Nie było innego wyboru, niż pozwać Polskę za nieodebranie szczepionek – przekonuje koncern. Wczoraj odbyła się pierwsza rozprawa.

Proces wytoczony Warszawie we wrześniu 2023 r. może potrwać nawet dwa lata. Przypomnijmy: Pfizer żąda ok. 6 mld zł za zamówione przez polski rząd, a nieodebrane 60 mln szczepionek przeciwko COVID-19. Polska odmawia, powołując się m.in. na siłę wyższą, czyli koszty związane z wybuchem wojny w Ukrainie.

Wczoraj przed sądem I instancji w Brukseli odbyło się wstępne przesłuchanie w tej sprawie. Pierwotnie zaplanowane było na grudzień, ale – jak wynika z nieoficjalnych informacji DGP – zostało przełożone ze względu na zmianę władzy w Polsce. Tak, by dać rządowi Donalda Tuska czas na przygotowanie strategii. „Podczas rozprawy wstępnej podejmowane są jedynie wstępne czynności proceduralne, takie jak ustalenie harmonogramu postępowania sądowego” – przekazała DGP reprezentująca Warszawę belgijska kancelaria Strelia.

Taką rozprawę mają już za sobą Węgry, które Pfizer pozwał pod koniec ubiegłego roku. – Data kolejnej nie została jeszcze wyznaczona. Po wstępnym przesłuchaniu sprawa trafia na wokandę. Zwykle mija jednak dużo czasu, zanim odbędzie się kolejna rozprawa. Strony przygotowują w międzyczasie wnioski i linię obrony – mówi nam osoba zaznajomiona z pozwem przeciwko Budapesztowi.

Na celowniku Pfizera – oprócz Polski i Węgier – znalazła się także Rumunia. – Współpracujemy z państwami członkowskimi UE od wielu miesięcy i podjęliśmy liczne próby dostosowania się do potrzeb każdego z nich. Niestety, wysiłki te okazały się nieskuteczne w przypadku niektórych krajów, a Pfizer i BioNTech nie miały innego wyboru niż wszczęcie postępowania sądowego w celu wyegzekwowania naszych praw wynikających z umowy – broni stanowiska koncernu Karolina Nowaczyk-Tomasik z oddziału Pfizera w Polsce.

Na przebieg procesów wpłynąć może wynik toczącej się przed Trybunałem Sprawiedliwości UE sprawy przeciwko Komisji Europejskiej. W ubiegłym roku „New York Times” pozwał ją w związku z odmową publikacji wiadomości, które Ursula von der Leyen wymieniała z prezesem Pfizera Albertem Bourlą. Mogły one zawierać szczegóły dotyczące warunków umowy. – Może to mieć znaczenie dla powodzenia roszczeń koncernu – przekonuje jeden z naszych rozmówców.

Wczoraj przed sądem w Brukseli odbyło się wstępne przesłuchanie w sprawie, którą Pfizer wniósł przeciw Polsce we wrześniu 2023 r. Rozprawa miała się odbyć 5 grudnia, ale – jak nieoficjalnie usłyszeliśmy – przełożono ją ze względu na zmianę władzy w Polsce, by dać przyszłemu rządowi Donalda Tuska czas na przygotowanie strategii. Zapytaliśmy o nią Ministerstwo Zdrowia, ale nie dostaliśmy odpowiedzi. „Podczas rozprawy wstępnej podejmowane są jedynie wstępne czynności proceduralne, takie jak ustalenie harmonogramu postępowania sądowego” – przekazała nam e-mailowo reprezentująca Warszawę belgijska kancelaria Strelia. Prawnicy nie odpowiedzieli jednak na pytanie dotyczące dalszych kroków.

