MSZ wciąż oczekuje od Berlina rekompensaty finansowej za straty wojenne. Wydaje się, że dobrym kierunkiem jest tu uzbrojenie wyprodukowane przez niemiecki przemysł – np. okręty podwodne.

– Będę też prosił panią minister, aby rząd niemiecki w kreatywny sposób pomyślał o tym, jak znaleźć formę rekompensaty tych strat wojennych czy zadośćuczynienia – mówił Radosław Sikorski na konferencji prasowej podczas swojej wizyty w niemieckiej stolicy. Z kolei w wywiadzie dla „Die Welt” stwierdził, że „refleksja Niemiec nad przeszłością powinna zostać wyrażona także w formie rekompensaty finansowej”. Ten przekaz pokazuje, że dla nowego ministra spraw zagranicznych jasne jest, że reparacji sensu stricto nie otrzymamy, ale to nie znaczy, że temat jest zamknięty.

Tak o reparacjach Sikorski mówił DGP we wrześniu 2022 r.: – Całym sercem popieram, by każdy z nas dostał 163 tys. euro na głowę, 2 mln zł na rodzinę. Powtarzam od lat, że jeśli PiS to załatwi, to na nich zagłosuję. Musieliby więc zdążyć do wyborów. Obawiam się, że po siedmiu latach zwlekania wysłanie noty dyplomatycznej Niemcom nie wystarczy, bo odpowiedzą tak jak Grekom, których wysłali na drzewo. Jeśli się weźmie pod uwagę, że nie ma trybunału, do którego można się odwołać, potrzebne są bardziej stanowcze ruchy. Chyba jedynym sposobem na przymuszenie Niemców jest wypowiedzenie im wojny i jej wygranie – ironizował wówczas polityk.

O możliwym zadośćuczynieniu wypowiadał się też we wtorek na naszych łamach prof. Stanisław Żerko. – Dobrym pomysłem jest też skierowanie niemieckich środków na wzmacnianie polskiej armii, to byłoby również z korzyścią dla Niemiec – tłumaczył historyk związany z Instytutem Zachodnim i Akademią Marynarki Wojennej. Tego typu mechanizm funkcjonuje np. w przypadku pomocy militarnej Ukrainie. Na przykład duża część środków, które mają zostać przeznaczone na ten cel przez Stany Zjednoczone, ma być kierowana w postaci zamówień do amerykańskich koncernów zbrojeniowych, których produkty mają uzupełnić magazyny. One częściowo zostały opróżnione właśnie przez wysyłanie sprzętu do broniących się Ukraińców.

By taka forma zadośćuczynienia była satysfakcjonująca dla obu stron, to Niemcy muszą być w stanie wyprodukować dany sprzęt, a Polska musi takiego rodzaju uzbrojenia potrzebować. Jakie mogłoby to być uzbrojenie? Wydaje się, że oba te kryteria doskonale spełniałyby okręty podwodne. Agencja Uzbrojenia właśnie prowadzi postępowanie Orka, czyli zakup OP. Poważnie są rozpatrywane oferty z Korei Południowej, Francji, Hiszpanii, ze Szwecji i z Niemiec. ThyssenKrupp Marine Services może zaproponować np. okręt typu 212, na zakup którego w ostatnich latach zdecydowała się Norwegia. Trzy–cztery tego typu okręty mają wartość kilkunastu miliardów złotych. To jest produkt, który Niemcy są zapewne w stanie wyprodukować w roztropnym terminie, a my takich zdolności potrzebujemy.

Znacznie gorzej wygląda to w przypadku czołgów Leopard 2. Polska strona, mimo że ma ponad 200 tego typu pojazdów, w ostatnich latach zdecydowała się na duży zakup amerykańskich abramsów (366 sztuk) i koreańskich K2 (180 sztuk). Na dodatek wciąż jest rozważana koncepcja produkcji czołgów K2PL, czyli współpracy przemysłowej z Koreańczykami, która miałaby owocować montażem, a później produkcją takich czołgów w Polsce. Tymczasem Niemcy mają ograniczone możliwości produkcyjne i w pierwszej kolejności muszą zrealizować zawarte już kontrakty dla Węgier i Norwegii. Dostawy dla tego drugiego kraju mają się zakończyć dopiero w 2031 r. Na marginesie warto odnotować, że przy okazji tego zakupu wojsko norweskie wolało konkurencję z Korei, ale najpewniej przeważyły względy polityczne. Na dodatek zła kooperacja przemysłowa przy modernizacji polskich leopardów nie stworzyła dobrego fundamentu pod współpracę polsko-niemiecką w dziedzinie broni pancernej.

Z kolei jeśli chodzi o obronę przeciwlotniczą, to Niemcy produkują dobrze sprawdzające się w Ukrainie zestawy krótkiego zasięgu Iris-T, a na dodatek zainicjowały European Sky Shield Initiative, w ramach której ma być budowana europejska obrona przeciwrakietowa i przeciwlotnicza. Ale w tym obszarze projekt polski oparty na amerykańskim systemie Patriot oraz programy Narew i Pilica są znacznie bardziej zaawansowane, a duża część umów wykonawczych jest już podpisana. Tutaj trudno byłoby znaleźć pole do współpracy.

Za to możliwa wydaje się kooperacja, jeśli chodzi o dostawy statków powietrznych. Wiadomo, że polskie Siły Powietrzne potrzebują jeszcze co najmniej dwóch eskadr, czyli 32 samolotów. Choć Polska obecnie jest bliżej koncepcji zakupu samolotów F-15, F-16 albo F-35, to jednak zdecydowanie można sobie wyobrazić wybór eurofighterów, w których produkcji udział biorą także niemieckie przedsiębiorstwa. Trudniej byłoby, jeśli chodzi o śmigłowce. Ale tutaj można by znaleźć pole współpracy z Airbusem, w którym udziały ma niemiecki skarb państwa.

Na pewno w przypadku chęci i „kreatywnego podejścia” strony niemieckiej można znaleźć ciekawe projekty, jeśli zadośćuczynienie miałoby się dokonać w obszarze obronności. Doświadczenie ostatnich kilku dekad pokazuje jednak, że jeśli chodzi o „pojednanie”, to naszym partnerom trudno wyjść poza tworzenie kolejnych fundacji czy uchwał parlamentu, za którymi nie idą konkrety. ©℗

Zadośćuczynienie w obszarze obronności jest realistyczne