Centrum Berlina zostało opanowane przez strajkujących rolników. Poparcie dla koalicji rządzącej jest rekordowo niskie, a dla sił opozycyjnych, w tym nacjonalistów, najwyższe w historii.

„Wystarczy”, „Bez rolników nie ma przyszłości”, „Czasem trzeba zatopić statek, by pozbyć się szczurów” – takie hasła mieli na transparentach rolnicy, którzy wczoraj opanowali niemiecką stolicę. Policja oceniała, że ulice Berlina blokowało ok. 6 tys. pojazdów – głównie traktorów, ale też ciężarówek przedstawicieli branży transportowej, która dołączyła do protestu, oraz co najmniej kilkanaście tysięcy protestujących. Przyczyną wystąpień było obcięcie subwencji do paliwa rolniczego oraz wycofanie się z ulg podatkowych. I chociaż rząd Olafa Scholza i tak złagodził cięcia i wydłużył czas na ich wprowadzenie, nie uspokoił tym rolników, którzy demonstrowali przez cały ubiegły tydzień.

To nie jedyne protesty, które w ostatnich dniach mają miejsce w RFN. W weekend kilkadziesiąt tysięcy osób w różnych miastach demonstrowało z kolei przeciw prawicowej Alternatywie dla Niemiec (AfD). To reakcja na doniesienia dziennikarzy „Correctiv” o spotkaniu z udziałem polityków tej partii, na którym snuto plany odesłania części migrantów mieszkających w Niemczech do ich ojczyzn. Z kolei od środy do piątku strajkowali maszyniści, którzy domagali się podwyżek i skrócenia czasu pracy do 35 godzin tygodniowo – to spór, który toczy niemiecką kolej już od miesięcy. Jeśli do tego dodamy cały czas tlący się konflikt na tle kryzysu migracyjnego, z którym lokalne władze często sobie nie radzą, oraz regularne protesty młodzieżowych ruchów ekologicznych, których przedstawiciele przyklejają się do dróg, widać, że Niemców ogarnęło wrzenie, którego kraj nie doświadczał przez lata.

To zaś przekłada się na poparcie dla partii. Trzy ugrupowania rządzące – Socjaldemokratyczną Partię Niemiec, Zielonych i liberałów z Wolnej Partii Demokratycznej – popiera najmniej Niemców od powstania ich rządu. Obecnie to zaledwie nieco ponad 30 proc. Dla porównania pod koniec 2021 r., krótko po objęciu przez Scholza urzędu kanclerza, było to ponad 50 proc. Odwrotny trend widać w sympatiach dla stronnictw opozycyjnych. Chadecja, która w 2021 r. – po 16 latach – przeszła do opozycji, cieszy się obecnie prawie tak samo dużym poparciem jak trzy partie koalicyjne razem wzięte. Wielkim wygranym ostatnich miesięcy jest radykalnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD), na którą chce głosować 22–24 proc. ankietowanych. We wschodnich krajach związkowych – Turyngii, Saksonii i Brandenburgii, gdzie we wrześniu odbędą się wybory regionalne – to poparcie jest nawet wyższe i zdecydowanie przekracza 30 proc. Problemem tej formacji będzie jednak kordon sanitarny, którym przedstawiciele innych partii ją otaczają, co przekłada się na jej brak zdolności koalicyjnych. To z jednej strony powoduje, że AfD praktycznie nigdzie nie rządzi, a z drugiej, że powstają egzotyczne, niespójne programowo koalicje.

– Jeszcze w latach 80. z Zielonych też się wyśmiewano i nie zapraszano do żadnych programów w mediach, bo rzucali kamieniami czy byli odpowiedzialni za ataki na policję. Potem podobny kordon był wokół Lewicy (Die Linke), a dziś obserwujemy to wobec AfD, która jest jednak bardziej radykalna i często sięga po hasła neofaszystowskie. Ale takie bojkoty nie zmienią tego, że od lat obserwujemy zmierzch partii ludowych, czyli chadecji i socjaldemokracji. Teraz ten proces jest już zaawansowany – tłumaczy Anna Kwiatkowska z Ośrodka Studiów Wschodnich. Oprócz AfD w ostatnich dniach gwiazdą sondaży została nowa partia Sahry Wagenknecht, która wcześniej była związana z radykalnie lewicową Die Linke. Według sondażu Insa mogłaby liczyć na 14 proc. poparcia, ale na razie nie ma to jeszcze potwierdzenia w innych badaniach.

Czy te protesty społeczne i przetasowania sondażowe mogą się przełożyć na przedterminowe wybory parlamentarne? – Żyjemy w czasach, w których zdarzają się rzeczy wcześniej niewyobrażalne, ale przyspieszone wybory są bardzo mało prawdopodobne choćby dlatego, że nie ma jasnej alternatywy dla obecnej koalicji. Żadnej z partii rządzących nie opłaca się teraz pójście do wcześniejszych wyborów, a bez nich to się nie uda z powodów proceduralnych – wyjaśnia Kwiatkowska. – Zmiany rządzących bez nowych wyborów też nie ma co się spodziewać, bo chadecja nie ma partnera do rządzenia. Jedynym rozwiązaniem mogłaby być znów wielka koalicja, czyli rządy chadecji z socjaldemokracją, ale to mogłoby doprowadzić do jeszcze większych frustracji społecznych i nasilenia protestów – dodaje. ©℗

Czytaj też: 10 lat temu Niemcy i Polacy byli tak samo zadowoleni z życia. Dziś jesteśmy 2. w UE, a Niemcy przedostatni