą rozwiązania jest wolność wyboru: szczepić się natychmiast, ale płacić więcej, czy poczekać, aż ceny preparatów spadną? Zatem rynek zbliża nas do rozwiązania idealnego, i to bez konieczności poświęcania prywatności. Jest tylko jedno ale – nie każdego chętnego będzie na szczepienie stać. Nasza pielęgniarka zapewne będzie się wahać przed wydaniem znaczącej sumy na preparat. W tym czasie może zakazić nie tylko siebie, dzieci i rodziców, lecz także pacjentów. A miliarder nie odczuje kosztu kupna szczepionki i ją przyjmie, nawet jeżeli korzyści z tego dla ogółu będą znikome. Zatem w systemie rynkowym decydującą rolę grają rzeczywiste potrzeby, ale też zasobność portfela.

Czy jesteśmy skazani na wybór mniejszego zła? A może wcale nie musimy wybierać? Rozdział hybrydowy szczepionek wykorzystuje zalety systemów darmowego oraz rynkowego. W skrócie działa tak: dzielimy społeczeństwo na grupy, a następnie decydujemy, w których z nich zastosować alokację darmową, a w których rynkową. W grupach priorytetowych, o najwyższej użyteczności społecznej, szczepionki są darmowe. Reszta może kupić preparaty na rynku. Ale nawet tu uzależniamy ceny od charakterystyk grupy, stosując niższe ceny dla mniej zamożnych, jeżeli ich szczepienie jest pożądane społecznie. Jak wyglądałoby to w praktyce? Wyobraźmy sobie trzy grupy: lekarzy, emerytów i resztę społeczeństwa. Przy rozdziale darmowym szczepilibyśmy kolejno lekarzy, emerytów, na końcu pozostałych. W przypadku alokacji hybrydowej tylko lekarze dostaliby bezpłatne szczepienie, reszta musiałaby płacić. Zaraz po lekarzach szczepienia otrzymałaby większość emerytów – np. mogliby skorzystać z dużych zniżek – oraz pozostałe osoby o najwyższej skłonności do zapłaty i najwyższej użyteczności społecznej. Na końcu szczepilibyśmy tych, którym na szybkim przyjęciu preparatu nie zależy i którzy woleliby zaczekać, aż ceny spadną.

System hybrydowy jest bardziej skomplikowany niż dwa pozostałe, ale wciąż jeszcze mamy czas, żeby przygotować się na następną pandemię. Bo że kolejna będzie, to pewne. ©Ⓟ