Od 2025 r. na Litwie ma na stałe stacjonować prawie 5 tys. żołnierzy niemieckich. Tak poważnego zobowiązania na wschodniej flance nie podjął się żaden z europejskich sojuszników.

Naszego północno-wschodniego sąsiada ma wzmocnić brygada podzielona na trzy bataliony. Jeden z nich, pewnie najbardziej liczny i najlepiej wyposażony ma być kontynuacją natowskiej batalionowej grupy bojowej, która na Litwie stacjonuje już od 2016 r., a Niemcy są jej państwem ramowym, czyli tworzą trzon sił. Swoich żołnierzy wydelegowali tam również Czesi, Norwedzy, Holendrzy i Belgowie. Zaangażowani są także Islandczycy. Pozostałe dwa mają stworzyć żołnierze ze 122 batalionu grenadierów pancernych, których głównym wyposażeniem są wozy bojowe Puma, oraz z 203 batalionu pancernego wyposażonego w czołgi Leopard 2. W każdym z nich powinny być po 44 tego typu maszyny.

Niemieccy żołnierze na Litwie

W II kw. nadchodzącego roku na Litwę ma się udać grupa niemieckich żołnierzy logistyków, którzy zaczną przygotowywać misję na miejscu, a oficjalnie brygada ma zacząć działać w 2025 r., tak by dwa lata później osiągnąć pełną gotowość operacyjną. Biorąc pod uwagę, że obecnie na Litwie służy ok. 12 tys. żołnierzy zawodowych, będzie to olbrzymie wzmocnienie tego kraju i również jasny sygnał solidarności sojuszniczej wysyłany w stronę Moskwy.

Jednostki mają stacjonować w Rukli i Rudnikach, czyli w pobliżu największych miast – Kowna i Wilna. – Bundeswehra nigdy dotąd nie miała za granicą na stałe tak dużo żołnierzy – stwierdził na konferencji prasowej w poniedziałek niemiecki minister obrony Boris Pistorius. Warto jednak podkreślić, że decyzję o tym, że na Litwę ma trafić niemiecka brygada, podjęto już na szczycie NATO w Madrycie pod koniec czerwca 2022 r.

Od tego czasu trwały przepychanki między Berlinem a Wilnem o to, jak to sformułowanie rozumieć. Niemcy długo upierali się, że te jednostki będą po prostu stacjonować w wysokiej gotowości w Republice Federalnej i w razie kryzysu szybko zostaną przerzucone. By sprostać zadaniu, miały na Litwie regularnie ćwiczyć i poznać dobrze uwarunkowania geograficzne. Zupełnie inaczej rozumieli to Litwini, którzy po prostu oczekiwali więcej żołnierzy sojuszniczych u siebie w kraju, ale nie byli w stanie od razu zapewnić infrastruktury do przyjęcia kilku tysięcy żołnierzy, którzy gdzieś muszą spać, składować sprzęt, jeść itd.

Mapa drogowa

W końcu jednak po coraz większej krytyce Litwinów i miesiącach niezdecydowania Niemcy wreszcie się zgodzili i w poniedziałek przedstawili konkretny harmonogram, tzw. mapę drogową. – To jest projekt flagowy ministra obrony Borisa Pistoriusa, ten polityk najbardziej dąży do jego realizacji. Czy to się uda, w dużej mierze zależy od tego, jak długo utrzyma się na stanowisku. Ale tym projektem Niemcy chcą odzyskać wiarygodność sojuszniczą – wyjaśnia Justyna Gotkowska, wiceszefowa Ośrodka Studiów Wschodnich, która od lat analizuje niemiecką politykę bezpieczeństwa. – Wciąż niewiadomą pozostaje to, jak ten projekt zostanie sfinansowany – dodaje ekspertka.

Warto podkreślić, że ta niemiecka obecność na Litwie ma być stała i wiąże się m.in. z przeniesieniem rodzin żołnierzy – na podobnej zasadzie jak obecnie amerykańscy wojskowi stacjonują w Republice Federalnej. Jeśli Niemcy faktycznie stworzą tak silny kontyngent na wschodzie, a obecnie wiele na to wskazuje, to poza Amerykanami będzie to najsilniejsze wzmocnienie flanki wschodniej, jakie tworzą europejscy sojusznicy. Podobne batalionowe grupy bojowe stacjonują także w Polsce, gdzie państwem ramowym są USA, oraz na Łotwie (Kanada) i w Estonii (Wielka Brytania).

Jednak Brytyjczycy nie mają obecnie zdolności, by tak jak Niemcy wystawić brygadę wojsk lądowych, a w kuluarach słychać, że sami Estończycy wolą pieniądze przeznaczyć na modernizację własnych sił zbrojnych niż na budowę infrastruktury, by przyjąć wojska sojusznicze. Także Kanada nie jest teraz w stanie szybko wystawić brygady w gotowości bojowej, a obecnie wydaje tylko 1,3 proc. PKB na obronność i będzie miała poważne trudności, by spełnić rekomendowany przez Sojusz Północnoatlantycki poziom 2 proc. PKB. Z kolei Francja wysłała do Rumunii ok. tysiąca żołnierzy. ©℗