Wstępną rozprawę mają za sobą Węgry. W grudniu 2023 r. jako pierwsi pisaliśmy, że Budapeszt również znalazł się na celowniku giganta farmaceutycznego. Rząd Viktora Orbána odmówił odbioru nowych dostaw szczepionek, powołując się, podobnie jak Polska, na konieczność przyjęcia uchodźców z Ukrainy i związane z tym wydatki, oraz problemy z przechowywaniem preparatu i brakiem popytu na kolejne dawki. – Data kolejnej węgierskiej rozprawy nie została jeszcze wyznaczona. Po wstępnym przesłuchaniu sprawa trafia na wokandę. Zwykle mija jednak dużo czasu, zanim odbędzie się kolejna rozprawa. Strony przygotowują w międzyczasie wnioski i linię obrony. Tak samo będzie po rozprawie wstępnej w przypadku Polski – mówi osoba zaznajomiona z pozwem przeciwko Budapesztowi. Cały proces może potrwać nawet dwa lata.

Sprawy Pfizera przeciwko państwom członkowskim Unii Europejskiej są prowadzone na podstawie belgijskiego prawa, bo umowę ramową w sprawie zakupu szczepionek Komisja Europejska zawarła według tamtejszego prawodawstwa. Koncern w obu sprawach reprezentuje kancelaria Loyens & Loeff. Farmaceutyczny gigant nie ustępuje, bo pod koniec grudnia zawiadomienie o wszczęciu postępowania sądowego otrzymała także Rumunia. – Pierwsza rozprawa ma się odbyć pod koniec lutego – przekazał rzecznik tamtejszego rządu Mihai Constantin. Bukareszt odmówił przyjęcia 28 mln dawek o wartości 550 mln euro. Dziś swoją strategię obrony ko ordynuje z Polską. Według rumuńskiego „Cuget Liber de Constanța” będzie reprezentowany przez tę samą kancelarię, co Polacy i Węgrzy.

Pfizer przekonuje, że „wykazał się niezwykłą elastycznością, aby dostosować się do sytuacji państw członkowskich, m.in. poprzez zastosowanie rozwiązań, takich jak zmiana harmonogramu dostaw czy ustanowienie europejskiej sieci produkcyjnej”. – Współpracujemy z państwami członkowskimi UE od wielu miesięcy i podjęliśmy liczne próby dostosowania się do potrzeb każdego z nich. Niestety wysiłki te okazały się nieskuteczne w przypadku niektórych krajów, a Pfizer i BioNTech nie miały innego wyboru niż wszczęcie postępowania sądowego w celu wyegzekwowania naszych praw wynikających z umowy – przekonuje w rozmowie z DGP Karolina Nowaczyk-Tomasik z oddziału Pfizera w Polsce.

Kwestia zakupu szczepionek zeszła w UE na dalszy plan ze względu na wyzwania geopolityczne i zbliżające się wybory do Parlamentu Europejskiego, ale nowe światło na sprawę może rzucić tocząca się właśnie przed Trybunałem Sprawiedliwości UE sprawa przeciwko Komisji Europejskiej. Redakcja „New York Timesa” wniosła w 2023 r. pozew w związku z nieupublicznieniem przez KE wiadomości na Whats Appie, jakie przewodnicząca Ursula von der Leyen miała wymieniać z prezesem Pfizera Albertem Bourlą w okresie poprzedzającym negocjacje w sprawie zakupu szczepionek. – Opinii publicznej nadal odmawia się informacji na temat warunków jednego z największych zamówień publicznych w historii Unii. Urzędnicy publiczni nie powinni mieć możliwości unikania nadzoru poprzez korzystanie z alternatywnych form komunikacji – komentowała Nicole Taylor, rzeczniczka nowojorskiego dziennika.

Orzeczenie w tej sprawie trybunał ma wydać w I połowie roku. – Szanse na sukces „New York Timesa” są wysokie – oceniał w rozmowie z Politico.eu prawnik Yoann Boubacir, odwołując się do unijnego rozporządzenia z 2001 r., które stanowi, że obywatele UE powinni mieć prawo dostępu do „wszelkich treści, niezależnie od ich nośnika (zapisanych na papierze lub przechowywanych w formie elektronicznej, nagrań dźwiękowych, wizualnych lub audiowizualnych)”. Może to więc obejmować także wiadomości tekstowe. Jeden z naszych rozmówców podkreślał, że komunikacja między von der Leyen i Bourlą mogła zawierać warunki negocjacji umowy. – Może to być ważne dla zrozumienia, w jaki sposób doszło do jej zawarcia i czy wszystko odbyło się zgodnie z prawem – mówił. ©℗